Kiedy pod koniec 2015r czy na początku 2016r dowiedziałem się o tym dziwnym „rozwodzie”, byłem święcie przekonany, że to prawdziwy koniec „klenczonowego” przedsięwzięcia, wiedząc jednocześnie jak ogromną pracę wykonał, ponosząc merytoryczny i intelektualny wysiłek, Wiesław Wilczkowiak. Chciałbym jeszcze w tej kwestii dodać, że pomysł nadania Amfiteatrowi na Zamku Biskupów Płockich imieniem „Krzysztof Klenczon” jest również dziełem Wiesława Wilczkowiaka
Nigdy nie pytałem żadnej ze stron o powód rozstania się. Tym bardziej, że w krótkim czasie prezesi ze Stowarzyszenia Muzycznego CHRISTOPHER, w osobach: Adama Jarzębińskiego, Wiesława Wilczkowiaka zaskoczyli wszystkich fanów w kraju, zwolenników ojca chrzestnego (zmarł w listopadzie 2015r) polskiego rock’n’rolla, Franciszka Walickiego, przygotowując na dzień 14 maja 2016 roku w Sali Widowiskowej Marynarki Wojennej GROM w Gdyni koncert pt „W rytmie Rock’n’Rolla”. Było to wielkie, wspaniałe widowisko stojące na wysokim poziomie artystycznym z udziałem młodych zespołów z Trójmiasta, które to „odtwarzały” rock’n’rollowe covery pierwszych zespołów tego stylu, założonych czy współzałożonych przez pana Franciszka Walickiego (jak „Rhythm and Blues”, „Czerwono Czarni”, „Niebiesko Czarni”, „Czerwone Gitary” czy zmianę nazwy z „Blackout” na „Breakout”). Dla mnie osobiście było to szczególne spotkanie gdyż po trzyletniej, internetowej znajomości, do Gdyni przybył zaproszony przez Wilczkowiaka Sławek ORWAT, nasz wspólny przyjaciel z Londynu.
W czerwcu zadzwoniła do mnie Alicja Klenczon bym podał swoje dane (adres zamieszkania) mailem przesyłając na jej pocztę gdyż chce wysłać dla mnie i towarzyszącej osoby (wcześniej czynił to Wiesław Wilczkowiak) ZAPROSZENIE z Urzędu Miasta na IV Pułtusk Festiwal im. Krzysztofa Klenczona, który odbędzie w dniach 8-9 lipca 2016r. Otrzymałem je na dwa dni przed inauguracją imprezy. Był taki moment, że zwątpiłem w swój udział w festiwalu, choć Alicja zapewniała mnie telefonicznie o hotelowej rezerwacji miejsc dla mnie i towarzyszącej osoby. Z moim przyjacielem, Markiem Zającem uczestniczyliśmy w III Pułtusk Festiwalu, który w naszych oczach i opinii wypadł okazale, dlatego z wielką radością przyjęliśmy od włodarzy miasta Pułtusk, VIP-owskie zaproszenie na IV spotkanie.
Piątek 8.07.2016r.
Około 13.00 Marek podjechał swoim Fiatem pod mój blok i udaliśmy się kierunek Pułtusk via Serock. Świadomi występujących trudności drogowych spowodowanych odbywającym się szczytem NATO w Warszawie, w miejscowości Siestrzeń z jechaliśmy z trasy szybkiego ruchu do stolicy i przez Grodzisk Maz., Błonie, Nowy Dwór Maz. by przed godz. 17.00 dotarzeć do kościoła na Rynku w Pułtusku, w której to świątyni miała odbyć się Msza św. w imieniu ojca Czesława i Krzysztofa Klenczonów.
Był to mój kolejny, czwarty, „festiwalowy” wyjazd do Pułtuska i pobyt w mieście filmowego, alternatywnego ciecia Stanisława Anioła i jego żony Miećki. Byłem oczarowany postępem prac architektonicznych wiernie odrestaurowujące stare ulice, kamienice, chodniki czyli rewitalizacyjną odnowę miasta. Śmiało mogę powiedzieć po moich poprzednich pobytach, że w grodzie, w którym urodził Krzysztof Klenczon widać jak na dłoni, gospodarza. W kościele, parafii św. Józefa pięknym akcentem zakończyła się homilia, gdzie prowadzący mszę ksiądz zapowiedział utwór „Biały Krzyż” określając go jako pierwszą piosenkę poświęconą (nieużywanym w tamtych latach terminem) żołnierzom wyklętym. W pięknej interpretacji, z dużą dozą patriotycznej wrażliwości, wykonała tę prześliczną pieśń Maria Głuchowska (przyjaciółka św. pamięci Krzysztofa – razem występowali w zespole Trzy Korony) w partnerskim duecie, członkiem zespołu M. A. J. Po mszy udaliśmy się do pobliskiego Zamku Biskupów Płockich, w którym to budynku gospodarze imprezy zabezpieczyli nam miejsca zakwaterowania.
Po zagospodarowaniu się w zamkowych pomieszczeniach, zaliczeniu prysznicu, przebraliśmy się w szybkim tempie by punktualnie o 18.00 stanąć na dziedzińcu Zamku, na którym z 20 min. opóźnieniem rozpoczęły się uroczystości związane IV Pułtusk Festiwalem im. Krzysztofa Klenczona Anno Domini 2016r. Po krótkich przemówieniach lokalnych notabli, organizatorów corocznych, spotkań z twórczością Klenczona, przybyłych polityków, oddano potężne salwy z dwóch XV-wiecznych armat informujące mieszkańców miasta o rozpoczęciu imprezy.
Następnie wszyscy uczestnicy, gromadnie przeszli na Dolny Krużganek zamku, gdzie nastąpiło otwarcie wystawy poświęconej pamięci Krzysztofa Klenczona i prac plastycznych laureatów konkursu pt „Impresje inspirowane utworami Krzysztofa”. Z miejsca wystawy przeszliśmy krętymi schodami na Górny Krużganek, gdzie przy suto zastawionym szwedzkim stole odbyło się KULUAROWE SPOTKANIE, chyba najpiękniejsza, bardzo ważna część każdych uroczystości, jubileuszy, obchodów, gdzie mogliśmy spotkać wiele znanych postaci (ze świata polityki, sztuki, kultury, sportu) swobodnie konsumujących, świetnie przyrządzone dania.
Wśród wielu przybyłych gości znaleźli się, między innymi: minister z kancelarii Pani Premier Beaty Szydło, Henryk Kowalczyk, minister doradca d/s. kultury z kancelarii Prezydenta Andrzeja Dudy, wnuczek Anny „Solidarność” Walentynowicz, krakowianin Bihun Kazimierz – reżyser, twórca dokumentalnego, biograficznego filmu o Krzysztofie Klenczonie „Zagubiona dusza”, przyjaciel Marka Karewicza - Jacek Ejsmond z warszawskiego Klubu Dobrej Muzyki.
Z Markiem Zającem i Kazimierzem Bihunem, tworzyliśmy towarzyską grupę podczas pobytu w Pułtusku. Przy konsumpcji, wspólnie toczyliśmy poważne rozmowy z wnuczkiem pani Walentynowicz (sprawa Smoleńskiej katastrofy), z doradcą Pana Prezydenta ds. kultury o jego pracy i prezydenckich przedsięwzięciach w tej branży i moich spotkaniach w Tomaszowie z Andrzejem Dudą (wówczas posłem do Sejmu RP w czasie trwania wystawy pt „Lech Kaczyński w służbie państwa i narodu polskiego” na dziedzińcu kościoła św. Jadwigi Królowej w Tomaszowie Mazowieckim). Bardzo sobie cenię długą, merytoryczną rozmowę z ministrem Henrykiem Kowalczykiem w temacie „500 +” i „mieszkanie +” co wzbogaciło moją wiedzę w tym kontrowersyjnym dla niektórych z opozycji sejmowej, posłów.
W Sali Maneż Domu Polonii na terenie obiektu - Zamek Biskupów Płockich - nasz przyjaciel Kazimierz Bihun przy wypełnionym pomieszczeniu fanami KK z powodzeniem przedstawił, swój najnowszy dokument, film pt „Wspomnienie – Krzysztof Klenczon w anegdocie”. Równolegle z filmem, a wszystko zaczęło się z dużym opóźnieniem (około 20.00) o co mam duże pretensje do organizatorów, odbył się w zamkowym Amfiteatrze im. Krzysztofa Klenczona mini recital Leszka Cichońskiego (instruktor warsztatów muzycznych twórczości KK).
Cichoński w profesjonalny sposób wykonał, akompaniując sobie grą na gitarze klasycznej kilka znanych coverów Klenczona, swoje kompozycje jak również kompozycję geniusza gitary, Jimmie Hendrixa co bardzo uatrakcyjniło pierwszy dzień festiwalu. Tuż po zakończonym recitalu Cichońskiego na scenie Amfiteatru przy okrągłym stoliku zasiedli jako gospodarze spotkania, Alicja Klenczon żona Krzysztofa oraz Maciej Cybulski. Zajęli się konferansjerką, zapowiadając dalszą część koncertu, przekazując zebranym na widowni wiele ważnych informacji o wykonawcach jak również o historii powstania niniejszego festiwalu.
Jako pierwsi, wystąpiła zapowiedziana wcześniej rock’n’rollowa grupa „Proffusion” z Chicago, wielkie objawienie, rewelacja ubiegłorocznego festiwalu, wówczas 14-letnia liderka zespołu, Caroline BARAN. Tym razem Caroline wystąpiła w nieco innym składzie personalnym, z drugim zespołem o nazwie „Caroline BARAN & Friends” w składzie: Caroline Baran – śpiew, gitara basowa, Kinga Smutek (grała również w „Proffusion”), Sam Subar – perkusja, Daniel Jonak – gitara prowadząca.
Kiedy Alicja zapowiadała zespół, między „wierszami” wymieniła znajdującą się na widowni panią Joannę Szepelawy matkę Caroline i jej babcię (kobieta w moim wieku, dystyngowana, mieszkająca w Polsce). Nagle w mojej głowie zapaliło się światełko, bo przypomniało mi się, że na mojej stronie FC o tym nazwisku osoba, lajkuje moje, i nie tylko, wpisy, komentarze, informacje. Natychmiast wzrok skierowałem do sektora widowni, w którym zasiadały wymienione kobiety. Jeszcze nie zakończyła Caroline swojego występu jak szybko przemieściłem się, zostawiając Marka w naszym sektorze, do sektora obok. Gdy znalazłem się w tym sektorze, jeszcze nie otwierając ust, wielce zaskoczony usłyszałem głos kobiety:
- Witam panie Antoni, jaki ten świat jest mały, że Pan Bóg właśnie wybrał Pułtusk by w tym mieście osobiście się poznać – zamurowany tymi słowami kobiety, którą po raz pierwszy w życiu ujrzałem, oniemiały, zdobyłem się tylko oficjalnie przedstawić, przywitać i ….. by nie zakłócać sobie koncertu córki poznanej przed chwilą osoby, umówiliśmy się po zakończonych występach spotkać na dziedzińcu zamku i wyjaśnić sobie ten szczególny przypadek poznania.
Koncert Caroline i jej przyjaciół był również wielkim wydarzeniem pułtuskiego festiwalu. Wykonali, w jakże innym stylu – amerykańska szkoła - niż zespoły polskie, covery KK („Port”, „10 w skali Beauforta”, „Matura”) kilka utworów (w tym także swoje kompozycje) innych, amerykańskich wykonawców między innymi z repertuaru Janis Joplin („Cry Baby” czy „Maybe”), wspaniałe wykonanie „Time After Time” z repertuaru Cindy Lauper, którym to utworem, przed stojącą, oklaskującą publicznością, zakończyła niespełna 15-letnia polska dziewczyna z Chicago, swój rewelacyjny występ.
Wzruszony do bólu jej występem, oczekiwałem kolejnego, muzycznego wydarzenia jakim miał być, zapowiedziany przez Alicję i Maćka, koncert zespołu M.A.J. z jej ekscentryczną liderką, nieprzeciętnie inteligentną, Marią Głuchowską, która namiastką swoich możliwości uraczyła nas wcześniej w kościele św. Józefa wykonując przepięknie utwór „Biały Krzyż” Krzysztofa.
Kim jest Maria Głuchowska? Niech sama o sobie opowie: Urodziłam się 13 lutego dawno, dawno temu… Na chrzcie nadano mi imiona Maria Teresa, a w czasie bierzmowania sama wybrałam sobie imię – Anna. W roku 1950 przyjechałam z rodzicami do Wrocławia i tu mieszkam do dzisiaj. Tu ukończyłam Szkołę Podstawową, Technikum Energetyczne. Po maturze wyjazd na rok do Turawy, gdzie pracowałam jako maszynista turbin wodnych z prawem dokonywania przełączeń na wysokim napięciu (a co?). Powrót do Wrocławia, zamążpójście (Julian), dwie córki (Krystyna-Joanna, Joanna-Krystyna). Praca w biurach projektów: kreślarz, asystent projektanta, projektant, starszy projektant. Studia w Akademii Ekonomicznej, a już jako babcia na Papieskim Wydziale Teologicznym. Pięć lat przed emeryturą pracowałam jako katechetka w podstawowej szkole. Potem jako sekretarka rektora na tymże Wydziale. Obecnie studentka Uniwersytetu Trzeciego Wieku. I tak sobie myślę, że chyba nie spocznę do końca, bo Dobry Bóg nie dał mi powołania do spraw kuchennych, a stawia przede mną ciągle nowe wyzwania ....
Faktycznie jak sama o sobie mówi, ”…żadnej pracy się nie boi…” tak wyglądała jej artystyczna kariera, i tak zaprezentowała się na scenie pułtuskiego Amfiteatru. Nareszcie w Amfiteatrze, z punktu mojego, muzycznego odbioru, powiało prawdziwym, iście spokojnym rhythm and bluesem, country, bluesem, rock’n’rollem, bo takie style Maria zaprezentowała. Nie można ją zaszufladkować do jakiegokolwiek stylu. Jej śpiew to cudowny melanż muzycznych kolorów wymienionych styli. Modulowanie głosem to jej specjalność. Wykonała kilka klasycznych, jakże innych, coverów Klenczona by po nich w cudowny sposób wyśpiewać „Była długa zima” czy „Starą marynarę” a majstersztykiem w jej wykonaniu był blues „Keeping Blue Alive”. Również Marię na stojąco, ogromnym aplauzem braw, zasłużenie pożegnała pułtuska publiczność, w której dominowała młodzież, również szkół średnich będąca właśnie …. na wakacjach.
Zbliżała się 23.00 jak na scenie Domu Polonii ukazał się zespół „Klenczon Projekt” z liderem grupy Tadeuszem Rzącą (gitara, rażąco podobny do Krzysztofa Klenczona). Zespół powstał w Gdańsku Wrzeszczu w kawiarni Starbucks Coffee w styczniu 2015r. W jego skład weszli jeszcze Marek Zienkowski, Sławomir Koryzno, którzy współtworzyli zespół a wcześniej występowali w zespole Ex „Czerwone Gitary”. Z racji tej (w skali 1:1), wiernie odtwarzają Covery „Czerwonych Gitar”. Celowo nie wymieniałem tytułów utworów KK występujących wcześniej grup czy indywidualnych wykonawców by ich nie powtarzać, ponieważ „Klenczon Projekt” wyśpiewał prawie wszystko co nagrane, swojego WIELKIEGO protoplasty.
Na długo przed północą, taneczna zabawa w Amfiteatrze rozszalała się na całego. Zrobiło się całkiem swojsko muzycznie przy WSPANIAŁYM akompaniamencie lekkiej, łatwej do zanucenia muzyki wszechczasów, chyba najbardziej uniwersalnej dla wszystkich, żyjących pokoleń. Myślę, że nigdy nie było w naszym kraju grupy muzycznej (chyba tylko mógłby dorównać im zespół The Beatles), wykonawców, którzy by tak zjednoczyli NARÓD (jak muzyka „Czerwonych Gitar”), wszystkie, polskie pokolenia.
Wokół sceny szalała nie tylko młodzież. Alicja, która opuściła stanowisko konferansjera, jako prowadząca, szybko stworzyła taneczny korowód, który przerwami między sektorami przemieszczał się tanecznie, powiększając swoją „wężownicę” w nieskończoność. Następował bis za bisem np. „Matura”, „Nikt na świecie nie wie” czy „Nie zadzieraj nosa” powtarzane było wielokrotnie (sześciokrotnie, siedmiokrotnie a … może i więcej). Wydawało się, że taneczny koncert nigdy się nie skończy. Tadek Rząca z największym wysiłkiem, jako śpiewający lider, uderzał w struny i coraz bardziej słabł jego już chrypiący głos. Około 1.30, zespół bardzo zmęczony zakończył swoje granie i fizycznie wyczerpani muzycy wybyli na zasłużony odpoczynek. Ja z Markiem udaliśmy się na dziedziniec gdzie nas oczekiwały kobiety i muzycy zjednoczeni wokół Pani Joanny Szepelawy.
Kiedy z Markiem i Kazimierzem Bihunem około 2.00 w nocy dotarliśmy na dziedziniec zamku, zastaliśmy tu przystawione z sobą stoliki w jeden, długi ciąg a wokół nich blisko 30 osób po obu jego stronach zajadało smaczne przekąski, kulinarne przystawki, spijając szlachetne trunki (wina, wódki, piwa) bo właśnie tej nocy Alicja Klenczon obchodziła swoje spóźnione imieniny. Wśród gości znaleźli się szeroko przybyli członkowie klanu Klenczonów (kuzynki i ich mężowie, kuzyni i ich żony), przyjaciele i znajomi, organizatorzy festiwalu, niektórzy miejscy notable i inni zamieszkali w pokojach hotelu na Zamku Biskupów Płockich. Obok przy osobnym stoliku siedzieli: Joanna Szepelawy ze swoją mamą, babcią Caroline, młodzi muzycy (Caroline, Kinga, Daniel, Sam) oraz pani Monika z Chicago, która jest aktualną menedżerką zespołu „Proffusion” i grupy „Caroline BARAN & Friends”. Dosiedliśmy się do nich, gdzie co najmniej przez dobrą godzinę konwersacji wiele dowiedzieliśmy się o zespołach młodych amerykanów, jak pracują muzycznie, o ich próbach a szczególnie mama Joanna wiele nam opowiedziała o swojej córce Caroline, o dużych kosztach w jej inwestowanie by rozwijać talent córki. A ja …. mogłem nareszcie dowiedzieć, jak się „poznaliśmy”. A było to tak: - Panie Antoni – rzekła do mnie pani Joanna – w ubiegłem roku na III Festiwalu również byłam w Pułtusku z córką z zespołem „Proffusion”, tylko nie mieliśmy okazji się poznać bliżej. Pana zapamiętałam szczególnie gdyż ma pan znaczące jak na mężczyznę wąsy i łysinę i był pan blisko Wiesława Wilczkowiaka i Alicji Klenczon, organizatorów festiwalu. Pomyślałam, że jest pan kimś „ważnym” w branży. Kiedy napisał pan felieton z III Festiwalu (2015r) pozytywnie wyrażając się o występie „Proffusion” i wysłał pan ten artykuł do Sławka ORWATA w Londynie, Sławek zainteresował się Caroline i opracowany felieton przesłał na moją pocztę. Tak oto fizycznie nie spotykając, poznaliśmy się. Ciągle plądruję pańską stronę na FC, czytam artykuły pańskiej „Subiektywnej Historii R&R w Tomaszowie Maz”, oglądam wywiady z panem np. „50 lat R&R w Tomaszowie” czy „Herosi Rock’n’Rolla”. Kiedy pan startował w plebiscycie na „Człowieka Roku 2015 Powiatu Tomaszowskiego”, Sławek przesłał nam pański kod (CTM-15) i SMS-ami wszyscy moi przyjaciele z Chicago, i nie tylko Polacy, głosowali na pana. No i …. dzisiaj nareszcie się poznaliśmy. Nie mam nic do dodania wszystko stało się dla mnie jasne.
Cała nasza rozmowa z Joanną (przeszliśmy wreszcie na „Ty”) miała miejsce na dziedzińcu przy bardzo ciepłej pogodzie, gdzie obok toczyło się imieninowe biesiadowanie sporej grupy osób, rodziny i przyjaciół Alicji. Były życzeniowe toasty, śpiewy, podziękowania dla patronki wspaniałego przedsięwzięcia (pomysł i staranie się o festiwal w Pułtusku Stowarzyszenia Muzycznego CHRISTOPHER z Gdyni, w imieniu którego działali prezesi: Adam Jarżębiński i Wiesław Wilczkowiak) jakim stał się IV Festiwal i Konkurs PAMIĘCI jej męża Krzysztofa. Muszę przyznać, że pierwszy dzień festiwalu jak żaden z poprzednich festiwali nie tylko stał na wysokim, artystycznym poziomie ale był bardziej atrakcyjny niż drugi, kończący Festiwal.
Około 3.00 nad ranem zmęczeni i senni opuściliśmy z Markiem dziedziniec pozostawiając gości ze Stanów i biesiadujące towarzystwo, udając się do hotelowego pokoju by oddać się w objęcia Morfeusza. Kładąc się do łóżka wiedzieliśmy, że synoptycy zapowiadają na jutro, sobota niezbyt fajną pogodę. Jedynie przed południem, choć będzie ciepło, może lekko kropić ale na godziny popołudniowe zapowiadają burze i deszcze. A jak będzie naprawdę?
Napisz komentarz
Komentarze