Mija dokładnie rok od kiedy na mapie Polski pojawiły się 34 nowe miasta. Osiem z nich znajduje się w województwie łódzkim - Grabów koło Łęczycy, Kiernozia w pow. łowickim, Białaczów i Żarnów w powiecie opoczyńskim, Inowłódz koło Tomaszowa Mazowieckiego, Osjaków koło Wielunia, Bolesławiec w pow. wieruszowskim i Parzęczew w pow. zgierskim. Większość utraciła status miasta w 1870 r., w ramach represji po Powstaniu Styczniowym.
W Osjakowie - największym z nowych miast województwa łódzkiego, mieszka niewiele ponad 1300 osób, a w najmniejszych (Inowłódz i Kiernozia) - nieco ponad 800. Kiernozia i Inowłódz znajdują się w ostatniej dziesiątce na liście miast w Polsce pod względem liczby mieszkańców.
W rok od powstania nowych miast PAP zapytała lokalne władze, jak z perspektywy 12 miesięcy oceniają podjęte przez rady gmin decyzje o ubieganiu się o status miasta. Burmistrzowie, z którymi rozmawiała PAP przyznają zgodnie, że to był dobry ruch, chociaż o korzyściach z tej zmiany będą mogli być może powiedzieć dopiero za kilka lat, najwcześniej z końcem obecnej kadencji samorządu.
W jednym z nowych miast w Łódzkiem na pytanie o korzyści z odzyskania praw miejskich dziennikarz PAP usłyszał, że zmieniła się tylko nazwa i zamiast wójta jest burmistrz, a wszystko inne zostało po staremu. W innych jednak słychać, że historia tych ośrodków pisze się od nowa i teraz od władz i mieszkańców zależy, czy wykorzystają swoją szansę.
"Minęło zaledwie pół roku kadencji samorządu i rok od odzyskania praw miejskich. Mieszkańcy zatem jeszcze nie odczuli zmiany, a za krótko jesteśmy miastem, żeby mówić o korzyściach. W mojej ocenie to była dobra decyzja. Dała nam impuls do rozwoju, a reszta to już kwestia realizacji ambicji i wykorzystania szansy, którą dostaliśmy" - powiedział PAP burmistrz Kiernozi Arkadiusz Stępień.
Burmistrzowie nie ukrywają, że decyzje o przekształceniu gmin wiejskich w miejsko-wiejskie nie były jednogłośne. Nie wszyscy mieszkańcy byli przekonani; były obawy o wzrost podatków, o to, że nauczyciele utracą dodatki wiejskie, uczniowie - stypendia, a wszyscy będą musieli wymienić dowody osobiste.
W Żarnowie (pow. opoczyński) gmina w specjalnych informacjach uspokajała mieszkańców, że nadanie praw miejskich to rozwój nie tylko jednej miejscowości, ale całej gminy i możliwości pozyskania nowych inwestorów i funduszy zarówno dla miasta, jak i dla obszarów wiejskich, a żadnej podatkowej rewolucji nie będzie, podobnie jak nie będzie wymiany dokumentów.
"Są też tacy, którzy uważają, że staranie się o prawa miejskie było na wyrost, ale większość mieszkańców chciało tego i teraz powinniśmy zrobić wszystko, żeby na tej bazie zbudować miasto na miarę współczesnych czasów - nowoczesne małe miasteczko turystyczne, nawiązujące do swojej pięknej historii" - powiedział PAP Bogdan Kącki, burmistrz Inowłodza, wspominając średniowieczne korzenie miasta.
Przyznał, że w gminie są wsie większe niż Inowłódz, ale w świadomości mieszkańców miejskość Inowłodza była głęboko zakorzeniona. Do tego stopnia, że jadąc do Inowłodza mieszkańcy okolicznych wsi mówili, że jadą do miasta.
"Nigdy Inowłódz się tego nie pozbył" - powiedział PAP burmistrz.
W podobnym tonie o Osjakowie wypowiada się burmistrz miasta i gminy Renata Kostrzycka. Natomiast Arkadiusz Stępień, burmistrz Kiernozi przyznaje, że sama zmiana administracyjna ze wsi na miasto robi niewielką różnicę, bo zmiana musi nastąpić w społecznej świadomości.
"W sytuacji, kiedy miasta zdegradowane w ramach carskich represji przez ponad 150 lat były wsiami, budowanie na nowo ich miejskości potrwa latami. Dlatego tak potrzebna jest młodym miastom pomoc na starcie, żeby miejskich aspiracji nie zgasić. Cieszę się, że Kiernozia odzyskała prawa miejskie, ale mieszkańcy powinni poczuć, że mają z tego korzyści. Gmina jest typowo wiejska i nie ma wielu dochodów pozarolniczych. Możemy mieć ambicje, ale na samych aspiracjach się nie przeżyje" - powiedział PAP Arkadiusz Stępień.
Zarówno on, jak i inni burmistrzowie mówią wprost, czego się obawiają - że miasta będą żyć na "kroplówce" z budżetu centralnego, a rozwojowe aspiracje tych najmniejszych - bez dochodów z przemysłu, dociśniętych codziennymi kosztami funkcjonowania samorządu, skończą się zduszeniem aspiracji i przytoczonym wcześniej stwierdzeniem, że nic się nie zmieniło poza nazwą.
"W poprzedniej kadencji rząd stworzył Fundusz Inwestycji Strategicznych, w ramach którego gmina pozyskała środki finansowe na inwestycje, na tereny wiejskie, ale wydaje mi się, że to wciąż jest zbyt mało. Małe miasta, gdzie nie ma przemysłu, stref inwestycyjnych, powinny zostać dostrzeżone i zyskać instrumenty, żeby mogły się utrzymać i rozwijać. Duże ośrodki dostają więcej funduszy, mają też większe możliwości" - powiedziała Renata Kostrzycka.
"Sam status miasta nie daje żadnych szczególnych praw, ale na pewno jest to pewien prestiż i szansa na przyszłość - także rozwojowa. Choćby łatwość przekwalifikowania terenów na działki budowlane. W mieście możemy to zrobić, więc to ułatwia inwestowanie w budownictwo mieszkaniowe" - powiedział PAP Jarosław Kubiś, burmistrz Bolesławca (pow. wieruszowski).
Na ułatwienia w budownictwie na terenach miejskich i możliwość pozyskiwania funduszy na inwestycje (w tym z funduszy skandynawskich i na rewitalizację) z dwóch źródeł (dla miast i dla obszarów wiejskich) wskazują wszyscy burmistrzowie, z którymi rozmawiała PAP.
Bogdan Kącki podkreślił, że od chwili, kiedy Inowłódz stał się miastem, otworzyła się przed gminą możliwość skorzystania z funduszy norweskich i z pieniędzy na rewitalizację miast i wsi. "Gdybyśmy byli wsią, moglibyśmy aplikować tylko o środki z puli wiejskiej. Teraz możemy się starać o dofinansowanie z dwóch kierunków" - dodał. Ten sam aspekt podkreślają burmistrzowie Osjakowa, Żarnowa czy Bolesławca.
Paradoksalnie oświata, która powinna być motorem rozwoju, jest wymieniana jako problem małych miejsko-wiejskich gmin, bo pochłania ogromne pieniądze z samorządowych budżetów, a pieniędzy może braknąć na wkład własny do zewnętrznego dofinansowania. To może zahamować inwestycje, bez których trudno myśleć o rozwoju - przyznają włodarze.
"Małe miasteczka mogą stracić na miejskich aspiracjach, bo rozwój wymaga nakładów, ale nie ma pieniędzy na te nakłady. Marzenia mogą być piękne, ale życie się toczy" - powiedział burmistrz Kiernozi. Dodał, że kiedy gmina boryka się z niedoszacowaną subwencją oświatową i zmuszona jest ratować się pożyczkami, żeby pokrywać zobowiązania, nie ma kapitału na wkład własny w projektach finansowanych z funduszy zewnętrznych. To zagrożenie widać już z perspektywy roku działalności gmin miejsko-wiejskich.
Z perspektywy 12 miesięcy włodarze nowych miast w Łódzkiem widzą już, że największym zagrożeniem dla rozwoju tych ośrodków jest demografia - mała liczba urodzeń i odpływ młodzieży do większych ośrodków miejskich. Małe miasteczka ubytek mieszkańców odczuwają najbardziej i trudno myśleć o przyszłości, jeśli nie uda się powstrzymać odpływu ludności.
Bolesławiec jako gmina od niedawna liczy mniej niż 4 tys. mieszkańców. Typowo rolnicza gmina Kiernozia, leżąca poza szlakami przemysłowymi, między Łowiczem i Gostyninem, nie może liczyć na nagły boom demograficzny ani na migrację ludności Łowicza, Kutna czy Gostynina. Młodzi wyjeżdżają do szkół i nie wracają, bo małe miasta nie mogą konkurować z wielkimi aglomeracjami w zapewnianiu wysokiego standardu życia.
"Małe miasta, oddalone od większych ośrodków miejskich, nie są dzisiaj magnesem dla młodych ludzi. Młodzi są wykształceni, ambitni, przebojowi, chcą bardzo dobrze zarabiać, a w małych miejscowościach możliwości zarobkowania są ograniczone. To niestety może być barierą dla napływu młodych ludzi" - powiedziała PAP Renata Kostrzycka, burmistrz Osjakowa.
Dodała, że dostrzega jednak pewną nową tendencję. Ludzie dojrzali, zatrudnieni w kopalni czy w elektrowni w Bełchatowie i tam mieszkający, przechodzą na emeryturę i budują domy w Osjakowie. Burmistrz Osjakowa chce wykorzystać ten trend i tworzyć warunki do osiedlania się w mieście i gminie.
Podobne działania zapowiadają inni włodarze. Burmistrz Inowłodza np. chciałby, żeby jak najwięcej letników budowało tam całoroczne domy; planuje budowę mieszkań dla nowych mieszkańców w ramach samorządowej inicjatywy mieszkaniowej. Położone nad Pilicą tereny to bowiem tradycyjne kierunki rekreacyjne dla Tomaszowa Mazowieckiego, Łodzi, czy nawet Warszawy. (PAP)
Napisz komentarz
Komentarze