Miłość do zespołu Breakout przetrwała u Ciebie wiele lat. W Twojej galerii, czy jak lubisz mówić "izbie pamięci" jest ona namacalnie wyczuwalna. Reszta pamiątek jest związana bardziej z działalnością Marka Karewicza niż jakiegokolwiek innego zespołu. Tadeusz Nalepa jednak dominuje.
Pomysł, aby w jakiś sposób uczcić Tadeusza Nalepę i zespół Breakout siedział w mojej głowie od wielu lat. Nigdy nie było sposobności, by go zrealizować. Pochwaliłem się nim kilka lat temu właśnie świeżo poznanemu przeze mnie Markowi Karewiczowi. Powiedziałem, że chciałbym dla mojego ukochanego zespołu coś więcej zrobić. Mistrz chwile pomyślał i powiedział mi: ja już jestem stary ale ty to rób, a ja ci pomogę w miarę moich możliwości. Pomógł mi bardzo dużo, mimo że ja od niego w formie materialnej nie dostałem nic. Natomiast skontaktował mnie z wieloma ważnymi z punku widzenia projektu ludźmi, jak chociażby Jerzy Duduś Matuszkiewicz, którzy mogli podpisać fotografie i podzielić się własnymi wspomnieniami i wiedzą. Pan Marek udostępnił mi szereg kontaktów, często sam dzwonił i prosił by niektóre osoby porozmawiały z pasjonatem z Tomaszowa.
Część postaci jest dzisiaj już nieco zapomniana...
To prawda. Zespół Breakout powstał w 1968 roku. Wychowałem się w blokowisku. Kiedy miałem 14-15 lat już znałem twórczość zespołu. Słuchaliśmy i próbowaliśmy grać "Kiedy byłem małym chłopcem". "Czemu kwiaty zwiędły dziś". Ta muzyka szła za nami przez lata.
Miałeś, będąc nastolatkiem, swój zeszyt ze zdjęciami zespołu powycinanymi z gazet i np. tekstami utworów?
Tak było. miałem Breakout, Mirę Kubasińską, ale też dokumentowaliśmy wszystkie nasze wyjazdy. Także wyjazdy zarobkowe, by np. kupić sobie podręczniki do szkoły. Ci muzycy zawsze byli z nami poprzez swoje utwory. Dopiero dzisiaj mogę powiedzieć, że teraz ja robię coś dla Breakoutów.
Spłata długu zaciągniętego w młodości?
Absolutnie nie. Ktoś mi kiedyś zadał pytanie czy ja jestem rodziną z Nalepą. Nie, jestem właśnie tym fanem. Takim mam nadzieję prawdziwym fanem twórczości Nalepy. Chociaż faktycznie w pewnym sensie próbuję się zrewanżować za to co mi przez całe życie dawała muzyka zespołu. Teraz wpadłem na pomysł, by wyjść z tym nieco szerzej, by nie robić tego tylko w domu. Chcemy więc zwrócić się do domów kultury i to nie tylko w naszym mieście z ofertą szeregu imprez, które przypomniałyby historię Breakout. Już nie tylko wystawa pamiątek ale "trzy w jednym". Poza nimi także mini recital i spotkanie z jakąś ciekawą postacią.
I to robicie?
Tak. Poza Galerią we Wsi Niebrów stworzyliśmy też zespół, który gra utwory Tadeusza Nalepy. Jest nas czterech. Pierwsze takie przedsięwzięcie odbyło się 31 marca. Był zaproszony autor książki, pan Wiesław Królikowski, była wystawa i recital zespołu Bluestones. Chodzi o to, by każdy odbiorca mógł wybrać coś dla siebie.
Słuchasz Breakout z analogów czy z kompaktów?
Obecnie z kompaktów. Mam właściwie wszystko co zostało dotąd wydane. W tym roku mają natomiast ukazać się reedycje wszystkich plyt w wersjach winylowych. Warner wypuści całą serię. Pierwsze dwa longplaye już się ukazały. Są to "Na drugim brzegu tęczy" i "70A". Za chwilę będą "Blues", "Mira" i "Karate". W sumie 10 sztuk.
Każdy z fotogramów, które prezentujesz w Galerii ma swoją historię.
Oczywiście, że tak. Można powiedzieć, że te historie są wspaniałe. To na przykład jest prezent od Krzysztofa Dłutowskiego, który razem z Nalepą tworzył zespół Blackout, który dopiero później przemianowany został na Breakout. Jest on w tej chwili jedynym żyjącym członkiem tamtego składu, jeszcze ze słynnym Stanisławem Guzkiem, znanym także jako Stan Borys.
Następnym prezent jaki odniego dostałem to są te słynne fotografie, gdzie wygrywają utworem "Gdybyś kochał, Hej" konkurs piosenki telewizyjnej. To już jest prawdziwy Breakout. Inna muzyka, inne brzmienie, inny sprzęt, jaki przywieźli sobie po koncertowaniu w Holandii. Byli tam przez 8 miesięcy i mieli kontakty z takimi tuzami, jak Led Zeppelin.
To jest bardzo ciekawe zdjęcie
Nawet bardzo ciekawe. Ono powstało przy płycie "70A",a więc drugiej w karierze grupy. Świetne ujecie i wiele czasu zajęło mi zdobycie dwóch widniejących na nim autografów. Pierwsza osobą jest Józef Skrzek, drugą autor Harry Weinberg. Pół roku szukałem autora tego zdjęcia. ale udało się. Gościł również w naszej Galerii.
Jak znajduje się po 50 latach autora fotografii?
Trzeba mieć bardzo dobre kontakty. Telefonowałem w tej sprawie do wielu ludzi. Także do Związku Fotografików Polskich. Posiłkuję się też ludźmi, którzy w Polsce są bardzo znanymi organizatorami koncertów. Dzięki temu mają szerokie kontakty w branży muzycznej. Ta branża, to nie tylko sama muzyka ale także zdjęcia. Wysyła się więc taką fotografię z zapytaniem. To pytanie krąży tak długo, aż znajdzie się ktoś, kto zna na nie odpowiedź. Może się po takim czasie zdarzyć, że autor już nie żyje. To zdjęcie, o którym mówimy otrzymałem osobiście od Piotra Nalepy. Podarował mi dwa małe zdjęcia ze swoich domowych zbiorów.
Chłopiec z płyty "Blues"
Tak, chłopiec z okładki przekazał mi dwa najcenniejsze zdjęcia ze swojego archiwum. Jestem z tego bardzo dumny. Piotr, to człowiek o wielkim sercu.
Mira Kubasińska i zdjęcia znikąd?
Zdjęcie odkryte na nowo. Pochodzi również z archiwum Piotra. Długo przeleżało w szufladzie. Dopiero teraz zostało ponownie pokazane. Jego autorem jest Marek Karewicz. Wypatrzyliśmy je w czasie występu organizowanego przez Estradę Rzeszowską.
Ona poszła inną drogą...
Mira poszła inną drogą. To jest prawda. Nie wiem w którym to momencie było. Może przełomem był jeden z koncertów w 1986 roku w Sopocie. Zaproszona tam też była grupa teatralna, w skład której wchodziła przyszła żona Tadeusza Nalepy, Grażyna Dramowicz. Kto wie, może się zauroczyli. Tak zaczęła się miłość do dużo młodszej kobiety. Mira musiała to bardzo przeżyć.
Twoją Galerię odwiedza sporo niezwykle ciekawych ludzi. Szczególnie dla osób dojrzałych są to ważne i znaczące nazwiska. Kto z młodych ludzi wie, że Bogdan Loebl to autor wielu znanych piosenek
Temu ma służyć forma przekazu, jaką wymyśliłem. Autor, wystawa i muzyka.
Ciekawe są okładki płyt wydukowane na szkle i z autografami autorów, które wiszą na ścianach
Tak to sobie wymyśliłem. Pokazujemy je w nieco innej formie. 7 z 10 okładek zrobił Marek Karewicz, po jednej Małgorzata Spychalska, Maciej Cichocki i Rafal Olbiński. Nie było łatwo zdobyć ich autografy, bo to dzisiaj są ludzie w podeszłym wieku. Trudno było się nawet umówić na spotkania. Chyba jestem dzisiaj jedyną osobą w Polsce, któa ma serię tych okładek podpisaną przez autorów.
Do rozmowy z Krzysztofem Jochanem jeszcze powrócimy
[reklama2]
Napisz komentarz
Komentarze