Przeciwnicy przyznania radnym ulg parkingowych najwyraźniej nie znają i nie rozumieją specyfiki pracy samorządowca. Dla większości osób, posługujących się obiegowymi opiniami, radny jest kimś, kto raz w miesiącu uczestniczy w posiedzeniu Rady Miejskiej, gdzie mniej lub bardziej aktywnie udziela się w dyskusjach, które niewiele wnoszą do życia mieszkańców miasta. Co najwyżej bierze udział w jakiejś komisji a może i dwóch. Otrzymuje za to wynagrodzenie w postaci diety i żadne inne ulgi nie powinny mu się należeć.
Być może jest to nawet pogląd słuszny w przypadku 90% radnych. Niestety pozostaje nam jeszcze 10% procent tych autentycznie zaangażowanych. Radni bywają różni. Lepsi i gorsi. Czy trzeba tych pierwszych karać za ułomność kolegów?
Z własnego doświadczenia wiem, że nie jest wesoło być aktywnym samorządowcem. Nie dość, że nikt tego nie doceni, to jeszcze ponosi się z tego tytułu koszty finansowe i osobiste. Mieszkańcy (często nastawieni w sposób roszczeniowy) doskonale wiedzą do kogo chodzić ze swoimi problemami. Omijają szerokim łukiem tych, co do których mają świadomość, że kierują się powszechnym „tumiwisizmem”, za to tłumnie odwiedzają tych, o których wiedzą lub słyszeli, że interesują się czymś więcej niż szklanka ze słonymi paluszkami na przykrytym zielonym suknem stole.
Wachlarz problemów jest tak szeroki, jak szeroki jest zakres działań realizowanych przez miejski czy powiatowy samorząd. Obejmuje pomoc społeczną, komunikację, oświatę, mieszkalnictwo, dziurawe chodniki, brudne ulice, kłopoty z administracją TTBS i można by jeszcze długo wyliczać. Wielu z tych spraw nie da się załatwić czy sprawdzić przez telefon. W konkretne miejsce trzeba dojechać, poświęcić swój czas, za który przecież nikt radnemu nie płaci.
Dieta szeregowego radnego to około 1000 złotych. Od kwoty tej nie odprowadza się podatku ale nie ma też żadnych kosztów uzyskania przychodu. Być może kwota ta (szczególnie w porównaniu z wysokością zasiłku dla bezrobotnych) wydać się może wysoka. Jednak zapominamy o tym, że ten bezrobotny nie jest obciążony żadnymi problemami ani obowiązkami. Nie jest też narażony na żadne szykany ze strony tzw. opinii publicznej.
W tym momencie ktoś zapewne powie, że przecież nikt nikogo do bycia radnym nie zmusza i że najlepiej byłoby aby ta funkcja sprawowana była nieodpłatnie. Pytanie tylko, czy osoba, która taki pogląd głosi, chciałaby poświęcać swój czas nie tylko całkowicie za darmo ale jeszcze do tego dopłacać. Pamiętać też należy, że dieta rekompensuje również utratę wynagrodzenia w macierzystym miejscu pracy.
Wracając jednak do tematu ulg parkingowych dla radnych miejskich i powiatowych. Sprawdziłem u źródła ilu z nich dotychczas z takiej możliwości skorzystało. Jak się okazuje roczne abonamenty wykupiło tylko 7 radnych miejskich i 2 powiatowych. Skala udzielonych ulg jest więc praktycznie żadna.
Napisz komentarz
Komentarze