Po rozpadzie Buffalo Springfield Neil Young bardzo szybko rozpoczął pracę nad pierwszą płytą solową. Album "Neil Young" był – zgodnie z opinią twórcy – jego prawdziwie pierwszym albumem. Między utworami, które dotyczą problemów alkoholizmu czy ekologii, Young dał się poznać jako autor romantycznych perełek, najlepszych utworów miłosnych, jakie kiedykolwiek nagrał. Oddany pracy nad płytą przez wiele miesięcy, Neil był poważnie rozczarowany końcowym brzmieniem albumu. Winą mógł obarczyć tylko siebie. Chciał wypróbować nowy proces nagrywania, tak aby utworom w stereo nadać koncentrację mono w radio. W konsekwencji, wokal Younga był cofnięty, tracąc przy tym całą przejrzystość brzmienia.
Był styczeń 1969 roku, album sprzedawał się wolno, a o koncerty nie było łatwo. W swoim domu w Topanga Canyon Neil Young zastanawiał się, co robić dalej. Na szczęście nie musiał długo nad tym myśleć. Podjął współpracę z uciekinierami ze Wschodniego Wybrzeża USA, członkami grupy The Rockets – Billem Talbotem, Lou Moliną i Dannym Whittenem. Już w czasie gdy Buffalo Springfield nagrywali swój pierwszy album, zaczął bywać w ich domu w Laurel Canyon. Podobno z miejsca znaleźli wspólny język – zaczęło się wspólne muzykowanie, które Neilowi dało szansę zdystansować się do szaleństw z etapu gry w Springfield. Najbardziej przypadli sobie do gustu z Dannym Whittenem, którego wrażliwość przypominała jego własną. To Whitten utwierdził Younga w przekonaniu, że powinien śpiewać.
Ten okres okazał się doświadczeniem formacyjnym dla Neila. Wiedział, że nie chce być kimś w rodzaju The Beatles. Chciał mieć grupę, który nagrywa płyty tak, jak zespół koncertowy, popełniając błędy, brzmiąc surowo i naturalnie. Talbot, Molina i Whitten pasowali do tej układanki idealnie – i już wkrótce zaczęli działać z Youngiem pod nazwą Crazy Horse.
Nie kalkulując niczego, muzycy weszli do studia. Sesja nagraniowa "Everybody Knows This Is Nowhere" trwała dwa marcowe tygodnie 1969 roku. Ze wszystkich albumów Neila Younga ten właśnie zajmuje wyjątkowe miejsce w sercu każdego oddanego fana jego talentu. Jest ku temu kilka powodów, ale najbardziej nasuwa się zwyczajne stwierdzenie: to jeden z najlepszych albumów w historii muzyki rockowej. Płyta określa kierunek kariery, jakim podążył później Young. W piosenkach czuje się zmiany, które przemieniły folk w "folk garażowy". Muzyka jest prosta, szczera i spójna. Myślę, że grając właśnie w ten sposób, Young osiągnął to, co uważane jest za najtrudniejsze: prostotę daleką od prostactwa.
W pierwszym utworze na albumie, "Cinnamon Girl", poetyckie słowa ("Marzycielem będąc, biegnę w noc / Widzisz, jak razem gonimy za światłem księżyca") okraszone są wspaniałym rock and rollem. Obie strony płyty analogowej kończą dwa długasy: "Down by the River" i "Cowgirl in the Sand". I to właśnie te utwory przyczyniły się do wielkiej popularności płyty. Liryczne teksty to jedna z cech rozpoznawczych albumu, do historii przeszły jednak przede wszystkim gitarowe szaleństwa Younga i Whittena.
W latach 60-tych swobodne jamowe granie w muzyce rockowej stało się znakiem firmowym wielu gitarzystów, jak choćby Clapton, Hendrix czy Allman – technicznie uzdolnionych instrumentalistów, których stylem wyjściowym był blues. Young od początku nie kwalifikował się do tej kategorii – nie gra w stylu tradycyjnego gitarzysty, szybko i błyskotliwie. Przeciwnie, gra wolno i namiętnie, nie zwracając uwagi na technikę gry. To czyni z niego muzyka wyjątkowego. Jego gra w utworze "Down by the River" jest tak dokładna, jakby była elementem muzyki klasycznej czy jazzu. Young nie pokazuje możliwości gitary, lecz używa jej do wyrażenia uczuć czy emocji. Crazy Horse dają słuchaczowi solidny grunt pod nogami, ale gitara pozwala "odlecieć". Jest to prosta muzyka, ale – podobnie jak dobra gra komputerowa – może doprowadzić słuchacza na wyższy level wtajemniczenia.
O swojej twórczości Young mówi:
„ Wiem, ze wiele dźwięków, które chcę zagrać wcale nie istnieje.” „Moje najlepsze koncerty to te, na których nie pamiętam co grałem. Wtedy dopiero wiem, że były prawdopodobnie udane...”
Z biegiem lat Young wyostrzył niektóre elementy swojej muzyki, jednak nigdy nie porzucił surowego sznytu. To czy taka muzyka zrobi z niego gwiazdę, nie miało zupełnie znaczenia. Pośrednio tak się stało, bo jego twórczość przyczyniła się do obwołania go w przyszłości "ojcem chrzestnym grunge'u". Ten sposób grania i brzmienie inspirowało w latach 90-tych niejedną z grup w Seattle. Nie bez znaczenia jest, że w 1995 roku Neil Young wybrał do nagrania płyty "Mirror Ball" grupę Pearl Jam, bo ci właśnie muzycy przypominali mu Crazy Horse z dawnych lat.
P.S. W czasie nagrywania płyty "Everybody Knows" Whitten zaczął zażywać heroinę i szybko popadł w uzależnienie. Crazy Horse w tym składzie nagrali swój pierwszy album, na którym znajduje się wspaniała ballada Whittena "I Don't Want to Talk About It". Jest to obietnica jego niespełnionego talentu. Neil Young poświęcił mu napisany w tym czasie utwór "The Needle and the Damage Done".
PW
Napisz komentarz
Komentarze