Zaczęło się od pytania radnego Adriana Witczaka na temat finansowania szkoły należącej do Archidiecezji Łódzkiej. Pytanie cokolwiek niezręczne, bo sam radny pracuje w konkurencyjnej szkole prywatnej związanej z innym związkiem wyznaniowym, czyli SCh TOMY. Trudno oprzeć się wrażeniu, że radny działa we własnym interesie a nie w tzw. interesie publicznym. To nie pierwsza tego typu krytyka finansowania szkół katolickich podejmowana przez Witczaka. Temat i pytania pojawiały się już wcześniej. Chodzi o różnice w wielkości subwencji.
Urzędnicy od kilku lat tłumaczą radnemu, że rozbieżność w wielkości przekazywanych pieniędzy na każdego ucznia wynika z przepisów ustaw oświatowych. i związana jest z faktem, że szkoła w której radny pracuje nie jest szkołą publiczną a prywatną, pobierającą czesne od rodziców uczniów. Szkoły katolickie czesnego nie pobierają, a więc mają status szkół publicznych. Muszą więc otrzymywać dokładnie takie kwoty, jakie koszty ponosi miasto w przeliczeniu na jednego ucznia we własnych placówkach oświatowych.
Paradoks polega na tym, że do szkół od lat dopłacamy. Dopłacać będziemy coraz więcej, bo szkół w Tomaszowie jest za dużo a decyzje o ich likwidacji są nie tylko mało popularne, bo wywołują emocje ale też nie akceptowane przez kuratorów oświaty. Politycy PiS w swym "geniuszu" postanowili, że decyzja kuratora jest wiążąca dla organu prowadzącego. Nikt nie zastanowił się nad pokryciem kosztów funkcjonowania.
Radny Witczak dopytywał więc ile dzieci uczęszcza do szkoły przy Bartosza Głowackiego i jakie kwoty otrzymywałaby, gdyby nie została uznana za publiczną. Skąd to pytanie? Zdaniem klubu radnych Koalicji Obywatelskiej szkoła katolicka ma status szkoły publicznej, ponieważ decyzję w tej sprawie wydały władze miasta, a wydać jej nie powinny i nie musiały.
- Nie jest dla nikogo tajemnicą, że w przypadku placówek publicznych prowadzonych przez inne niż jednostki samorządu terytorialnego podmioty, kwota subwencji oświatowej jest powiększona o wskaźnik zwiększający, który organ prowadzący wylicza i ma obowiązek przekazywać. Szkoła archidiecezjalna ma obecnie większą liczbę dzieci. Dotąd było to 79 uczniów. Obecnie liczba ta zwiększyła się do 102 - odpowiadała wymijająco Iwona Sudak, odsyłając radnego do informacji zawartych m.in. w raporcie o stanie miasta.
Radny Cezary Krawczyk zachęcał do przeprowadzenia niezależnego audytu dotyczącego stanu oświaty na terenie miasta. Miałby on zostać dokonany przez zewnętrzny podmiot. Przypomniał, że miasto dopłaca do prowadzonych przez siebie szkół ponad 40 milionów rocznie. Audyt powinien też wskazywać kierunki, w których władze samorządowe powinni zmierzać. Rzecz jednak w tym, że aby miał sens powinien dotyczyć szkół wszystkich szczebli zlokalizowanych we wszystkich gminach oraz w powiecie (szkoły ponadpodstawowe). Nie należy zapominać, że szkoły podstawowe produkują przyszłych uczniów szkół średnich i studentów. Pomysł audytu znalazł się także w przygotowywanej strategii rozwoju miasta.
Prezydent Witko przypomniał negatywny wpływ na system oświatowy decyzji rządu o przeprowadzeniu reform w szkolnictwie. Likwidacja gimnazjów pogorszyła i tak kiepską sytuację finansową. Miasto stanęło przed wyborem likwidacji części gimnazjów lub przekształceniem ich w podstawówki. Podjęto tę drugą decyzję. W przeciwnym wypadku ok. 200 nauczycieli mogło stracić pracę. Ma ona jedna długoterminowe skutki. Zresztą nie tylko te negatywne - finansowe. Mniej liczne klasy to lepsze wyniki uczniów na egzaminach końcowych. Tak przynajmniej twierdzą miejskie władze.
Tomaszów ponosi też gigantyczne koszty z tytułu dopłat do przedszkoli niepublicznych. - Mamy tu do czynienia z nierówną konkurencją, ponieważ większość z nich nie pracuje w oparciu o przepisy karty nauczyciela. Tu, gdzie my musimy zatrudnić dwóch nauczycieli, w placówce niepublicznej wystarczy jeden - wyjaśniał Witko.
Dużym problemem są też osiedla "obwarzankowe" powstające poza granicami miasta. Gminy wiejskie ponoszą tylko część kosztów nauki dzieci w szkołach miejskich. Prezydent podkreślał, że potrzebne są rozwiązania o charakterze systemowym. Dyskusja toczyła się więc wokół pieniędzy a raczej ich niedoboru. Być może powodem było to, że dyskutowano przy okazji zmian budżetowych.
Adrian Witczak stwierdził, że władze miasta "zupełnie nie ogarniają tematu oświaty". Żadnych konkretów jednak się nie doszukał i nie wskazał. Pochwalił się natomiast, że mógłby pomóc... czemu nie pomaga? Bo Marcin Witko musi o to poprosić. Odkrywczo doszedł do wniosku, że prezydent i jego służby odpowiadają za funkcjonowanie miejskiej oświaty, co nie jest przecież dla nikogo żadną tajemnicą, bo wynika na wprost z przepisów nie tylko oświatowych ale i samorządowych.
Radny Witczak jak zwykle zna receptę, ale w czasie obrad się nią nie podzielił. Pomysłów na polepszenie funkcjonowania oświaty nie znajdziemy także wśród kilkudziesięciu złożonych przez niego interpelacji i wniosków.
Są to zapytania w sprawie kosztów wprowadzenia reformy edukacji w szkołach dla których organem prowadzącym jest Gmina Miasto Tomaszów Mazowiecki lub stałego monitorowania i zaprzestanie realizacji zajęć sportowych na zewnątrz w szkołach oraz miejskich obiektach sportowych w czasie przekroczenia norm zanieczyszczenia powietrza. Ostatnia dotyczyła wypłat nagród dla nauczycieli i pracowników niepedagogicznych w roku 2019 i 2020. Konkretów oczywiście brak. Zamiast nich jest emocjonalna ekscytacja przed obiektywami kamer.
Z jednym jednak należy się z radnym Witczakiem bez wątpienia zgodzić. W Tomaszowie Mazowieckim brakuje rzeczywistej debaty o kształcie oświaty w perspektywie kolejnych lat. Natomiast twierdzenie, że prezydent przyglądał się biernie sprawom oświatowym należy uznać za absurdalny manifest polityczny o mocno partyjniackim charakterze.
Marcin Witko odciął się radnemu Witczakowi mówiąc, że postrzega oświatę przez pryzmat szkoły, w której sam pracuje, a do której uczęszczają dzieci ludzi zamożnych, których stać jest na opłacanie wysokiego czesnego.
W dyskusji o oświacie wzięła udział Beata Stańczyk, naczelnik wydziału oświaty w Starostwie Powiatowym. O poziomie merytorycznym i świadczą najlepiej zapisy na temat edukacji w nowej strategii rozwoju powiatu. Kilkanaście stron danych statystycznych i podsumowanie:
korzystnym, przedsięwzięciem jest stworzenie ośrodka kariery, gdzie uczniowie w różnych grupach wiekowych, a przede wszystkim kończący szkołę podstawową będą mieli możliwość m.in. zbadać i poznawać swoje predyspozycje, co z kolei wpłynie na bardziej świadomy wybór dalszej ścieżki edukacyjnej. Rynek pracy podlega stałym zmianom, przy wyborze kolejnego etapu szkolnego młodzież bierze pod uwagę zarówno panujące trendy i perspektywy na kolejne lata, jak i możliwości, jakie oferuje dana szkoła. Rozwój szkolnictwa, dbanie o wysoki poziom nauczania oraz powszechny dostęp do edukacji może zaowocować w przyszłości wzrostem demograficznym, a także przyczynić się do rozwoju rynku pracy i przedsiębiorczości na terenie Powiatu Tomaszowskiego.
Powyższy cytat świadczy chyba jednoznacznie o kompletnym braku profesjonalizmu. W dokumencie znajdują się oświatowe cele strategiczne, które trudno jest nawet komentować. Ich poziom ogólności jest tak ogromny, że nie ma właściwie o czym dyskutować. Pozostała część dyskusji, to wzajemne przepychanki słowne, nie wnoszące nic do debaty. Jak zwykle zapomniano, że beneficjentem systemu jest... uczeń
Napisz komentarz
Komentarze