Na koncert wybrałem się razem z rodziną mojego dobrego przyjaciela. Z dotarciem na miejsce nie mieliśmy większych problemów. Jako jedni z ostatnich zaparkowaliśmy na specjalnie wydzielonej części parkingu hipermarketu Carrefour i praktycznie od razu ruszyliśmy w kierunku stadionu.
Na miejscu zastaliśmy naprawdę sporo ludzi czekających na otwarcie bramek, co miało nastąpić dopiero o piątej po południu. W powietrzu czuć było radość, podniecenie, szaleństwo, w końcu niezbyt często mamy szansę podziwiać swoją ulubioną kapelę w akcji!
Był jednak jeden minus. Liczba toalet była wyjątkowo mała. Ja sam naliczyłem może z dziewięć. Jak na 70-tysięczną publiczność to naprawdę kiepsko.
Jakieś dwie godziny przed otwarciem bramek wszyscy oczekujący usłyszeli jak dźwiękowcy zaczęli grać szlagier „Vertigo”, następnie był hit końca lat 80. „I Still Haven’t Found What I’m Looking For”, potem “Where The Streets Have No Name”. Niektórych ogarnęła euforia, kiedy usłyszeli znane i lubiane melodie. Na sam koniec usłyszeliśmy “Beautiful Day”, podczas którego ktoś z ekipy zagrał słynny riff, uwaga - Black Sabbath’owego „Iron Mana”.
W końcu nastała godzina siedemnasta. Bramki otwarte! I tu kolejny minus: ochrona. Była wyjątkowo niemiła, kiedy nastąpiło wpuszczanie fanów na stadion. Ja miałem pecha i zostałem pozbawiony dwóch pysznych kanapek, podczas gdy mój znajomy w ogóle nie został przeszukany! Poczułem się mocno pokrzywdzony. Całe szczęście został poratowany przez dwóch fanów, Mikołaja i Bogusława, którzy dali mi po jednej kanapce. Ochrona dała się jeszcze we znaki, kiedy zacząłem napawać się widokiem sceny (o której napiszę później). Natychmiast ktoś kazał mi odejść od barierek twierdząc, że „nie chce mieć przez to kłopotów”.
Przejdźmy teraz do nieco milszych rzeczy. U2 znane było z widowiskowych koncertów w latach 90. (trasy ZOO TV oraz POPMart). Początek XX wieku był raczej powrotem do korzeni (niezwykle skromna trasa Elevation i nieco odważniejsza Vertigo). Najnowsze tournee to wyraźny powrót do dawnego rozmachu. Ogromna scena nazwana „The Claw”, którą było widać z zewnątrz stadionu, robi wrażenie. Pod nią okrągła scena, a dookoła niej wybieg. W głowie milion myśli na temat tego, co już za parę godzin się tu stanie.
Jednak zanim U2 weszło na scenę fani obejrzeli koncert supportującej grupy Snow Patrol. Irlandzko-szkocka formacja zagrała naprawdę dobrze, wszystkim podobał się ich występ. Zapewne wielu fanów odwiedzi po koncercie sklepy muzyczne w poszukiwaniu płyt Śnieżnego Patrolu.
Po godzinnym występie Snow Patrol zeszło ze sceny. Zaczęło się oczekiwanie. Już pewnie nikt nie mógł się doczekać kiedy zobaczy Bono, The Edge’a, Adama i Larry’ego. Minęła godzina, wszystkie światła nagle zgasły. Na scenę powolnym krokiem zaczął wchodzić perkusista. Oświetlany przez jasne światło reflektora kilka razy zatrzymywał się i machał polskiej publiczności. Usiadł za bębnami i zaczął grać wstęp do pierwszego utworu. Na scenie zaczęli pojawiać się pozostali muzycy. The Edge podkręca gitarę i mamy pierwszą piosenkę: „Breathe”. Bluesowo-rock’n’rollowy utwór z chwytliwym refrenem moim zdaniem idealnie nadawał się na sam początek show. Następnym kawałkiem był „No Line On The Horizon”. Jeśli ktoś czytał opinię gitarzysty o tym utworze i był na koncercie, to doskonale zrozumiał, dlaczego The Edge wypowiedział się, że jest to „Rock’n’Roll 2009”. Po tej piosence nastąpiła cisza, która została przerwana przez coraz głośniejsze intro:
„The future…the future…the future… the future…the future…the future…
The future needs a big Kiss!!!”
I już wszyscy wiedzą, że nastąpiła pora na pierwszy singiel z ostatniego albumu, czyli “Get On Your Boots”. Po chwili kolejne intro i „Magnificent” z bardzo mądrym, moim zdaniem oczywiście, refrenem:
„Only love can leave such a mark.
But Only love can heal such a scar.”
[reklama2]
Nastepnie szlagier z płyty „All That You Can’t Leave Behind”, czyli „Beautiful Day”, na końcu którego Bono zaczął krzyczeć „Marsz! Marsz! Dąbrowski!”. Piękna chwila. Chwilę później „Elevation” z tej samej płyty rozbujało publikę na maksa. I wtedy moment, na który wszyscy czekali. Utwór zainspirowany działalnością Lecha Wałęsy i Solidarnością. „New Year’s Day”. Stadion momentalnie stał się gigantyczną biało-czerwoną flagą. Widok zapierał dech w piersiach. Bono upadł na kolana i pocałował scenę. Dla takich chwil się żyje.
Następnie chwila ukojenia razem ze „I Still Haven’t Found What I’m Looking For”. Świetne wykonanie, dodam tylko, że pierwszą zwrotkę Bono „zostawił” publice. Kolejna porcja ukojeń przyszła razem z akustycznym wykonaniem utworu „Stuck In A Moment”. Powiem tylko, że jest to drugi utwór U2, jaki usłyszałem w swym życiu, oraz pierwszy, w jakim się zakochałem. Łezka zakręciła się w oku, kiedy zaczęli go grać. Szczególnie zapadło mi w pamięć zakończenie, kiedy Bono kilka razy śpiewał przedostatni wers, jakby nie chciał tego skończyć.
Potem przyszedł czas na kolejną kompozycję z ostatniego albumu. „Uknown Caller” wprowadził publikę w niezwykły klimat miasta Fez, w którym utwór ten był nagrywany. Następnie bardzo stary kawałek zatytułowany „Unforgettable Fire” pochodzący z płyty o tym samym tytule wydanej w 1985 roku. Podczas grania tej piosenki ekran zawieszony nad głowami muzyków zaczął się nagle… powiększać! Ekrany, z których był złożony zaczęły się od siebie rozdzielać tworząc coś naprawdę niesamowitego.
Następnie było śliczne „City Of Blinding Lights” oraz ostre „Vertigo”. A potem kolejna niespodzianka: Dance’owa wersja “I’ll Go Crazy If I Don’t Go Crazy Tonight”. Rzecz chyba niespotykana na koncertach rockowych idealnie wpasowała się w czwartkowe show. Po czymś takim wszyscy pragnęli jeszcze więcej. Nagle perkusista zaczyna słynnym biciem kolejny utwór: „Sunday Bloody Sunday”, kawałek napisany z myślą o krwawych wydarzeń, jakie miały miejsce w Derry (Irlandia Północna) 30 stycznia 1972 roku, kiedy brytyjskie siły militarne zastrzeliły 14 uczestników pokojowego marszu.
Potem pierwszy hit U2: „Pride (In The Name Of Love)”, potem zgrabnie wplecione „MLK” i „Walk On”, podczas którego na wybieg weszli wolontariusze z maskami z podobizną Aung San Suu Kyi, kobiety, która za działalność na rzecz praw człowieka została zamknięta w więzieniu w Birmie.
Następnie U2 zagrali „Where The Streets Have No Name”, utwór który świetne wypada na koncertach, oraz „One”, prawdopodobnie swój największy hit, przez niektórych uznawany za arcydzieło nad arcydziełami. Wykonanie tego utworu było wyjątkowe. Bono kazał wszystkim podnieść do góry telefony, światła zgasły, a cały stadion zamienił się w wielką drogę mleczną. Kolejny widok zapierający dech w piersiach.
Po tym utworze U2 zeszli ze sceny żegnając się z fanami, jednak wrócili po chwili i wykonali jeszcze trzy utwory na bis. Pierwszym z nich był kawałek pochodzący z płyty „Achtung Baby”: „Ultraviolet (Light My Way)”. Dodam, że była to spora niespodzianka, gdyż panowie nie grali tego od trasy ZOO TV, czyli od początku lat 90. Następnie hit „With Or Without You” oraz kończący cały spektakl „Moment Of Surrender”, niezwykły, wręcz psychodeliczny utwór stał się idealnym zakończeniem największego muzycznego wydarzenia w Polsce w tym roku.
Kiedy U2 na dobre zeszli ze sceny dotarło do mojej świadomości to, że nie prędko do nas wrócą, dlatego też ten kto nie był niech lepiej żałuje, ponieważ ominął go wspaniały występ wspaniałego zespołu. Jednym słowem, MAGNIFICENT.
Od Autora: Chciałbym z całego serca podziękować Krzysztofowi, Michałowi i Mateuszowi Pawlikowskim, z którymi dotarłem i wróciłem z Chorzowa, oraz Mikołajowi i Bogusławowi za nakarmienie mnie swoimi pysznymi kanapkami.
Tekst i zdjęcia: Rafał Kowalski
Napisz komentarz
Komentarze