Brakiem było nie dołączenie dokumentu poświadczającego wymagane kwalifikacje pedagogiczne. Czy nie można było wobec tego poprosić o uzupełnienie wymaganej dokumentacji, zamiast mnożyć wciąż te same procedury?
Miałoby to sens jedynie wtedy, gdyby oczekiwano, że chętnych na dyrektorskie stanowisko będzie więcej. Mało jest jednak prawdopodobne, by jacyś konkurenci się pojawili. Winny jest tu z jednej strony sam system, premiujący aktualnego dyrektora, jak i obyczaj, tworzący barierę poczucia niemocy.
Kiedy kilkanaście lat temu powoływano na stanowisko dyrektora Tomasza Węgrzynowskiego jego wybór był wynikiem tarć między ówczesnym wicestarostą a AWS-owskim posłem. Nie warto się o małostkowości obu polityków szerzej rozpisywać i można pominąć także ich nazwiska.
Jedynym powodem, dla którego o nich wspominam jest fakt, że stanowiska dyrektorów szkół (jak i właściwie wszystkie inne) miały u nas zawsze charakter polityczny. Osoby promowane do ich objęcia nie zawsze się na nie nadawały.
Pomijając znany wszystkim w Tomaszowie przypadek dyrektora, którym zawładnęła choroba alkoholowa, niektórzy z dyrektorów mieli być może „szerokie plecy” ale nie posiadali zdolności zarządczych. Upadek „Budowlanki” nie wynikał tylko z przyczyn demograficznych i konieczności remontu budynku szkoły, ale właśnie ze złego zarządzania i braku kreatywnego pomysłu na tę szkołę.
Skoro tak się sprawy mają, trudno dziwić się, że aktualnie funkcjonujący dyrektorzy nie muszą przejmować się konkurencją. Po co „kopać się z koniem”? Doprowadza to do kuriozalnych sytuacji, kiedy pełniący swoją funkcję przez kilka kadencji dyrektor szkoły (i równocześnie radny, żeby było ciekawiej) nie jest w stanie odpowiedzieć na podstawowe pytania dotyczące funkcjonowania placówki. To nie żart, a autentyczna historia, jaka wydarzyła się w tym roku, w czasie jednego z konkursów.
Sam system oświatowy nie sprzyja również dynamice konkursów. Dyrektorzy mają wpływ na wybór co najmniej kilku członków komisji konkursowej. Są wśród nich przedstawiciele rady rodziców, rady pedagogicznej i działających na terenie szkoły związków zawodowych (których niezależność jest – umówmy się – czysto teoretyczna). Jednym słowem już na starcie jest pięć głosów „na plusie”. Pozostaje do pozyskania jeden głos.
Mechanizm ten zniechęca potencjalnych kandydatów i właściwie eliminuje możliwość jakiegokolwiek rozwoju, tworząc z dyrektorów administratorów zamiast menadżerów.
Napisz komentarz
Komentarze