W magistracie panował jako taki ład, a ówczesny prezydent za każde niedociągnięcia zbierał od radnych ostre reprymendy. W powiecie za to na każdym kroku widać bałagan i brak umiejętności zarządzania.
I żeby było jasne, nie mówię tu o szeregowych urzędnikach i aktualnym Staroście ale o zaszłościach, które są utrwalone i zakorzenione tak głęboko, że chyba nie da się ich skutecznie wyplenić bez użycia motyki.
Żyjemy w XXI wieku, a więc w czasach informatyzacji i powszechnej dostępności do Internetu. Dzięki nim mamy szybki i nieograniczony dostęp do informacji, które niemal natychmiast jesteśmy w stanie wykorzystać w taki, czy inny sposób.
Wydaje się to oczywiste dla każdego, kto z dobrodziejstw współczesności korzystać w sposób pożyteczny chce i potrafi. Za każdym razem, kiedy chcemy coś sprawdzić lub czegoś się dowiedzieć korzystamy chociażby z wujaszka Googla, serwisów informacyjnych lub specjalistycznych o różnym charakterze. To co jest oczywistą oczywistością dla gimnazjalisty, dla powiatowych neandertalczyków już takim pewnym nie jest.
Od czterech miesięcy proszę powiatowego informatyka o uruchomienie w czasie obrad bezprzewodowego Internetu, by radni i dziennikarze mogli z niego bez przeszkód korzystać.
Myślałem, że nie będzie z tym żadnego problemu, bo kiedy podobną prośbę, jako dziennikarz, skierowałem do informatyków z Urzędu Miasta, po niespełna godzinie miałem już nieograniczony dostęp do sieci i relację z sesji mogłem pisać on-line. Miało to miejsce kilka lat temu a wi-fi działa tam do dzisiaj, i co miesiąc, kiedy tylko mam możliwość w sesji uczestniczyć mogę z niej bez przeszkód korzystać. Można? Można, jeśli się tylko chce.
W powiecie się jednak nie chce. Dlatego dzisiaj po 4 miesiącach bezskutecznych próśb postanowiłem na sesji złożyć oficjalny wniosek o uruchomienie bezprzewodowego Internetu (moje dziecko ma do takiego dostęp w Gimnazjum numer 3 - pozdrawiam panią Dyrektor).
Wywołało to zaskakującą dla mnie reakcję sekretarza powiatu, Jerzego Kowalczyka, który nerwowo stwierdził, że radnym na sesjach Internet jest niepotrzebny, i nie ma potrzeby, by z niego korzystali. Jego zdaniem radni powinni skupić się na obradach a nie na Internecie.
Przyznam, że większego idiotyzmu w życiu swoim nie słyszałem. To sposób myślenia faceta, któremu sieć przydatna jest tylko i wyłącznie do tego, by mógł sobie pooglądać pornole i tylko z tym jednym mu się ona kojarzy.
Rzecz tylko w tym, że wielu osobom służy ona również do rzeczy nieco mniej "rozrywkowych". Jest źródłem wiedzy w postaci aktów prawnych, daje dostęp do biuletynów informacji publicznej i do wielu innych źródeł właśnie w czasie obrad przydatnych.
Zdaniem pana Kowalczyka, który radnym kiedyś też był, ale na szczęście już nie jest, bo i niczym szczególnym, moim zdaniem, się nie wykazał, Internet to zbyteczny luksus i na sesjach będzie rozpraszał uwagę radnym. Cóż, to co rozprasza sekretarza nie musi rozpraszać radnego.
Zabawne w tej sytuacji jest to, że jest to pierwszy przypadek z jakim się spotkałem, by urzędnik próbował narzucać radnym z czego powinni a z czego nie powinni korzystać w swojej pracy. Poziom arogancji i ignorancji niespotykany.
Internet to także oszczędności, zamiast ton papierów, które trafiają do kosza, można dostarczać radnym projekty uchwał w wersjach elektronicznych, które odczytywane będą na tabletach, notebookach, czy laptopach.
Pytanie nasuwa się samo: jak można przenosić góry, kiedy trudno jest schylić się po kamień?
Na nie będzie musiał jednak odpowiedzieć samemu sobie starosta Kukliński.
Napisz komentarz
Komentarze