Połowy dorsza na Bałtyku cieszą się co raz większą popularnością. W niedzielę blisko 50 wędkarzy, postanowiło zweryfikować swoje umiejętności w walce z morskim drapieżnikiem. Rywalizowano na trzech kutrach. Dla zwycięzców danego kutra, oraz drugiego i trzeciego miejsca czekały nagrody w postaci m.in. wędek ufundowanych przez firmę KONGER.
W Ustce wędkarze zjawili się po godzinie trzeciej nad ranem. Rejs na pierwsze łowiska trwał około trzech godzin. Już pierwsze próby, przyniosły skuteczne rezultaty i po upływie około 30 minut, wędkarze mogli być zadowoleni, gdyż każdy z nich miał już po kilka ryb w swoich pojemnikach.
Z biegiem rejsu dorsze przestały współpracować i każdy z nas był zmuszony szukać rozwiązania, który mógłby ten stan rzeczy zmienić. Efektów nie przynosiła zmiana kolorów przywieszek, pilkerów, czy też prowadzenia zanęty. Dorsze co prawda były, ale w małych ilościach, gdyż żerować nie chciały, a wspomnianą tezę potwierdziły ryby zaczepione za ogon, czy też brzuch – choć i tych było niewiele.
W godzinach popołudniowych skuteczna praca szyprów pozwoliła nam na kolejne sukcesy. Wędkarze ponownie mieli sporo pracy. Dla wielu z nich, każde zanurzenie pilkera kończyło się wyciągnięciem ryby na pokład. Na moim kutrze zwycięzca mógł pochwalić się 31 sztukami. Sam złowiłem ich piętnaście, z czego jedną niewymiarową sztukę wypuściłem do wody. Podczas 15 godzinnego rejsu wisienką na torcie moich połowów, był niezwykle urodziwy tobiasz.
W trofeach moich kolegów znalazły się dwie flądry i dwa "diabły". Ogólnie tego dnia wyniki miały drugorzędne znaczenie. Każdy złowił wystarczającą ilość ryb, ale i przywiózł do Tomaszowa olbrzymią dawkę pozytywnej energii. Pytanie na koniec pozostaje tylko jedno ( skierowane jest ono do uczestników): Czy ktoś może widział Andrzeja i wie czy wrócił do domu? :D :D :D
Napisz komentarz
Komentarze