15 lat po święceniach 40 lat życia to na pewno okazja do podsumowań. Jaki to bilans?
Odpowiedź jest bardzo złożona. W tym czasie, zarówno w Bytowie, jak i w Tomaszowie, było wiele pięknych chwil, do których chętnie wracam. Oczywiście pojawiały się również trudne momenty i z pewnością chciałbym, aby pewne wydarzenia potoczyły się inaczej.
Czy byłem/jestem szczęśliwy? Pewnie bywam, kiedy jest wiele prawdziwych, szczerych osób wokół mnie, z którymi można przenosić góry, śmiać się i wspólnie czynić dobro. Oczywiście nie da się uciec także przed chwilami, w których przychodzi samotność, bezsenna noc, kiedy smutek, niepokój i łzy bezradności zabierają siły do walki o piękno kolejnego dnia.
21 lat temu przyjechałem do Tomaszowa i chyba właśnie to miasto stało się moim domem.
Co było w tym czasie największym sukcesem księdza?
Zależy, jak się interpretuje sukces oraz jakiej dziedziny dotyczy. Na pewno, niezależnie od wszystkiego, największym moim skarbem we wszystkich dziedzinach życia są ludzie, na których już w tak wielu sytuacjach mogłem liczyć.
Bóg postawił na mojej drodze życia naprawdę wielu dobrych ludzi, począwszy od rodziny po przyjaciół. Są oni zarówno wtedy, gdy udaje mi się zrobić coś dobrego, jak i wtedy, gdy moje działania spotykają się z głosem krytyki.
Otrzymałem od Boga szczególny dar – kapłaństwo - dzięki któremu mogę towarzyszyć ludziom w najważniejszych chwilach ich życia. Jestem niesamowicie szczęśliwy, że mogłem błogosławić związki małżeńskie tak wielu par, a później chrzcić ich dzieci czy przygotowywać do pierwszej Komunii Świętej. Niezwykłą wdzięczność odczuwam także wtedy, gdy ludzie po otrzymaniu diagnozy choroby przychodzą do mnie i proszą, abym im w tej walce towarzyszył lub wtedy, gdy po latach dowiaduję się, że moja obecność w najtrudniejszych chwilach życia była bardzo ważna.
Ostatnio otrzymałem telefon od Pani Tisy Żawrockiej - Kwiatkowskiej – prezesa Fundacji Gajusz, która poprosiła mnie o pomoc, stwierdzając, że jest to sytuacja wymagająca właśnie mojej interwencji. Zaufanie, na które przez te lata pracowałem, jest moim największym sukcesem.
A co jest w takim razie porażką?
Myśląc o porażkach, mam w głowie chwile, w których nie stanąłem na wysokości zadania, gdy nie byłem w stanie pomóc czy spełnić oczekiwań drugiego człowieka. Kiedy zniechęcenie i apatia zwyciężyły, i zamykałem się w sobie. Kiedy nie zadałem sobie w porę pytania, czego Jezus by chciał w tej sytuacji. To również sytuacje, w których zbyt naiwnie zaufałem i dałem się wciągnąć w toksyczne relacje czy rozmowy. Myślę też o tych chwilach, w których emocje brały górę.
Szkoda mi tych straconych szans, ale to też ja...
Od strony duszpasterskiej co jest księdza największą radością?
Cieszy mnie to, że nasza parafia jest najmniejsza w mieście, a wiele osób z innych parafii czy miast przyjeżdża właśnie do naszego kościoła. Mszę Św. Ostatniej Szansy zaczynaliśmy od kilku osób, a dziś jest to najliczniejsza Msza, na którą przychodzą zarówno ludzie młodzi, jak i starsi. W czasie jej trwania otwierają swoje serca, mówią o swoich radościach i smutkach, są bardzo prawdziwi.
Oratorium – to ludzie, którzy poprzez śpiew i modlitwę tworzą żywą wspólnotę w naszym kościele. Wspólnota ewangelizacyjna Przystań XII, niezwykle zaangażowana, składa się z profesjonalnych muzyków, którzy organizują uwielbienia raz w miesiącu - to ogromna radość.
To, że nasz kościół jest żywy – to zasługa również moich współbraci w filipińskim powołaniu oraz zaangażowanych osób świeckich, które od wielu lat prowadzą przy naszym kościele szereg inicjatyw modlitewnych i adoracyjnych, tworząc obraz Kościoła jako żywej wspólnoty.
Pielgrzymki – zwłaszcza te, które od wielu lat mają stałe miejsce w filipińskim kalendarzu piesze do Studzianny we wrześniu oraz sierpniowe, rowerowe do Częstochowy.
Kryzys Kościoła, o którym się słyszy, jak ksiądz to widzi?
Kościół to ludzie, to my, którzy nie zawsze dają prowadzić się Duchowi Świętemu, stąd pojawiają się kryzysy. Kościół będzie realizował swoją misję, kiedy będzie blisko ludzi, a nie ponad nimi.
Kiedy w XVI wieku św. Filip Neri dotarł do Rzymu, zderzył się z Kościołem, który był w wielkim kryzysie, szczególnie dotyczącym małości ludzi Kościoła, którzy zapomnieli, jaka jest ich misja. Filip nie głosił haseł, ale zaczął od stworzenia bractwa Trójcy Przenajświętszej dla opieki nad chorymi i pielgrzymami. Zakładał oratoria, gdzie gromadzili się ludzie, aby rozmawiać o Bogu, o tym, jak wyjść z Dobrą Nowiną do człowieka, który potrzebuje znaleźć sens.
Św. Filip pozostaje dla nas współczesnym przykładem, jak odpowiedzieć na wspomniany przez Pana kryzys.
Kościół a polityka?
To dwa różne porządki, o czym pięknie napisał profesor Andrzej Zoll podczas konferencji, którą zorganizowaliśmy z okazji 10. rocznicy Mszy Ostatniej Szansy, pt. "Kościół Ostatniej Szansy".
To dwa porządki i mamy wiele do zrobienia wspólnie, kiedy działamy na rzecz drugiego człowieka, pomagamy mu.
Jednak mieszanie tych porządków, gdy ktoś chce dla celów politycznych wykorzystać przestrzeń wiary, jest złe i w dłuższej perspektywie szkodliwe dla obu stron. Chrystus z Dobrą Nowiną chce dotrzeć do wszystkich ludzi, niezależnie od tego, na jaką partię głosują. Chciałbym, aby ludzie, którzy na co dzień prowadzą jakieś spory polityczne, które są naturalne w społeczeństwie, w przestrzeni wiary mogli się wspólnie spotkać, aby była to przestrzeń ponad tym, co tu i teraz, ponieważ oprócz tego, co nas różni, jest tak wiele wartości, które nas łączą.
Skąd się pojawiła myśl o pracy z ludźmi chorymi?
Wierzę, że w życiu nie ma przypadków. Zawsze jest ktoś, kto pokazuje nam drogę. W pierwszych miesiącach mojej pracy w liceum podeszła do mnie uczennica, która poprosiła o odwiedzenie jej 5-letniego brata i rodziców w szpitalu przy ulicy Spornej w Łodzi. Mateusz cierpiał na złośliwy nowotwór. Poznałem ich i zacząłem im towarzyszyć. Kiedy już byli w domu, objęci opieką hospicjum domowego fundacji Gajusz, postanowiłem przygotować Mateusza do Pierwszej Komunii świętej. Pojechaliśmy na Jasną Górę, gdzie odbyła się uroczystość. Już wtedy wiedziałem, że mam do czynienia z niezwykłym, świętym człowiekiem. Mateusz wpatrywał się w Obraz Matki Bożej. Przez kolejny miesiąc odwiedzałem go, przynosząc mu Komunię świętą. Widziałem, jak bardzo na nią czekał. W ostatnich dniach nie był już przytomny, a jego twarz odzwierciedlała zmęczenie i cierpienie. W chwili śmierci Mateusz otworzył szeroko oczy i uśmiechnął się, jakby kogoś zobaczył. Jego twarz ponownie stała się twarzą dziecka, a z tym uśmiechem odszedł.
Tak zaczęła się moja współpraca z hospicjum dla dzieci fundacji Gajusz, która trwa do dziś. Często modlę się za jego dobro. Mam również innych orędowników, takich jak Daniel Trzaskowski, któremu towarzyszyłem w ostatnich dniach jego życia. Był młodym 20-letnim człowiekiem u którego popełniono błąd medyczny podczas leczenia. Miał potrzebę podzielenia się świadectwem swojej wiary i opowiedzenia o źródle siły, której odnalazł w Bogu. Zmarł w pierwszych godzinach Bożego Narodzenia. Ostatnim posiłkiem, który spożył, była Komunia święta udzielona mu kilka godzin przed śmiercią.
Gdy opowiadam o tym, zawsze myślę o wielu osobach, którym mogłem towarzyszyć w chwilach ich odejścia. Bardzo ważna jest dla mnie także praca w zespole, który od wielu lat współtworzę w Specjalistycznym Szpitalu Onkologicznym Nu-Med. To wielkie wyzwanie towarzyszyć wielu pacjentom w tej ważnej walce.
A kiedy powstał pomysł utworzenia Hospicjum Stacjonarnego w Tomaszowie?
Nigdy nie potrafiłem być bierny, gdy widziałem dramaty wielu osób, które z różnych przyczyn nie mogły być w swoich domach, a najbliższy oddział medycyny paliatywnej znajdował się w Bełchatowie lub Łodzi. Nie wspominając o bardzo małej liczbie hospicjów stacjonarnych w naszym województwie, zwłaszcza w tej części. Zaczęliśmy od edukacji, organizując zbiórki na rzecz medycyny paliatywnej, do Zakładu Pielęgnacyjno-Opiekuńczego, domów opieki społecznej i istniejącego od wielu lat domowego hospicjum.
Kilka lat temu, razem z zaangażowanymi osobami, postanowiliśmy podjąć działania mające na celu pokazanie potrzeby utworzenia takiego miejsca. Nie jest to luksus, ale prawo człowieka do godnej śmierci. Była to długa i trudna droga, pełna nowych nadziei i rezygnacji. Dziś jestem szczęśliwy, bo się udało. Wybrano wykonawcę, a miasto rozpocznie wkrótce budowę. Fundacja z zebranych dotychczas pieniędzy zakupi cały sprzęt medyczny i przeznaczy środki na rozpoczęcie działalności. To nowe wyzwania, które stoją przed nami.
Kiedy tworzono pierwszą koncepcję, jeździliśmy z zaangażowanym zespołem po całej Polsce, szukając najlepszych rozwiązań dla tego miejsca. Słuchaliśmy rad osób prowadzących stacjonarne hospicja w Polsce. Dzięki temu powstała koncepcja i projekt. Nawiązaliśmy również przyjaźnie z tymi, którzy prowadzą podobne placówki. Słuchając ich rad, postanowiliśmy już teraz budować zespół osób, które dołączą do tworzących się struktur hospicjum domowego, a to będzie organizacyjnie powiązane z hospicjum stacjonarnym. Połączenie działalności hospicjum domowego z hospicjum stacjonarnym jest praktyką stosowaną w większości ośrodków tego typu w Polsce. Stworzenie odpowiedniego zespołu to dzisiaj nasze największe wyzwanie.
Niestety wszelkie publikowane statystyki dotyczące tej dziedziny nie są optymistyczne. Jednoznacznie wskazują, że z biegiem lat zachorowalność na choroby nowotworowe regularnie wzrasta. W związku z czym niestety wzrasta także liczba zgonów powodowana chorobami nowotworowymi. Oznacza to, że zapotrzebowanie na dostępności opieki hospicyjnej nieustannie rośnie i konieczne jest zapewnienie jej nieprzerwanej dostępności.
Dla nas wzorcowym hospicjum jest to, które stworzył ksiądz Jan Kaczkowski w Pucku. Ostatnio byłem tam i widziałem, jak tworzono ogród marzeń. Dzięki tej inicjatywie większość pacjentów może opuszczać swoje pokoje lub nawet wyjść na zewnątrz na łóżku lub wózku. Hospicjum ma być dla chorych domem.
Miejsce zaproponowane przez miasto ma wiele zalet, takich jak bliskość rzeki Pilicy i dostęp do komunikacji miejskiej. Czasami pojawiają się głosy sugerujące problem związanym z bliskością oczyszczalni ścieków, ale podczas moich wielu wizyt w ostatnich latach nie doświadczyłem w związku z tym żadnych problemów. Podobnie schronisko dla zwierząt, które jest oddalone na tyle, że nie stanowi to problemu dla istnienia hospicjum. Współczesne technologie wyciszania pozwalają rozwiązać kwestie związane z działalnością sąsiedzką.
Nigdy nie będzie idealnego miejsca, ale ważne jest, aby szukać rozwiązań.
Ludzie od których się ksiądz uczył?
Wiele takich osób było i jest - lekarzy, pielęgniarek, opiekunów medycznych. Chyba najważniejszą jest Pani doktor Małgorzata Stolarska, nazywana przez wielu aniołem, ponieważ pracując na onkologii dziecięcej i w hospicjum Fundacji Gajusz, pokazała mi, jak pomagać i co w tej relacji z chorymi jest najważniejsze. Łączy nas również przyjaźń i wspólne pielgrzymowanie do ważnych miejsc dla naszej wiary.
Czy oprócz onkologii i opieki paliatywnej jest jakaś dziedzina, która jeszcze budzi księdza zainteresowanie?
Tak, to transplantologia, której zainteresowanie „zaszczepił” we mnie pochodzący z Tomaszowa dr Rafał Kieszek. Jestem współzałożycielem Polskiego Towarzystwa na Rzecz Donacji Narządów. Wykłady, która miałem okazję wygłosić na ogólnopolskich konferencjach organizowanych przez Polskie Towarzystwo na Rzecz Donacji Narządów, pozwoliły mi poszerzyć horyzonty i szukać swojego miejsca w tej dziedzinie medycyny.
W jaki sposób spędza ksiądz prywatnie czas wolny?
Oprócz mojej pracy duszpasterskiej i zaangażowania w medycynę, staram się czerpać radość z życia poprzez różne aktywności. W czasie wolnym największą radość sprawia mi spędzanie czasu z przyjaciółmi. Często organizujemy spotkania, w czasie których możemy porozmawiać, śmiać się i dzielić wspomnieniami. To dla mnie niezwykle ważne, ponieważ przyjaciele stanowią dla mnie wsparcie i cenne relacje.
Muzyka również odgrywa istotną rolę w moim życiu prywatnym. Uwielbiam słuchać różnych gatunków muzyki. Pozwala mi się zrelaksować i przenieść w inny świat emocji.
Dodatkowo, uwielbiam wyprawy rowerowe. Rower stanowi dla mnie nie tylko środek transportu, ale także sposób na aktywność fizyczną i odkrywanie nowych miejsc. Często wyruszam na długie przejażdżki po okolicy, poznając piękno natury i ciesząc się zdrowym wysiłkiem.
Napisz komentarz
Komentarze