[reklama2]
Otóż w ferie zimowe 1961/62 powstały oddolnie w Tomaszowie Mazowieckim - w kawiarni Literacka mieszczącej się w ZDK „Włókniarz” - pierwsze taneczne, rock’n’rollowe spotkania młodzieży na tak zwanych fajfach. W 2011 roku minęło dokładnie 50 lat od tych bardzo ważnych wydarzeń w naszym mieście. Postanowiłem na tę okoliczność doprowadzić, w jeszcze wówcza istniejącej Literackiej, symbolizującej tamte czasy do Spotkania po latach. Przygotowania były dla mnie wielkim, logistycznym przedsięwzięciem, z którym przyszło mi się zmierzyć.
Temat dla mnie stał się dość karkołomny, ponieważ wielu kolegów i koleżanek było porozrzucanych po całym świecie, tylko nieliczni nie zmienili swojego miejsca zamieszkania. Wśród nich znalazła się między innymi moja osoba. Również dużo koleżanek i kolegów odeszło od nas na zawsze. Nie o wszystkich, którzy zmarli, wiedzieliśmy.
Z powstałym komitetem organizacyjnym, w którym znaleźli się moi przyjaciele, Mirek Orłowski i Jacenty Buczyński, ustaliliśmy po wcześniejszych rozmowach z najdalej mieszkającymi kolegami, Wojtkiem Szymonem z Nowego Jorku i Jurkiem Gołowkinem ze Szwecji, datę spotkania na dzień 5 marca 2011 r. Była to ostatnia sobota karnawału.
Na Spotkanie po latach zaprosiliśmy, poza składem zasadniczym, wielu krajowych i lokalnych VIP-ów. Nie będę ich wsystkich wymieniał, a raczej skoncentruję się na tych, którzy dotarli na nasz jubileusz. Nie było ich wielu, dlatego wymienię ich z nazwiska: z Gdyni dotarł Wiesław Wilczkowiak, v-ce Prezes Stowarzyszenia Miłośników Muzyki Krzysztofa Klenczona CHRISTOPHER, artysta fotografik - Marek Karewicz - z Warszawy oraz jego stały opiekun z Gdańska - Wiesław Śliwiński - aktualny v-ce Prezes Fundacji Sopockie Korzenie. Dwa dni wcześniej Wiesław Śliwiński przesłał kurierem z sopockiej fundacji na adres ZDK „Włókniarz”, 5 rollapów i 13 fotogramów Marka Karewicza, przedstawiające 50 -letnią historię polskiego rock’n’rolla.
Wystroiliśmy nimi poczekalnię kina, która pełniła funkcję na okres trwania spotkania tanecznego parkietu oraz lokal, kawiarnię Literacka. Marek Karewicz z Wiesławem Śliwińskim przybyli wcześniej, w piątek 4 marca. Zabezpieczyłem im wyżywienie i nocleg w pięknej willi u mojej koleżanki Doroty Młodzik-Gruszczyńskiej przy ulicy Jagiellońskiej. Kiedy wieczorem odwiedziłem ich na jej włościach, Marek był wniebowstąpiony:
- Antek załatwiłeś fajną sprawę z tym noclegiem, hoteli mam już dość. W swoim życiu namieszkałem się po hotelach różnych kategorii. Dorota z córką prowadzą zakład fotograficzny więc przy wspaniałej kolacji nie było innego tematu jak, fotografowanie i fotografia,. Już dziś zapraszam je do Warszawy, by pokazać im właściwe fotograficzne atelier jakie posiadam w moim klubie Tygmont. Antek, przywiozłem ci maleńki suwenir. - Wiesiu podaj moją torbę. Wyjął z torby zawiniątko w foliowej kopercie i wręczył mi. – Proszę cię, przymnij ode mnie ten skromny upominek z podziękowaniem za zaproszenie na „Spotkanie po Latach”.
Wyciągnąłem z koperty czarny podkoszulek, rozwinąłem, i ujrzałem na niej wizerunek Milesa Daviesa. Fotografia na podkoszulku, to najsłynniejsze Marka zdjęcie, które na życzenie trębacza, wykonane było w dużych rozmiarach (10m x 3m) i zawisło na wieżowcach w Nowym Jorku. - Jutro widzę ciebie na spotkaniu w tej koszulce – z powagą rzekł do mnie Marek.
Nazajutrz, w sobotę przed południem, tradycyjnie umówiliśmy się na zapleczu w księgarni. Barbara jak zwykle przyjęła nas wspaniałym ciastem, kawą i herbatą. Karewicz będący w doskonałej formie psychicznej, jako pierwszy rozpoczął, jak zwykle, swoją retrospektywną gawędę,
[reklama2]
- Kiedy byłem 13/14-letnim chłopcem, przeważnie latem podczas wakacji, umawialiśmy się z kolegami i koleżankami z klasy, z dzielnicy, na schodkach gwiazdy wdzięczności, która stała tu blisko gdzie się znajdujemy, na przeciw Basi księgarni, i szliśmy całą paczką na Niebieskie Źródła. To była fantastyczna, letnia przygoda. A był to okres kiedy budowano naprzeciw Niebieskich Źródeł, na rzece Pilicy tamę, która służyła, jako ujęcie wody pitnej wraz z oczyszczalnią, przeznaczona dla miasta Łodzi. Zawsze kiedy tylko znalazłem się nad Niebieskich Źródeł, długo stałem wpatrzony w błękitnie, bijące, kotłujące się wywierzysko, nie mogąc nadziwić się nad tajemnicami jakie niesie przyroda. Jest to jedno z niewielu miejsc, jako zjawisko krasowe (jedyne w Europie) na świecie. Będę je pamiętał do końca życia. Zawsze w przeróżnych miejscach gdzie przebywałem czy to w Polsce czy za granicą, i była towarzyska dyskusja o największych dziwach przyrody, jej cudach, wymieniałem to miejsce z mojego dzieciństwa. Tomaszowskie Niebieskie Źródła.
– Drugim takim miejscem zbornym dla tomaszowskiej młodzieży były groty z piaskowca w pobliskich Nagórzycach, dziś dzielnica miasta. Chodziło się tu między innymi na wagary. Wchodziliśmy do środka z naszymi koleżankami do groty, która posiadała wiele długich, krętych korytarzy. Mnóstwo fruwających w ciemnościach nietoperzy, w przedziwnych zakamarkach groty, jak na przykład słynne zbójeckie „Łoże Madeja”. W ciemnościach straszyliśmy nasze dziewczyny, przez co trzęsące i wystraszone, zbliżały się do nas łapiąc za rękę, czy ramię. A my wtulaliśmy się w ich cudownie zaokrąglone dwa niewinne „jabłuszka”. Były to pierwsze nasze intymne kontakty z dziewczynami, w których my chłopcy poczuliśmy prawdziwy zapach kobiety, mogę przyznać, że tu się zaczynał okres tajemniczej inicjacji.
Punktualnie o godzinie 18.00 Marek z Wiesiem przybyli na jubileuszowe uroczystości, gdzie nie ukrywam byli atrakcją spotkania. W poczekalni i przed szatnią zbierały się tłumy tomaszowian, byli również wśród nich zaproszeni goście na drugą część spotkania, którzy przybyli na rock’n’rollowy koncert Marka Zarzyka Zarzyckiego i Arka Elvisa Milczarka, stanowiący pierwszą część spotkania.
Wystrój pomieszczeń sprawiał wrażenie jakby wszyscy uczestnicy znaleźli się na wernisażu prac Karewicza, a tytuł ekspozycji 50 lat rock’n’rolla w Polsce robił wrażenie i był tematycznie adekwatny do imprezy. Sala kina Włókniarz wypełniła się po brzegi, były nawet osoby stojące pod ścianą kinowego pomieszczenia. Otwierając spotkanie miałem na sobie, dotrzymując Markowi słowa, podkoszulkę sprezentowaną mi dzień wcześniej.
Rock’n’rollowe rytmy w wykonaniu Marka Zarzyka i Arka Elvisa wprowadziły wszystkich uczestników w cudowny nastrój i w takim optymistycznym stanie ducha, pokonywaliśmy próg kawiarni Literacka. Za nim rozpoczęły się rock’n’rollowe szaleństwa na parkiecie poczekalni kina, mające przypominać epokę lat 60-tych minionego wieku, do stołu podano jedyne danie na gorąco, strogonowa. Po poczęstunku swoją zaplanowaną gawędę miał Marek Karewicz (który był atrakcją, gwoździem spotkania).
W swoich opowieściach o pracy w zawodzie, o poznanych, światowych osobistościach, jazzowych, koncertowych trasach z największymi muzykami; Milesem Daviesem czy Rayem Charlesem, zawsze retrospektywnie dotykał dzieciństwa spędzonego w naszym mieście, i tym razem nie było inaczej.- Moi drodzy, tu gdzie się dzisiaj dzięki Antkowi znajdujemy, w kawiarni budynku ZDK Włókniarz, jako nastoletni chłopiec w okresie Bożego Narodzenia przychodziłem z moim ojcem – był wtedy dyrektorem Fabryki Skór i Prezesem Stowarzyszenia Sportowego TUR – na uroczystości choinkowe. Jako dzieci dostawaliśmy wielkie paczki z owocami, słodyczami, ale również znajdowała się w nich czekolada i pomarańcze co było w tamtych czasach wielkim, niespotykanym na co dzień rarytasem. Na zakończenie choinkowego spotkania, po rozdaniu dzieciom paczek i zabawie, przechodziliśmy do sali kinowej. Tutaj wyświetlano nam zawsze bajki czy filmy produkcji radzieckiej. Pamiętam przepiękną baśń filmową „Sadko” i wiele kreskówek, z których najbardziej zapamiętałem bajkę „Konik Garbusek”. Cieszę się, że po 60 latach było mi dane przebywać w tych pomieszczeniach. Przybliżyły mi one wspomnienia z dziecięcych, beztroskich lat spędzonych w Tomaszowie.
rarytasem. Na zakończenie choinkowego spotkania, po rozdaniu dzieciom paczek i zabawie, przechodziliśmy do sali kinowej. Tutaj wyświetlano nam zawsze bajki czy filmy produkcji radzieckiej. Pamiętam przepiękną baśń filmową „Sadko” i wiele kreskówek, z których najbardziej zapamiętałem bajkę „Konik Garbusek”. Cieszę się, że po 60 latach było mi dane przebywać w tych pomieszczeniach. Przybliżyły mi one wspomnienia z dziecięcych, beztroskich lat spędzonych w Tomaszowie.
Napisz komentarz
Komentarze