– Światowy Dzień Mieszkalnictwa po raz pierwszy obchodzony był w 1986 r. pod hasłem „ Mieszkanie to moje prawo”. Ten dzień ma przypominać światu o jego zbiorowej odpowiedzialności za przyszłość mieszkalnictwa. W naszym kraju kwestia mieszkaniowa jest jednym z najbardziej palących wyzwań – mówi ekspert portalu GetHome.pl Marek Wielgo.
Przyznaje, że kolejne rządy oraz władze samorządowe próbowały w miarę skromnych możliwości budżetowych poprawiać sytuację mieszkaniową. Od 2004 r. z pomocą przyszła Unia Europejska, której staliśmy się członkiem. Na budowę instalacji wodociągowo-kanalizacyjnej gminy dostały ogromne dotacje. Wciąż jednak warunki mieszkaniowe, w jakich żyją na co dzień Polacy są jednymi z najgorszych w Europie. Pokazują to dane Eurostatu. Np. na każdego mieszkańca naszego kraju przypada 1,2 pokoju. Gorzej lub podobnie jak u nas jest tylko w Rumunii, Chorwacji, Słowacji i na Łotwie.
Innym miernikiem sytuacji mieszkaniowej jest wskaźnik pokazujący odsetek populacji żyjącej w przeludnionych mieszkaniach. U nas jest on jednym z najwyższych w UE i wynosi aż 35,7%. Gorzej jest tylko w Bułgarii i Rumunii i na Łotwie. Z drugiej strony, w ostatnich latach mogliśmy się szczycić tym, że w Europie Polska zajmowała trzecie miejsce, po Francji i Niemczech, pod względem liczby budowanych mieszkań, na co w dużej mierze zapracowali deweloperzy. Niestety, naszego kraju próżno szukać w europejskiej czołówce, jeśli chodzi o dostępność mieszkań, czyli relację ich cen do zarobków.
Wprawdzie Eurostat nie publikuje tego typu danych, ale robi to od kilku lat międzynarodowa firma doradcza Deloitte. Według niej mamy wprawdzie jedne z najtańszych mieszkań w Europie – w 2021 r. średnio 1729 euro za m kw. Problem w tym, że aby na nie zarobić, musimy pracować dużo dłużej niż np. Niemcy, Belgowie czy Duńczycy.
W Deloitte policzyli, że w 2021 r. 70-metrowe lokum w Polsce kosztowało równowartość 7,8 rocznych pensji brutto. Na 19 sklasyfikowanych w tym rankingu europejskich krajów dało to nam 11 miejsce. Możemy pozazdrościć zwłaszcza Irlandczykom, którzy na własne 70-metrowe M muszą wydać równowartość 3,1 rocznych pensji. Nam z kolei mogą jednak pozazdrościć w Czechach i Słowacji, gdzie przeciętny mieszkaniec musiałby swoją pensję brutto odkładać przez ok. 13 lat.
Z raportu wynika również, że dość drogi jest u nas najem mieszkań. W Warszawie średnie stawki czynszu w przeliczeniu za m kw. są wyższe niż np. w Wiedniu czy Berlinie. Niestety, ten rok przyniesie najpewniej duży regres w budownictwie mieszkaniowym. Wskutek gwałtownego wzrostu kosztów budowy nowe mieszkania mocno podrożały. Równocześnie możliwości finansowe potencjalnych nabywców drastycznie się skurczyły wskutek wzrostu stóp procentowych oraz zaostrzenia kryteriów oceny zdolności kredytowej przez Komisję Nadzoru Finansowego. Efektem tego jest spadek sprzedaży mieszkań, na co deweloperzy odpowiedzieli wstrzymaniem inwestycji.
Przy okazji Światowego Dnia Mieszkalnictwa nie sposób więc nie wspomnieć o perspektywach mieszkaniowych młodego pokolenia Polaków, a te w tym roku wyraźnie się pogorszyły. Pamiętajmy, że nasz kraj ma jeden z najwyższych w Europie odsetek tzw. gniazdowników, jak nazywani są młodzi dorośli, którzy mimo ukończenia studiów i znalezienia pracy wciąż mieszkają pod jednym dachem z rodzicami. Najnowsze statystyki Eurostatu wskazują, że w 2020 r. było to 43,9%, czyli znacznie powyżej średniej UE, która wynosi 30,5%.
Warto podkreślić, że w największych miastach ceny mieszkań osiągnęły poziom, który coraz mniej kupujących, zwłaszcza posiłkujących się kredytem, jest w stanie zaakceptować. W tej sytuacji coraz więcej osób, zwłaszcza młodych, jest skazanych na najem. Tymczasem przez siedem lat odkąd rząd Zjednoczonej Prawicy przyjął Narodowy Program Mieszkaniowy, nie udało się ożywić budowy tanich czynszówek. Udział mieszkań komunalnych i społecznych czynszowych w łącznym bilansie mieszkań rozpoczętych w tym roku wciąż jest symboliczny i wynosi zaledwie ok. 1%. Bardzo skromne są też efekty rynkowej części sztandarowego programu PiS „Mieszkanie Plus”.
Tymczasem napływ uchodźców z ogarniętej wojną Ukrainy spotęgował problem szybko kurczącej się oferty mieszkań na wynajem. Duży popyt w warunkach niskiej podaży nakręca zaś czynsze. Zdaniem eksperta GetHome.pl do tego dochodzi potężny problem wzrostu cen energii. Koszty utrzymania mieszkań i domów w każdym kraju UE stanowią duże obciążenie budżetu gospodarstw domowych.
Według Eurostatu, mieszkańcy UE przeznaczają na ten cel przeciętnie jedną piątą dochodu do dyspozycji. Dla porównania w naszym kraju – 17,1%. Gorzej, gdy tego typu wydatki przekraczają 40% dochodu, który gospodarstwa domowe mają do dyspozycji. Eurostat mówi wtedy o przeciążeniu kosztami mieszkania. W 2020 r. najwyższe wskaźniki Eurostat odnotował w miastach w Grecji (36,9%), Niemczech (22,2%) i Danii (20,3%). W naszym kraju przeciążonych kosztami mieszkania było tylko 5,4% mieszkańców miast. Jednak w tym roku ten wskaźnik najpewniej mocno poszybuje.
Ekspert GetHome.pl przytacza najnowsze dane GUS, z których wynika, że w sierpniu utrzymanie mieszkania, wliczając w to energię, kosztowało średnio o 27,4% więcej niż w analogicznym okresie przed rokiem. Tempo wzrostu jest więc znacznie szybsze od sierpniowego wskaźnika inflacji, który GUS oszacował na 16,1%.
Najbardziej dotkliwe dla budżetów domowych wielu gospodarstw domowych są podwyżki cen opału, w tym węgla. W sierpniu był on aż o 156,9 droższy niż rok wcześniej. Z kolei gaz podrożał przez rok o 36,6%, a energia dostarczana z ciepłowni – o 16,5%.
Napisz komentarz
Komentarze