Ponad 100 strażaków bierze udział w akcji gaśniczej pożaru na składowisku odpadów, który wybuchł w niedzielę na terenie Zakładu Usług Komunalnych w Piotrkowie Trybunalskim. Może ona potrwać jeszcze kilka godzin. Ostrzeżenie dla mieszkańców wydało Rządowe Centrum Bezpieczeństwa.
Informację o pożarze na terenie zakładu przy ul. Wolskiej w Piotrkowie Tryb. straż pożarna otrzymała w niedzielę przed godz. 17.
"Strażacy zlokalizowali już zarzewie ognia i pożar się nie rozprzestrzenia. Języki ognia widać jeszcze wewnątrz hali, do której strażacy mają utrudniony dostęp. Ze względu na ich bezpieczeństwo nie mogą wejść do środka" - poinformował PAP oficer prasowy łódzkiego komendanta wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej bryg. Jędrzej Pawlak.
Palą się odpady komunalne zgromadzone na składowisku odpadów i w hali – m.in. makulatura i tworzywa sztuczne. Powierzchnia objęta pożarem ma ok. 6 tys. m kw.
Jak poinformował bryg. Pawlak, w akcji gaśniczej bierze udział ok. 110 strażaków z 28 zastępów państwowej i ochotniczej straży pożarnej. Na miejscu jest również grupa operacyjna wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej i Zastęp Rozpoznania Chemicznego, który badał atmosferę pod kątem zagrożeń chemicznych dla mieszkańców. Specjaliści nie stwierdzili w powietrzu substancji niebezpiecznych, a w ich opinii dym kieruje się poza miasto, szybko się rozprasza i nie powinien stanowić zagrożenia.
Rzecznik piotrkowskich strażaków bryg. Wojciech Pawlikowski podkreślił, że początkowo strażacy starali się zapobiec dalszemu rozprzestrzenieniu się pożaru. Od palącej się hałdy śmieci zajęła się jednak hala, w której odbywało się sortowanie odpadów. W opinii strażaków - ze względu na rozmiary pożaru i rodzaj materiałów, akcja gaśnicza może potrwać jeszcze kilka godzin, a nawet całą noc.
Na terenie zakładu nie było pracowników. Nikt nie został poszkodowany.
"Referat Zarządzania Kryzysowego i Obrony Urzędu Miasta jest w stałym kontakcie z Komendą Miejską PSP. Miasto udziela niezbędnego logistycznego wsparcia dla strażaków, którzy ściągają kolejne zastępy. Urzędnicy wystąpili również do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska o szybki pomiar stężenia dymu w mieście oraz uruchomili procedurę alertu RCB. Prosimy o niezbliżanie się do miejsca zdarzenia i zamknięcie okien. Nad dużą częścią miasta unosi się czarny, gęsty dym" – poinformował piotrkowski magistrat.
Do mieszkańców Piotrkowa Trybunalskiego RCB rozesłało wiadomości SMS z prośbą o niezbliżanie się do miejsca pożaru w promieniu 500 m i zamknięcie okien. Zamknięto ulice w pobliżu zakładu.
Zakładu Usług Komunalnych, na terenie którego wybuchł pożar zajmuje się odbiorem odpadów niebezpiecznych i komunalnych, utylizacją azbestu, skupem złomu oraz selektywną zbiórką odpadów. (PAP)
2024-09-29, 16:40 Łódź (PAP)
Łódzkie: nie żyje poszukiwany 39-latek, który zastrzelił drugiego kierowcę po wypadku
Nie żyje poszukiwany przez policję 39-latek, który zastrzelił w sobotę wieczorem drugiego kierowcę po wypadku drogowym w gminie Dmosin w woj. łódzkim. Mężczyzna postrzelił się śmiertelnie, kiedy do jego kryjówki dotarli policjanci.
Jak poinformował PAP rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi Krzysztof Kopania, prowadzący od sobotniego wieczora szeroko zakrojoną akcję poszukiwawczą policjanci ustalili w niedzielę i dotarli do mieszkania w centrum Łodzi, w którym przebywał domniemany zabójca.
"Funkcjonariusze pojechali pod ustalony adres, próbowali wejść do środka, dobijali się do drzwi, ale z ich relacji wynika, że nikt nie otwierał. Po pewnym czasie usłyszeli strzał. Wyważyli drzwi i po wejściu do mieszkania znaleźli mężczyznę z raną postrzałową. Po krótkim czasie mężczyzna zmarł" – dodał.
Rzeczniczka Komendanta Wojewódzkiego Policji w Łodzi kom. Aneta Sobieraj wyjaśniła, że do wytypowanego mieszkania, w którym przebywał poszukiwany zadysponowano służby kontrterrorystyczne. "Policjanci podjęli decyzję o siłowym wejściu do lokalu. W pewnym momencie usłyszeli strzał. Jak się okazało 39-latek postrzelił się z posiadanej przy sobie broni. Pomimo reanimacji jego życia nie udało się uratować" – poinformowała.
Prok. Kopania dodał, że wcześniej prowadząca śledztwo Prokuratura Rejonowa w Brzezinach wydała postanowienie o przedstawieniu 39-latkowi zarzutów dotyczących zbrodni zabójstwa oraz usiłowania zabójstwa trzech kolejnych osób. Groziło mu dożywocie. Po śmierci sprawcy postępowanie zostanie umorzone.
W mieszkaniu, w którym postrzelił się poszukiwany, trwają czynności pod nadzorem Prokuratury Rejonowej Łódź-Śródmieście.
Do zabójstwa doszło w sobotę kilka minut po godzinie 19 w miejscowości Lubowidza w gminie Dmosin w powiecie brzezińskim.
Jak ustalili śledczy, kierujący mercedesem 39-letni mężczyzna na lokalnej drodze doprowadził do zderzenia z samochodem marki Toyota, w którym poruszały się cztery osoby: 49-latek, 39-letnia kobieta oraz dwójka dzieci w wieku 8 i 12 lat.
"39-latek jadący mercedesem zaczął uderzać w tył jadącej przed nim toyoty, robił to kilkukrotnie, chcąc zepchnąć samochód z drogi. W wyniku uderzenia w tył pojazdu, prowadzący toyotę utracił panowanie nad autem, wjechał do rowu, dachował i uderzył w drzewo" – relacjonował rzecznik łódzkiej prokuratury.
Następnie 39-letni kierowca mercedesa wysiadł ze swojego samochodu, podszedł bliżej rozbitej toyoty i oddał w jej kierunku kilka strzałów z broni. Gdy poszkodowane w wypadku osoby wydostały się z auta, 49-latek zaczął uciekać, a w ślad za nim pobiegł kierowca mercedesa.
"Słychać było oddawane strzały. Okazały się one śmiertelne. Ciało kierującego toyotą odnaleziono kilkaset metrów od zdarzenia drogowego. Podczas oględzin odnaleziono na nim rany postrzałowe" – wyjaśnił prok. Kopania.
Domniemany sprawca zabójstwa po oddaniu strzałów wrócił do swojego samochodu i odjechał.
Ustalono, że osoby biorące w zdarzeniu znały się. Prok. Kopania dodał, że sprawca zabójstwa był wcześniej związany z kobietą podróżującą toyotą. Miał z nią dziecko. W przeszłości był karany.
Pozostałe osoby podróżujące toyotą nie odniosły poważnych obrażeń. Kobieta uciekła do pobliskiego gospodarstwa, skąd wezwała służby ratunkowe. Zapewniono jej i dzieciom pomoc psychologiczną.
Kom. Sobieraj podkreśliła, że w poszukiwania sprawcy zabójstwa zaangażowane były ogromne siły policyjne. Ogłoszono alarm dla funkcjonariuszy, na miejsce przyleciał helikopter będący w dyspozycji KWP w Szczecinie. Z uwagi na znaczny obszar poszukiwań w działania włączono oddział prewencji policji z Łodzi i Warszawy.
"Sprawcy poszukiwały również specjalnie wyszkolone psy służbowe z Komendy Głównej Policji, wykorzystano też policyjne drony" – dodała. (PAP)
Btłomiej Pawlak
bap/ jpn/
2024-09-29, 14:52 Bejrut (PAP)
Liban: kolejny izraelski nalot na Bejrut; odnaleziono ciało przywódcy Hezbollahu
Izraelska armia poinformowała w niedzielę, że atakuje stolicę Libanu, Bejrut. Słychać było głośne eksplozje, nad miastem unosi się chmura pyłu - przekazał Reuters. Agencja dodała, że odnaleziono ciało lidera Hezbollahu Hasana Nasrallaha, który zginął w piątek w innym izraelskim nalocie.
Prowadzimy "precyzyjne uderzenie" na południowe przedmieścia Bejrutu Dahije - podała armia. Jeden z budynków został trafiony pociskiem i natychmiast się zawalił - powiedział agencji AFP naoczny świadek.
W ostatnich tygodniach Izraelczycy wielokrotnie atakowali ten obszar libańskiej stolicy. Zamieszkana głównie przez szyitów dzielnica jest uznawana za bastion Hezbollahu. Mieściła się tam podziemna kwatera główna tej organizacji, zniszczona w piątkowym nalocie, który jest uznawany za największe jak dotąd izraelskie uderzenie na Bejrut podczas trwającego konfliktu.
Izrael ogłosił w sobotę, że w ataku tym zginął przywódca Hezbollahu Hasan Nasrallah. Jego śmierć potwierdziła później sama organizacja. Pod gruzami odnaleziono ciało Nasrallaha, który najprawdopodobniej został zabity przez falę uderzeniową podczas nalotu, gdyż nie ma bezpośrednich ran - poinformował w niedzielę Reuters, powołując się na libijskie źródła medyczne i bezpieczeństwa.
Według libańskiego ministerstwa zdrowia w piątkowym ataku zginęło co najmniej 11 osób, a 108 zostało rannych. Wojsko izraelskie informowało, że atak przeprowadzono, gdy wyżsi dowódcy Hezbollahu zebrali się w podziemnej kwaterze na naradę i że oprócz Nasrallaha zginęli też inni oficjele ruchu. Jednym z nich miał być Ali Karaki, który kierował działaniami grupy na południu Libanu. Hezbollah potwierdził w niedzielę jego śmierć.
Południowe przedmieścia Bejrutu zostały zbombardowane także w nocy z soboty na niedzielę. W ataku zabito Nabila Kauka, który kierował jednostką bezpieczeństwa wewnętrznego Hezbollahu - podała izraelska armia.
Libańska państwowa agencja prasowa poinformowała wcześniej w niedzielę, że 11 osób zginęło w izraelskim nalocie na wieś w północno-wschodniej części kraju.
Jerzy Adamiak (PAP)
2024-09-29, 09:52 Łódź (PAP)
Łódzkie/ Poszukiwania mężczyzny, który po wypadku drogowym zastrzelił drugiego kierowcę
Policja nadal poszukuje 39-latka, który zastrzelił w sobotę wieczorem drugiego kierowcę po wypadku drogowym w gminie Dmosin w woj. łódzkim. Znana jest tożsamość domniemanego sprawcy zabójstwa, który prawdopodobnie wcześniej był związany z kobietą podróżującą z ofiarą.
Jak poinformował w niedzielę PAP rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi Krzysztof Kopania, z dotychczasowych ustaleń wynika, że do tragicznego zdarzenia doszło w sobotę ok. godz. 19 na drodze lokalnej w okolicach miejscowości Lubowidza w gminie Dmosin w pow. brzezińskim.
"39-latek jadący mercedesem zaczął uderzać w tył jadącej przed nim toyoty, którą kierował 49-letni mężczyzna oraz podróżowali 39-letnia kobieta i dwójka dzieci – 8-letni chłopiec oraz 12-letnia dziewczynka. W wyniku uderzenia w tył pojazdu, prowadzący toyotę stracił panowanie nad autem, wjechał do rowu, a następnie uderzył w drzewo i dachował" – przekazał.
Następnie 39-letni kierowca mercedesa wysiadł ze swojego samochodu, podszedł bliżej rozbitej toyoty i oddał w jej kierunku kilka strzałów z broni. Gdy poszkodowane w wypadku osoby wydostały się z auta, 49-latek zaczął uciekać, a za nim w pościg rzucił się kierowca mercedesa.
"Słychać było oddawane strzały. Okazały się one śmiertelne. Ciało kierującego toyotą odnaleziono kilkaset metrów od zdarzenia drogowego. Podczas oględzin odnaleziono na nim rany postrzałowe" – wyjaśnił rzecznik łódzkiej prokuratury.
Domniemany sprawca zabójstwa po oddaniu strzałów wrócił do swojego samochodu i odjechał. Nadal jest poszukiwany. Policja zna jego tożsamość.
Prok. Kopania dodał, że prawdopodobnie mężczyzna ten był wcześniej związany z kobietą podróżującą toyotą.
Rzeczniczka Komendanta Wojewódzkiego Policji w Łodzi kom. Aneta Sobieraj poinformowała PAP, że domniemamy sprawca zabójstwa cały czas jest poszukiwany. "Ze względów taktycznych nie możemy udzielić informacji, na jakim obszarze trwają poszukiwania i jakie siły i środki są zaangażowane w akcję" – powiedziała.
Pozostałe osoby podróżujące toyotą nie odniosły poważnych obrażeń. Kobieta uciekła do pobliskiego gospodarstwa, skąd wezwała służby ratunkowe. (PAP)
2024-09-29, 08:33 Warszawa (PAP)
Bp Zadarko: budujmy z migrantami i uchodźcami mosty, nie mury
Przewodniczący Rady Konferencji Episkopatu Polski ds. Migrantów i Uchodźców bp Krzysztof Zadarko w rozmowie z PAP zaapelował o budowania z obcokrajowcami mostów. Wskazał na konieczność prowadzenia roztropnej polityki migracyjnej przez państwo. Jak zaznaczył, nie może to być "inżynieria społeczna".
110. Światowy Dzień Migranta i Uchodźcy obchodzony jest 29 września pod hasłem "Bóg idzie ze swoim ludem".
"Jego celem jest zwrócenie uwagi całej wspólnoty Kościoła na ludzi, którzy opuszczają swoje rodzinne strony uciekając przed wojną, prześladowaniem - bądź szukają lepszego, bezpieczniejszego życia" - powiedział PAP bp Zadarko.
Zwrócił uwagę, że część poszkodowanych w powodzi na południu Polski, która zmuszona została opuścić swoje dotychczasowe miejsca życia znajduje się w sytuacji podobnej do tej, w jakiej są uchodźcy. Można ich wręcz nazwać "uchodźcami klimatycznymi" - ocenił duchowny.
Stwierdził, że "społeczeństwa przyjmujące migrantów zawsze z tego korzystają". "W socjologii mówi się m.in. o mechanizmach przyciągania, z których jednym jest rynek pracy a drugim kryzys demograficzny. W Polsce mamy zapaść demograficzną. W 2022 r. przybyło do nas 200-300 tys. pracowników z innych państw, ponieważ u nas daje się odczuć brak rąk do pracy" - zwrócił uwagę bp Zadarko.
Przyznał, że coraz większym wyzwaniem zwłaszcza dla bezpieczeństwa obywateli jest rosnąca z roku na rok skala nielegalnej migracji, czyli przekraczania granic bez jakiegokolwiek formalnego zezwolenia na pobytu, czy tym bardziej do pracy.
"Według różnych szacunków w świecie jest obecnie ok. 120 mln uchodźców. Oznacza to, że powiększa się zbrodnia gangów przemytników, handel ludźmi i przymusowa praca dzieci" - ostrzegł bp Zadarko.
Na pytanie, gdzie kończy się granica otwartości na migrantów, hierarcha podkreślił, że zgodnie z nauką Kościoła katolickiego "nie ma granic dla miłosierdzia wobec człowieka potrzebującego". "Oczywiście mamy świadomość, że wszystkim w jednym momencie nie da się pomóc, ponieważ jest to fizycznie nierealne. Kościół katolicki zachęca jednak do solidarności z tymi, którzy są w katastrofalnej sytuacji i do uszanowania ich godności" - powiedział biskup.
Przyznał, że w doktrynie Kościoła katolickiego istnieje tzw. ordo caritatis, czyli porządek miłości. "Według św. Tomasza z Akwinu chrześcijanin ma moralny obowiązek w pierwszej kolejności pomóc najbliższym, z którymi związany jest np. więzami krwi. W drugiej kolejności są przyjaciele i znajomi. Natomiast, jeśli obcy jest w gorszej sytuacji niż najbliżsi, to istnieje moralny obowiązek w pierwszej kolejności pomóc obcemu" - wyjaśnił.
Powiedział, że "migranci zarobkowi i uchodźcy znikną, gdy uda się ich zatrzymać w krajach ich pochodzenia".
Bp Zadarko podkreślił, że od prowadzenia polityki migracyjnej jest państwo, a nie Kościół czy organizacje pozarządowe.
"Za to, ile ludzi przyjąć i kogo, na jakich warunkach oraz w jaki sposób - odpowiada państwo, bo w grę wchodzą przepisy międzynarodowe, bezpieczeństwo społeczeństwa oraz ochrona granic" - powiedział biskup. Dodał, że "państwo musi także określić warunki niewpuszczania obcych lub ich deportacji, gdy okażą się niebezpieczni".
Według hierarchy niepokoić powinny inicjatywy w rodzaju tzw. patroli obywatelskich, które "na własnych zasadach dokonują samosądów nad obcymi obywatelami". Jak ocenił, "świadczy to jakiejś słabości instytucji państwa".
Zdaniem biskupa, polityka migracyjna państwa powinna być roztropna.
"Z badań socjologicznych wynika, że jeśli migranci i uchodźcy stanowią grupę powyżej kilkunastu procent w społeczeństwie, wówczas pojawiają się poważne napięcia i problemy" - zwrócił uwagę hierarcha. Dodał, że kiedy proces migracyjny nie jest wystarczająco kontrolowany, dochodzi do tego, co obserwujemy obecnie w państwach Europy Zachodniej, "a co wielu Polaków nazywa patologią i czego nikt nie chce w naszym kraju".
Zaznaczył, że "obcokrajowcy nie mogą również mieć większych praw i przywilejów, niż obywatele społeczeństwa przyjmującego, bo to zaowocuje antagonizmami, ksenofobią, niechęcią do wspierania rzeczywiście potrzebujących".
Podkreślił, że "na uchodźcach i migrantach ciąży obowiązek uszanowania naszej kultury, naszego prawa i zasad bezpieczeństwa".
Zwrócił uwagę, że poważnym problemem jest dopuszczenie "do atomizacji, anonimowości i separacji albo gettoizacji grup obcokrajowców". Zaznaczył, że nie wystarczy dać im pracę i mieszkanie. "Protestujące na ulicach Francji czy Belgii to już trzecie pokolenie migrantów, które urodziło się w tych krajach, zna język francuski - a mimo to ciągle żyje pozostając na marginesie społeczeństwa" - powiedział duchowny.
Według biskupa, "przyjmowanie obcokrajowców na wielką skalę musi być poprzedzone przygotowaniem społeczeństwa przyjmującego i być oparte na jakiejś roztropnej i bezpiecznej wizji przyszłego, wspólnego życia". "To nie może być inżynieria społeczna, ani wiara w +pospolite ruszenie+, że to się samo ułoży. Spotkanie kultur i religii może przerodzić się w ostrą rywalizację i doprowadzić do poważnych kryzysów" - ostrzegł hierarcha.
Zwrócił uwagę, że także w Polsce są już getta językowe. "W dużych miastach mamy osiedla, gdzie całe bloki wynajmowane są przez agencje rekrutujące pracowników w Azji i Afryce, i oferujące nie zawsze sprawiedliwe wynagrodzenie. Większość tych ludzi nie znając języka polskiego łączy się w grupy etniczne i organizuje sobie życie obok nas" - powiedział bp Zadarko.
"Duże liczebnie grupy etniczne lub narodowościowe jednoczące się w takich warunkach są jakąś odmianą nacjonalizmu z silnym poczuciem odrębnej tożsamości, które siłą rzeczy mają tendencje tworzenia struktur paralelnych" - zauważył biskup.
Podkreślił, że Kościół katolicki jest przeciwny sankcjonowaniu tego rodzaju sytuacji, ponieważ powołaniem chrześcijanina jest budowanie relacji i szacunek dla ludzkiej godności.
"Papież Franciszek mówi o przyjęciu, ochronie, promocji i integracji migrantów i społeczeństw. To zasady organizowania życia z migrantami i uchodźcami, jeśli zostaną przez państwo wpuszczeni do kraju. Nie zostawia się tych ludzi samych sobie. Budujmy mosty, nie mury między nami, dajmy szansę na edukację i osobisty rozwój " - powiedział bp Zadarko.
Zaznaczył, że Kościół zachęca, aby budować z obcokrajowcami "wspólną przyszłość bez reglamentowania im swojej dobroci i życzliwości".
"Chrześcijaństwo uczy zupełnie innego spojrzenia na drugiego człowieka niż to, które jest owocem stosunków społecznych, gospodarczych, ekonomicznych, rynku pracy a zwłaszcza strasznie rujnującego nas kapitalizmu, gdzie w niektórych warunkach gospodarki rynkowej nie tylko obcy nie ma szans, ale nawet rodacy" - powiedział.
Zastrzegł, że nie chodzi o to, żeby uchodźcy stale żyli tylko z pomocy socjalnej na koszt podatników.
"Państwo socjalne w takiej wersji jest katastrofą, bo zamiast umożliwiać obcokrajowcom osobisty rozwój i samodzielność, sprowadza ich do roli petentów. Ponadto, tolerowanie czy akceptowanie status quo unikających pracy, to grzech przeciwko godności tych ludzi" - zaznaczył biskup. Wyjaśnił, że przez takie działania odbiera się im szansę na lepsze życie i powiela negatywne stereotypy, które są skutecznym paliwem dla różnego rodzaju populistycznych ekstremistów".
Hierarcha zwrócił także uwagę, że istnieje prawo do nieemigrowania.
"Nie wolno poprzez zaniedbania czy konkretną politykę zmuszać ludzi do emigracji. Pytanie, co robią państwa, żeby ludzie nie musieli wyjeżdżać za chlebem? - zapytał duchowny.
Zwrócił uwagę, że obecnie na świecie toczy się blisko 50 wojen, co oznacza, że ludzie dalej będą uciekać za lepszym życiem. Niestety apel papieża Franciszka, o odejście od ideologii wyzysku na rzecz wzajemnej odpowiedzialności i sprawiedliwego świata jest traktowany jak utopia" - stwierdził.
Światowy Dzień Migranta i Uchodźcy w Kościele katolickim obchodzony jest od 1914 r. Od 2019 r. ustalono jego datę na ostatnią niedzielę września. Wcześniej był w drugą niedzielę po uroczystości Objawienia Pańskiego.
Instrukcja Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Migrantów i Podróżujących z 1978 r. wskazuje, że dzień ten jest pomyślany jako "okazja dla pobudzenia wspólnot chrześcijańskich do odpowiedzialności wobec braci migrantów oraz do obowiązku współdziałania w rozwiązywaniu ich różnorakich problemów". (PAP)
Autorka: Magdalena Gronek
2024-09-29, 07:19 Warszawa (PAP)
"Zielona granica" Agnieszki Holland ze Złotymi Lwami dla najlepszego filmu
"Zielona granica" Agnieszki Holland otrzymała Złote Lwy podczas sobotniej gali zamknięcia 49. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. "Pracując nad tym obrazem, zetknęliśmy się z bezmiarem cierpienia, przemocy, pogardy i dehumanizacji. Ten ból wciąż trwa" - podkreśliła w liście reżyserka.
Podczas sobotniej gali zamknięcia Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych, która odbyła się w gdyńskim Teatrze Muzycznym, Złotymi Lwami uhonorowano inspirowaną wydarzeniami na granicy polsko-białoruskiej "Zieloną granicę" Agnieszki Holland. "Dla twórców filmu, którzy w empatii i odwadze widzą i pokazują człowieka, gdy inni odwracają wzrok" - stwierdziło jury w uzasadnieniu. Twórcy obrazu odebrali także nagrodę publiczności i statuetkę za najlepszy dźwięk (Roman Dymny).
Reżyserka z ważnych powodów osobistych nie przyjechała do Gdyni. W liście, odczytanym przez Katarzynę Warzechę, wspomniała, że w ciągu roku od premiery obraz "objechał cały świat i wszędzie był przyjmowany z wielkimi emocjami". "Ale przyniósł nam też wiele bólu. Pracując nad nim i pokazując go, zetknęliśmy się z bezmiarem nieszczęść, cierpienia, przemocy, kłamstwa, pogardy i dehumanizacji. Ten ból wciąż trwa. Sytuacja na granicy białoruskiej nie zmieniła się po zmianie władzy, a pod pewnymi względami zmieniła się na gorsze. Nienawistna, podsycająca strach propaganda nie prowadzi do rzeczywistego rozwiązania kryzysu - ani geopolitycznego, ani humanitarnego. Służy zapewne doraźnym celom wyborczym, ale roznieca nastroje ksenofobii, rasizmu i nacjonalizmu" - zwróciła uwagę Holland.
Najwięcej nagród - sześć - otrzymała "Dziewczyna z igłą" Magnusa von Horna dotykająca kwestii osamotnienia kobiet w społeczeństwie. Mroczna baśń zapewniła ekipie statuetki za muzykę (Frederikke Hoffmeier), scenografię (Jagna Dobesz), zdjęcia (Michał Dymek), drugoplanową rolę kobiecą (Trine Dyrholm), kostiumy (Małgorzata Fudala) oraz Srebrne Lwy.
"Ostatnio trochę podróżowaliśmy z filmem. Usłyszałem gdzieś zdanie, że ten obraz rozgrywa się w czasach, gdy aborcja była jeszcze nielegalna. Odparłem, że w kraju, w którym mieszkam, wciąż tak jest. Pytany dlaczego, przyznałem, że nie wiem. Zastanawiam się, dlaczego skoro rząd się zmienił, nie zmieniła się ustawa. Czy chodzi o to, że koalicja nie potrafi się dogadać, prezydent ma prawo weta, czy chodzi o Kościół, moralność? Bardzo bym chciał, żeby politycy przestali się martwić o moralność obywateli. Sądzę, że zawsze lepiej wyjdzie, jeśli będziemy mieć wolność wyboru" - podkreślił von Horn ze sceny.
Platynowe Lwy za całokształt twórczości odebrał reżyser, współzałożyciel Mistrzowskiej Szkoły Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy Wojciech Marczewski. W przeszłości twórca dwukrotnie sięgał w Gdyni po Srebrne Lwy - w 1979 r. za "Zmory" i w 1981 r. za "Dreszcze". Na koncie ma także m.in. Złote Lwy z 1990 r. za "Ucieczkę z kina +Wolność+" oraz Srebrnego Niedźwiedzia zdobytego w 1982 r. podczas Berlinale.
Odbierając nagrodę, Marczewski wspomniał, że jej poprzedni laureaci pozostawili trwały ślad w polskiej i europejskiej kulturze. Zapewnił jednocześnie, że nie zamierza traktować tej nagrody jako zamknięcia pewnego etapu. "Mam jeszcze bardzo dużo rzeczy do zrobienia. Nie będę robić filmów. Myślę, że trzeba w pewnym momencie powiedzieć: nie, dosyć. Widzę, że młodzi ludzie mają więcej energii, zapału, miłości, wiary. Ale chciałbym pozostać waszym doradcą, asystentem i pomagać wam przy następnych rzeczach. Być może mam coś do zaproponowania" - powiedział.
Statuetki za reżyserię, scenariusz (Łukasz M. Maciejewski i Marcin Koszałka), drugoplanową rolę męską (Julian Świeżewski) i główną rolę kobiecą (Sandra Drzymalska) przyznano "Białej odwadze" Koszałki.
Najlepszym aktorem pierwszoplanowym został Jacek Borusiński, który zagrał we "Wróblu". W kategorii profesjonalny debiut aktorski zwyciężyła Sofiia Berezowska ("Pod wulkanem"). Natomiast wyróżnienie jury konkursu głównego dla młodej aktorki powędrowało do Nel Kaczmarek za rolę w "Utracie równowagi".
Laureatką nagrody za debiut lub drugi film została Mara Tamkovych, twórczyni "Pod szarym niebem". Za najlepszy montaż doceniono Sebastiana Mialika ("Wrooklyn Zoo"), a za charakteryzację - Agnieszkę Hodowaną ("Kulej. Dwie strony medalu").
Filmy w konkursie głównym oceniło jury w składzie: aktorka Małgorzata Zajączkowska (przewodnicząca), scenarzysta Marcin Ciastoń, producentka Marta Habior, reżyserka Anna Jadowska, reżyser David Ondricek, scenografka Ewa Skoczkowska oraz operator Piotr Śliskowski.
Tego wieczoru ogłoszono również zwycięzców nowo utworzonego Konkursu Perspektywy. Szafirowe Lwy dla najlepszego tytułu trafiły do "Rzeczy niezbędnych" Kamili Tarabury za "spełnione połączenie scenariusza, reżyserii, zdjęć oraz gry aktorskiej". Dotykający tematu autodestrukcji obraz ujął jurorów swą konsekwentną formą. "Dziękuję Katarzynie Surmiak-Domańskiej za reportaż +Mokradełko+ - od jej podróży z Halszką wszystko się zaczęło. Dzięki jej podróży my z Kasią (Warnke - PAP) mogłyśmy odbyć swoją" - wspomniała Tarabura, która za swój pełnometrażowy debiut fabularny odebrała również wyróżnienie w kategorii debiut lub drugi film.
Warnke, która nie tylko zagrała w "Rzeczach niezbędnych", ale też współtworzyła scenariusz, stwierdziła, że nie byłoby tego filmu "bez wrażliwości ludzkiej i artystycznej". "Chciałybyśmy zadedykować ten film wszystkim przetrwankom i przetrwańcom, którzy z wielką odwagą walczą o prawdę, oraz ruchowi #metoo, dzięki któremu zmieniamy narrację na lepszą" - zaznaczyła.
Nagrodą za wyjątkowy wkład artystyczny w powstanie filmu "Cisza nocna" uhonorowano pośmiertnie Macieja Damięckiego. Ostatnim nagrodzonym filmem z Konkursu Perspektywy okazał się "To nie mój film" Marii Zbąskiej, który przyniósł twórczyni Złoty Pazur im. Andrzeja Żuławskiego.
W skład jury tej sekcji weszli Janusz Zaorski (przewodniczący), producentka Maria Blicharska-Lacroix i reżyser, scenarzysta Maciej Bochniak.
Najlepszym filmem krótkometrażowym wybrano "Pomarańczę z Jaffy" Mohammeda Almughanniego. Jurorami konkursu byli Magdalena Łazarkiewicz (przewodnicząca), reżyserka Karolina Bielawska oraz montażysta Piotr Kmiecik.
W przemówieniu wieńczącym uroczystość ministra kultury i dziedzictwa narodowego Hanna Wróblewska podziękowała organizatorom wydarzenia. "Wierzę w kulturę, sztukę, kino. Wierzę w artystów i artystki. Wierzę w ekipy, które pokazują nam to, czego inni nie chcą zobaczyć. Wierzę w filmy, które poruszają serca, umysły i sumienia. Przed nami rok wytężonej pracy i 50., jubileuszowy festiwal. A na sam koniec powiem, trawestując słowa Wojciecha Marczewskiego, które padły z ekranu: niech nikt nie będzie nam cenzorem" - podsumowała.
49. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych trwał od 23 do 28 września.
Z Gdyni Daria Porycka (PAP)
2024-09-29, 07:13 Zakopane (PAP)
W Tatrach spadł pierwszy jesienny śnieg
W niedzielę tatrzańskie szczyty przykrył pierwszy, jesienny śnieg. Na Kasprowym Wierchu leży centymetrowa warstwa białego puchu, a temperatura na szczycie spadła do -2 st. C – informuje IMGW.
Mróz i opady śniegu w partiach szczytowych znacząco pogorszyły warunki turystyczne. Wysokogórskie wyprawy wymagają użycia zimowego sprzętu turystycznego, takiego jak raki i czekan. Konieczna jest zimowa odzież.
Granica opadów śniegu zaczyna się powyżej 1600 m n. p. m. Dodatkowym utrudnieniem jest niski pułap chmur, który ogranicza widzialność i utrudnia orientację w terenie, co może być przyczyną pobłądzeń. Ponadto, w Tatrach wieje silny wiatr, osiągający w porywach prędkość do 130 km/h, który potęguje poczucie zimna.
W poniedziałek nad Tatrami ma zaświecić słońce, a ośnieżone szczyty będzie można obserwować z Zakopanego.(PAP)
Napisz komentarz
Komentarze