Oczywiście tak naprawdę nie ma nic za darmo. Za przejazdy płacimy wszyscy z budżetu miasta, przy pomocy dopłat do tzw. wozokilometrów. Koszt ten oblicza się na podstawie aktualnych cen paliwa i innych składowych, w tym wynagrodzeń pracowniczych. Z roku na rok komunikacja kosztuje więc coraz więcej. I co gorsza trend ten będzie się utrzymywał. Mamy bowiem do wyboru zmniejszenie liczby przejechanych kilometrów, a więc częstotliwości i tras lub ponoszenie wyższych opłat.
Temat staje się szczególnie palący w ostatnich miesiącach, kiedy ceny poszybowały mocno w górę i wszystko skazuje na to, że taniej już nie będzie. Dodatkowo od nowego roku wzrosną też koszty pracownicze. Niedawno część miast podniosła ceny biletów w komunikacji publicznej. Jako powód podają również mniejsze wpływy ze sprzedaży w czasie pandemii. Tomaszów ma to szczęście, że póki co, ma stosunkowo młody tabor. Nie ponosi więc wysokich kosztów napraw... ale młodość nie jest wieczna
Pytanie z jakim przyjdzie zmierzyć się władzom miasta, w tym tomaszowskim radnym brzmi: co zrobić z "emzetkami"? Już dzisiaj kwota rekompensaty z miasta sięga blisko 11,5 milionów złotych. W planie na rok przyszły jest to o 300 tysięcy więcej. Możemy być jednak pewni, że plan ten będzie wielokrotnie zmieniany. Sama różnica wynikająca z inflacji to prawie milion złotych.
Czy to dużo? Dla porównania, pozyskane z olbrzymim wysiłkiem "fundusze norweskie" to 15 milionów. Przy czym warto zauważyć, że przy trwających w Tomaszowie remontach kursowanie autobusów jest teraz w znacznym stopniu ograniczone. W przyszłym roku może więc ta kwota wzrosnąć więcej niż jest to zaplanowane. Czy należałoby wobec tego wprowadzić jakąś formę biletowania lub podnieść ceny kart komunikacyjnych i kart tomaszowianina?
Wiele osób narzeka na zbyt małą liczbę kursów lub ich niedostosowanie do rzeczywistych potrzeb (np. brak synchronizacji z pociągami zatrzymującymi się na tomaszowskim dworcu). Liczne miasta w Polsce (szczególnie tak małe jak Tomaszów) wprowadzają ograniczenia w kursowaniu komunikacji miejskiej. Autobusy jeżdżą tylko głównymi ciągami komunikacyjnymi, a do przystanku trzeba się najczęściej kawałeczek przespacerować. W naszym mieście linie były przez wiele lat niedostosowane do realnych potrzeb
Z podobnymi problemami borykają się wszystkie przedsiębiorstwa komunikacji miejskiej w Polsce. Póki co ich dyrektorzy komentują rosnące koszty w sposób ostrożny. - Trwają analizy i przygotowania do przyjęcia założeń, zarówno w zakresie sposobu funkcjonowania komunikacji miejskiej w roku 2022 oraz kształtu budżetu 2022. Na razie jest za wcześnie na jakiekolwiek konkrety – mówi Bartosz Trzebiatowski z Zarządu Transportu Miejskiego w Poznaniu. Jednak wszyscy zgodnie twierdzą, że tam gdzie bilety obowiązują ich cena musi wzrosnąć.
Co ciekawe, wśród licznych interpelacji radnych miejskich trudno doszukać się takiej, która dotykałaby problemów MZK. Jeśli już temat komunikacji się pojawia, to raczej w kontekście funkcjonowania konkretnych linii autobusowych.
Napisz komentarz
Komentarze