Co by tu jeszcze zepsuć Panowie i Panie
Warto zacząć od tego, że na przestrzeni minionych 5 lat w powiecie tomaszowskim ni powstał żaden wniosek, czy projekt, który mógłby być finansowany z tzw. środków Unii Europejskiej. Mariusz Węgrzynowski uznał, że złych europejski Euro wcale nie potrzebuje. Poniekąd miał nawet rację, bo w czasie kiedy u sterów ,władzy krajowej byli jego partyjni koledzy, przygotowywanie skomplikowanych wniosków unijnych nie było potrzebne, bo panowie i panie rozdawali pieniądze na lewo i prawo na podstawie jedynie "fiszek" zawierających kilka zdań uzasadnienia dla udzielenia potencjalnej dotacji. Komu chcieli, temu dali. Mądrzy samorządowcy realizowali mądre inwestycje, głupi... no wiadomo. Przez ostatnie kilka lat mogliśmy obserwować dziesiątki nietrafionych i niepotrzebnych ludziom "inwestycji"
Z tak zwanymi środkami unijnymi, których najnowsza perspektywa właśnie startuje jest jednak nieco inaczej. Tu potrzeba uzasadnienia, analizy i wskazania konkretnych efektów działań popartych obiektywnymi wskaźnikami. Jeśli udziela się dotacji o charakterze ekologicznym, należy wskazać ich wymierne skutki a następnie udokumentować je liczbami. Sformułowania "tak zwane środki unijne użyłem oczywiście nieprzypadkowo. Tak jak Margaret Thatcher mawiała o pieniądzach, którymi dysponują rządy, tak samo unijne pieniądze nie są pieniędzmi unijnymi. Czyimi więc? Oczywiście naszymi. Korzystając z nich, wydajemy naszą kasę. I nie chodzi tu tylko o składki, jakie nasz kraj wnosi na rzecz wspólnoty, ale przede wszystkim o otwarcie naszego rynku wewnętrznego, korytarzy transportowych, drenowanie rynku pracy itd.
Powiat Tomaszowski od czasu naszej akcesji z funduszy z budżetu UE często korzystał. Korzystały też okoliczne gminy i miasto. Udało się przeprowadzić dziesiątki inwestycji. Możemy mieć jednak z tym problem w najbliższych latach. Niedługo po objęciu rządów w Starostwie Powiatowym, Mariusz Węgrzynowski zaczął wprowadzać "Nowy Ład" po swojemu. Zdemolował wydział pozyskiwania środków pomocowych i rozłożył wydział Inwestycji. Zrobienie naczelnikiem "kumpla" z kościelnej ławki okazało się katastrofalnym pomysłem, którego nie udawało się przez długi czas wybić Staroście z głowy. W końcu naczelnik po serii wpadek zwiał ze starostwa i nadal trwa naprawa tego, co zostało zepsute.
Niestety naprawić wydziału wyspecjalizowanego w pozyskiwaniu Funduszy już się raczej nie da. Pracownicy w dużej mierze znaleźli sobie pracę tam, gdzie ich wiedza i umiejętności są szanowane i doceniane. Pracują więc z Łodzi i okolicznych gminach, ku chwale i na pożytek wójtów. Ale to nie jest jedyny problem.
Unijne pieniądze (nie) śmierdzą
Pecunia non olet. W przypadku wspomnianych Funduszy zasada ta również się spełnia. Mariusz Węgrzynowski uważa jednak, że nie śmierdzą one tylko wtedy, kiedy nie wskazuje się ich pochodzenia. W ten sposób wznosimy się na prawdziwe wyżyny hipokryzji. Pieniędzy przecież nie chcemy, ale efektami ich pozyskania chętnie się przecież pochwalimy. Pozwolimy nawet pochwalić się nimi swoim partyjnym koleżkom, którzy przecież na unijne euro patrzą z takim samym obrzydzeniem, jak i sam Starosta. W ten sposób chwalono się inwestycjami w samochodówce, czy w PCAS, na które środki pozyskał poprzedni Starosta, Mirosław Kukliński, a dokładniej ujmując Wydział, którego już... nie ma.
Pieniądze pod znakiem zapytania
Pieniądze popłyną szerokim strumieniem. Właściwie to zaczynają już płynąć w kierunku samorządów. Zgodnie jednak z podpisanymi umowami, mogą z nich korzystać podmioty, które stosują się do zawartych w nich zapisów. Wśród nich znajdują się obowiązki i uprawnienia wynikające z Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej. Wśród nich znajduje się między innymi artykuł 21 mówiący o dyskryminacji ze względu na poglądy, religię, płeć, czy też orientację seksualną. Z ubiegania się o środki z automatu wykluczane są podmioty, które w sposób dyskryminujący odnoszą się do wskazanych wyżej grup.
Za taki przejaw dyskryminacji uznawane są też uchwały mające w swoim założeniu wspierać tradycyjny model rodziny. W Powiecie Tomaszowskim również taka uchwała funkcjonuje. Gdyby zawierała same zapisy dotyczące wspierania rodzin nie byłoby zapewne wielkiego problemu. W swojej treści ma też niestety zapisy wykluczające. Jednym z nich jest współpraca z organizacjami, które można uznać za negujące tradycyjne wzorce. Specjaliści od oświaty wskazują też na szereg zapisów negujących prawo oświatowe,
Co ciekawe uchwała nie niesie za sobą żadnych skutków prawnych. Stanowi pewną deklarację światopoglądową. Zresztą deklarację, której w praktyce nikt nie wprowadzał w życie. Starosta nie był w stanie wskazać ani jednego działania, jakie byłoby jej skutkiem, Z drugiej strony, przy jej uchwalaniu nikomu nie przyszło do głowy, że grupa lewicowych aktywistów z drugiego końca Polski, wywoła histerię, która poskutkowała tym, że europejscy urzędnicy (nie tylko unijni - tak jest w przypadku Funduszy Norweskich) zaczęli domagać się od samorządów zmian lub uchylania przyjętych uchwał. Tak się stało w przypadku samorządu miejskiego.
Wczoraj grupa radnych podjęła kolejną próbę jej uchylenia, niestety nieskuteczną. Nie udało się bowiem zebrać wymaganego kworum.
Hipokryzja niejedno ma imię
Obecna sesja samorządu obfituje w sesje nadzwyczajne. Najczęściej uchwalane są na nich uchwały, które można przyjąć w normalnym trybie. Są one wygodne dla starosty. Nie można na nich powiem złożyć wniosku o rozszerzenie programu o wniosek o jego odwołanie. Nie ma pytań, nie ma dyskusji. Nie ma obowiązku na nich bywania. Radnym nikt nie potrąca części diety za nieobecności. Tak więc, czy się stoi, czy się leży 3000 się należy. Zwykłe sesje, zgodnie z regulaminem trzeba zwoływać raz na trzy miesiące. nie oznacza to, że nie można częściej. Nawet powinno się. Nie można jednak rzadziej.
Dwa miesiące temu na wniosek Starosty (czy bardziej formalnie Zarządu Powiatu) dwa razy zwoływano nielegalnie sesje nadzwyczajne. Za pierwszym razem zrobiono to, gdy sesja w pierwszym terminie nie doszła do skutku, bo radni postanowili zbuntować się przeciwko temu trybowi. Za drugim, gdy i drugi termin nie doszedł do skutku. Za trzecim razem się udało ale z uwagi na nielegalność procedur, powstaje pytanie, czy uchwały na sesji podjęte są legalne.
Tydzień temu grupa radnych zaproponowała zwołanie sesji nadzwyczajnej, kiedy nie udało się wprowadzić do porządku obrad punktu dotyczącego unieważnienia karty praw rodzin. Mariusz Węgrzynowski raz jeszcze postanowił zademonstrować swoją hipokryzję i zwrócił uwagę, że wniosek o sesję powinien być złożony co najmniej dzień wcześniej. Kiedy robił to samo dwa miesiące wcześniej podobnych zastrzeżeń nie miał.
Nie jest on jednak jedynym, któremu hipokryzja nie jest obca. Po poprzednim "buncie" radnych, Martyna Wojciechowska próbowała przeforsować pomysł, by radnych karać za nieobecności na sesjach nadzwyczajnych. Nawet takich o których informację otrzymywali już po tym, jak się one odbyły. Równocześnie wczoraj nie przeszkodziło jej to, by na sesję, która została zwołana tydzień wcześniej nie przybyć (podobnie jak całemu klubowi radnych PiS). Trudno radnej nie nazwać inaczej niż hipokrytką, gotową wykonać bezdyskusyjnie i bezmyślnie każde polecenie Starosty. Nawet te najbardziej nikczemne i najgłupsze.
Kworum nie udało się zebrać, mimo że radni PiS na czele ze starostą obecni byli w budynku. Zlekceważyli obrady, radnych i oczywiście wyborców. Warto tu przy okazji wspomnieć, że Starosta Węgrzynowski jest równocześnie radnym i na sesje powinien przychodzić obowiązkowo.
Na sesję nie przyszedł też żaden z członków Zarządu. Elżbieta Łojszczyk zaglądał co jakiś czas sprawdzić, czy przypadkiem nie uda się jednak kworum zebrać, bo czym biegła na górę zdać raport szefowi. Tymczasem przynajmniej jedna osoba powinina się na sali się zjawić. Dlaczego? Bo to jej grozi ewentualne postępowanie prokuratorskie. Ale o tym za chwilę.
Miliony do straty, miliony do zwrotu
Być może z uchyleniem wspomnianej Karty Praw Rodzin można byłoby poczekać do kolejnej kadencji samorządu. W kwietniu przyszłego roku planowane są wybory i raczej nikłe są szanse, by ktokolwiek zgodził się na to, by starostą powtórnie został Mariusz Wegrzynowski. Fanatyzm, zaślepienie, brak dialogu i mściwość w stosunku do osób nie dających się podporządkować, zaowocuje mocnym upadkiem. Z wysokich stołków upadek bywa bardziej bolesny. Jednak czekać dłużej nie można. Tomaszowski MOPS przygotował program wspierania seniorów o wartości prawie 30 milionów złotych. Dotacja to prawie 23 miliony. Warunkiem jest współpraca z organizacjami społecznymi i samorządem powiatowym, by beneficjantami programu mogli być też mieszkańcy m.in. gminy wiejskiej Tomaszów. Nabór wniosków trwa. Środki są dostępne. Dyrektor Jolanta Szustorowska twierdzi, że bez uchylenia uchwały pieniędzy nie dostaniemy. Nie dostaną ich też seniorzy.
Niestety jest jeszcze gorzej. Elżbieta Kudlik, dyrektorka Powiatowego Urzędu Pracy twierdzi, że jest wysokie prawdopodobieństwo, że Powiat Tomaszowski będzie musiał zwrócić prawie 7 milionów złotych dotacji ze środków EFS. Przeznaczone sa one na staże, prace interwencyjne, bony szkoleniowe, dotacje na rozpoczęcie działalności gospodarczej, bony zasiedleniowe itd.
Dyrektor twierdzi, że środki PUP otrzymał na bazie wniosku, którego częścią było oświadczenie, że w powiecie nie funkcjonują uchwały o charakterze dyskryminacyjnym. Podpisał je prawdopodobnie Starosta Węgrzynowski, zdaniem radnych poświadczając w ten sposób nieprawdę, co z kolei może spowodować wszczęcie postępowania prokuratorskiego. Jest to tym bardziej groźne, że może okazać się, że w ten sposób wyrządzono szkodę znaczących rozmiarów.
Elżbieta Kudlik wyjaśniała nam wczoraj, że ma codzienne telefony z Wojewódzkiego Urzędu Pracy w sprawie naszej powiatowej uchwały. Nie tylko nie może aneksować umowy o kolejne 300 tys. zł. ale WUP powołał specjalną komórkę, która ma oceniać wnioski i prawdopodobnie weryfikować złożone oświadczenia. Funkcjonowanie naszego powiatu w Atlasie Nienawiści do takiej kontroli nas oczywiście typuje w pierwszej kolejności.
Może się zdarzyć, że wydatki poniesione przez PUP zostaną uznane jako niekwalifikowane i pieniądze trzeba będzie zwrócić.
Dla powiatu to katastrofa. W Budżecie na 2024 rok zaplanowano zadłużenie na poziomie ponad 80 milionów złotych. To prawie połowa dochodów ogółem. Sama spłata odsetek to ponad 5 milionów. Konieczność zwrotu pieniędzy wyłączy nam możliwości inwestycyjne na kolejne 5 lat.
Napisz komentarz
Komentarze