Do dzisiaj też rewelacyjnie nie było. Jak często słyszeliśmy o przypadkach wspólnego „biesiadowania” polityków, sędziów i wyższych rangą oficerów policji z politykami i biznesmenami poruszającymi się często po cienkiej linii oddzielającej prawo od bezprawia? Co ciekawe sami zainteresowani nie widzą w takim postępowaniu nic niestosownego. Przecież polityk to osoba zaufania publicznego, a ten czy inny deweloper to szanowany biznesmen sponsorujący w dodatku imprezy dla dzieci policjantów. Problem pojawia się, gdy trzeba wobec polityka czy dewelopera poprowadzić postępowanie za przestępstwa o charakterze np. korupcyjnym. Jak wtedy wygląda wzajemny stosunek obu podmiotów? Mamy Stasia i Grzesia, czy niezależnego prokuratora i niezawisły Sąd oraz osobę podejrzaną?
O standardach etycznych wspominać właściwie nie warto, bo takowe nie istnieją praktycznie. Pustosłowia i kłamstwa powtarzane na okrągło od lat. Wciąż te same słowa wyuczone i powtarzane przez te same osoby i ich uczniów wyszkolonych na partyjnych zebraniach i telewizyjnych debatach. Społeczeństwo się do nich zdążyło przyzwyczaić. Nie wierzy nikomu i każdego traktujemy jak potencjalnego kłamcę.
To wszystko jeszcze byłoby do zniesienia, gdyby pełną niezależność i obiektywność zachowywały media. Tu niestety również mamy do czynienia z kolegami kolegów i często biznesowo – towarzyskimi układami. Przykro to mówić ale dziennikarze to kolejna duża i w dodatku zepsuta grupa społeczna. Wielu dziennikarzy można po prostu kupić. Inni z kolei nie mogą pisać tego, co widzą, bo na przykład ich opinie lub teksty są niezgodne z „linią programową” gazety czy innego wydawnictwa. Wydawcom, czy też redoktorom naczelnym nie przeszkadza wspólne biesiadowanie z szefami organów ściagania, politykami i biznesmenami. - To nie była żadna impreza tylko pożegnanie komendanta policji odchodzącego na emeryturę - to może być argument nie do odrzucenia. Tylko dlaczego w knajpie za miastem i uczestniczą w nim politycy, przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości albo wspomniani biznesmeni?
Od kilku dni cała Polska żyje tzw. Aferą hazardową nałożył się na nią początek procesu Beaty Sawickiej. Co ciekawe, obie sprawy bardzo często zamiast być punktem wyjścia do dyskusji na temat standardów etycznych są idiotyczną paplaniną na temat upolitycznienia CBA oraz Mariusza Kamińskiego i przekraczania przez niego uprawnień. Jak często słyszeliśmy przyłapanych na szwindlu polityków, że to polityczny atak? Dwie sprawy i zrobiono z CBA policję polityczną. To przecież absurd dla każdego zdrowo myślącego osobnika ludzkiego. Nikt nie przedstawił statystyk kilkuletniej pracy Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Ilości prowadzonych spraw, liczby postawionych zarzutów i sporządzonych aktów oskarżenia.
Oglądamy więc panią poseł Sawicką, która bez skrępowania opowiada jak to przyjmowała prezenty i umizgi agenta CBA. Słuchamy o bukietach kwiatów związanych perłami i wiecznych piórach z brylantami i wydaje się, że ona taka biedna i skrzywdzona. Nic się przecież nie stało. Tylko rozum na chwilę kobiecie odebrało i zamiast głową zaczęła myśleć całkiem inną częścią ciała. Tylko czy aby na pewno? Czy o „macherach od prywatyzacji szpitali” i korzyściach, jakie można dla siebie wyciągnąć mając odpowiednie znajomości rozmawiała osóbka naiwna, niedoświadczona i zagubiona w otaczającym ją świecie? Nie wydaje mi się. Mamy do czynienia z dojrzała kobietą, która doskonale wie co mówi. Nie opowiada dowcipów, skeczy, czy scenariusza thrillera politycznego. Mówi o czymś o czym rozmawiała lub słyszała wcześniej. Z kim mogła rozmawiać o prywatyzacji szpitali, jak nie z partyjnymi kolegami? To może oznaczać, że podobne rozmowy są Platformie normą i obyczajem.
Przy okazji pani poseł przypomniało mi się spotkanie sprzed kilku lat. Kandydaci na posłów rozmawiali z pewną posłanką. Wszyscy mieli świadomość, że będzie ona jedyną, która ma szanse na reelekcję. Co usłyszeli? Tylko tyle, że wybory parlamentarne należy traktować jako „przedbiegi” do samorządowych i że na tym wszyscy powinni się skupić, bo... i tu cytuję „prawdziwa kasa jest w samorządach”.
Cóż takiego słyszymy w sprawie Beaty Sawickiej od polityków? Są oburzeni i nie kryją tego w swoich publicznych wypowiedziach. – Jakim prawem agent CBA jeździł białym sportowym Mercedesem – pytają a postronny słuchacz myśli, że to za jego pieniądze ten samochód zakupiony został a oficer dostał go w prezencie. Ręce po prostu opadają. Widać, zdaniem polityków Platformy, udający zamożnego przedsiębiorcę agent, powinien jeździć Trabantem. Są idiotami, czy tylko takich udają? Myślę, że trochę jedno, trochę drugie.
Kolejną ofiara CBA jest nie wiadomo kto. Domniemana ofiara, domniemanych fałszerstw. To w jej imieniu dlatego postawiono wczoraj Mariuszowi Kamińskiemu zarzuty, które następnie utajniono. To chyba pierwszy taki przypadek po 1989 ale prokurator widać doskonale pamięta tamte czasy. Dla mnie to skandal tym bardziej, że osoby zatrzymane w związku z tzw. aferą gruntową zostały ostatnio skazane.
Sposób myślenia posłanki Sawickiej i jej kolegów potwierdza też ostatnie zamieszanie wokół gier hazardowych. Po raz kolejny usłyszeliśmy o „załatwiaczach”. I słyszę to z ust lidera Klubu Parlamentarnego , Zbigniewa Chlebowskiego, który swego czasu był jednym z kandydatów na stanowisko Ministra Finansów w Rządzie Donalda Tuska. Przy okazji przypomniałem sobie osobę, o której także mówiono, że jest „załatwiaczem”. Był nim ponoć były minister sportu, który został zastrzelony przed jednym z warszawskich lokali.
Napisz komentarz
Komentarze