Jak wspominałem we wcześniejszych publikacjach (Moje miasto w rock’n’rollowym widzie czy A jednak Rock’n’Roll) końcowe lata 40-te i wczesne 50-te po zakończonej II Wojnie Światowej były wielką pustynią rozrywki w naszym mieście. Nie było jeszcze telewizji, nie w każdym domu był radioodbiornik. Sytuacja zmuszała ludzi, a w szczególności tomaszowską młodzież do samoorganizowania się. Kino "Mazowsze" (wcześniej, przed rokiem 1954, "Przedwiośnie") przy ul. Jerozolimskiej, choć repertuar filmów był ubogi, pod stałą kontrolą cenzury i Centrali Wynajmu Filmów (CWF) nie zaspakajało potrzeb dla coraz bardziej łaknącego rozrywki, robotniczego społeczeństwa miasta
W systemie socjalistycznym funkcję kulturalnego zabezpieczenia czasu wolnego młodzieży, pełniły świetlice przyzakładowe, o których dokładnie opowiedziałem we wcześniejszych publikacjach. Istniały one przy każdym, dużym przedsiębiorstwie, takim jak: Fabryka Dywanów na Rolandówce, Fabryka Filców Technicznych przy ul. Warszawskiej nad Wolbórką (dziś bawialnia Kajtek), ZPW Mazovia (włókiennicze oddziały A, B, C) przy ulicach Barlickiego, Warszawskiej, H. Sawickiej, ZPW Nowotki w Starzycach, Fabryka Skór przy Konstytucji 3-go Maja (dawna Hanki Sawickiej) czy ZWCh Wistom (dawna Fabryka Sztucznego Jedwabiu) przy ul. Spalskiej (dawna Zubrzyckiego). Jednak symbolem tamtych lat, wczesnego socjalizmu, poza kinem była książka, a właściwie jej czytanie.
Panowała wielka moda na czytanie, organizowaliśmy wyścigi wśród młodych czytających, kto więcej przeczyta książek. Pamiętam, że w mojej klasie prym w czytelniczych zawodach wiódł Jurek Przybysz, który zamieszkiwał w obiektach starej cegielni na Krycha Polu (teraz stoi tu wieżowiec, w którym mieszkam). Dziś jest znanym w Tomaszowie Maz. zbieraczem staroci.
Jurek w swoim najlepszym, czytelniczym okresie, czytał do 10 książek tygodniowo, w co nie wierzyliśmy. Były przypadki, że kilku niedowiarków sprawdzało Jurka ze skutkiem negatywnym dla nich. Był taki okres w naszym życiu, z racji bliskiego zamieszkania byliśmy z sobą bardzoo zżyci. Na co dzień, mogłem osobiście doświadczać jego czytelniczych rekordów. Tym samym tworzyliśmy swoisty ranking czytelniczy. Nie znaczy to, że nie istniały osoby, które cechował książkowstręt. Biblioteki i wypożyczalnie książek były wszędzie: w szkołach, w zakładach pracy, w przyzakładowych świetlicach, na dworcach PKP i PKS (istniały, jako czytelnie dla podróżnych), w domach kultury. Miejska Biblioteka Publiczna w naszym mieście, posiadająca w swych zbiorach najwięcej tytułów, za moich czasów znajdowała się na pierwszym piętrze obecnego budynku Urzędu Miasta, z wejściem od ulicy Mościckiego. Była zawsze kompletnie wypełniona czytelnikami.
W tym okresie kierownikiem biblioteki była nasza, przedwcześnie zmarła poetka Teresa Gabrysiewiczówna. Gdy chciało się wypożyczyć konkretny, rozchwytywany tytuł, trzeba było często przypominać się wypożyczającej osobie, zapisywać do zeszytu i oczekiwać na swoją kolejkę. Choć często oczekiwany wolumin nie zawsze był zwrócony na czas. Dostać się do pracownika wypożyczającego książki, również kosztowało sporo kolejkowego czasu, by niejednokrotnie odejść z przysłowiowym kwitkiem.
To książka i kino, kształtowało moje pokolenie. Książkę miało się zawsze przy sobie, czytało się na przystankach autobusowych, w pociągach, tramwajach, w kolejkach do kina, do sklepów, na plaży i na ławeczce w parku. Po prostu wszędzie. Zakupić książkę można było nie tylko w księgarniach, domach książki. Stoiska z książką były w poczekalniach kin, domach towarowych, w sklepach spożywczych, w kioskach Ruch.
Istniały małe wydawnictwa, o formatach kieszonkowych, jak na przykład Biblioteka Tygrysa (dotyczyła opisywanych wydarzeń i działań z okresu II Wojny Światowej), czy ZłotegoKluczyka (kryminały), sprzedawane we wszystkich kioskach Ruch, gdzie oprócz prasy, na czas podróżowania kupowało się mały, jednorazowy egzemplarz. Wszyscy byliśmy oczytani, w mniejszym lub większym stopniu pozytywnie zniewoleni tą czynnością. A jakie to miało znaczenie dla intelektualnego rozwoju człowieka? Ogromne. Niech na to pytanie odpowiedzą sobie pokolenia współczesne – młodzież - wychowana na programach telewizyjnych, komputerach, wirtualnych grach. Całe moje pokolenie swoją młodość, dojrzewanie kształtowało w wymienionych powyżej świetlicach przyzakładowych, chwała im za to, że istniały. Tak było w całym kraju.
Podziel się
Oceń
Napisz komentarz
Komentarze
Antoni Malewski
14.10.2020 14:10
Tak się w moim życiu wydarzyło, że rosłem, dojrzewałem równo z pokoleniem urodzonym (1945r) w okresie wojennym czy powojennym. Dzięki czemu rozwój inetektualny, kulturalny miasta (mam na myśli świetlice, kluby, kawiarnie, kina, koncerty, teatry - choć objazdowe) stałem się świadkiem, uczestnikiem tych przemian. Przyszedł taki czas, że pozwoliłem sobie, podzielić się swoimi uczuciami, doświadczeniami.z pokoleniami, które przyszło na ŚWIAT PO NAS.
Napisz komentarz
Komentarze