Oddziały piechoty i konnicy w odstępach różnych tworzą zygzakowate, daleko sięgające linie bojowe. Wyróżniają się chorągiewki i czapki ułańskie, nawet kształty mundurów, ale koloru różnicy nie ma, twarze też niewyraźne wszystko jakoś zamglone. Tu szturmuje piechota, tam ściera się jazda, tu harcują pojedynczy jeźdźcy, uderzają na siebie kolumny, mieszają się z sobą, to znów odskakują lub ścigają się. Tam znowu oddziały kawaleryi stoją naprzeciw siebie nieruchome, przed każdym od działem jeździec z pałaszem w ręku również nieruchomy. Wtem pałasz się wznosi w górę rumak w podskokach sadzi naprzód, a za nim cały oddział. Toż samo dzieje się na przeciwnej stronie.
Spod kopyt końskich śnieg pryskający zaćmiewa niebo. Miesza się to wszystko chaotycznie w jedną czarną poruszającą się massę, która niby podminowana rozpryskuje się na wszystkie strony i tylko stosy sterczą na ziemi to ludzie i konie. Są chwile, w których bitwa tak się wyraźnie rysuje, że niby widać spadających z koni kawalerzystów lub obalających się piechurów, albo też biegające samopas konie. Wtenczas z pośród widzów wydobywały się krzyki przerażenia lub współczucia, a kobiety i dzieci przelęknione z płaczem do domu uciekały. Wszystko to przedstawiało się w bardzo bliskiej odległości. Postaci ludzi i koni, mimo swojej wyrazistości, niby mgłą okryte być się zdawały, chociaż niebo było pogodne.
Te spostrzeżenia naturalnie oddziałały na uspokojenie się widzów i za chwilę rozsądniejsi wytłumaczyli obecnym, że to było tylko złudne zjawisko optyczne. Znalazło się nawet dwóch zuchwalszych, którzy pobiegli na miejsce zjawiska. Widziano jak przerzynali się przez kolumny wojsk, ale oni sami nic nie widzieli; po powrocie znów to samo przedstawiło się ich oczom. To wszystko trwało aż do ostatniego zniknięcia promieni zachodzącego słońca. W miarę jak słońce się chowało, wojska się wznosiły, głowy ich górowały nad lasem, aż wreszcie wszystko znikło w przestrzeniach.
Relacja z Golesz odbiła się wówczas szerokim echem w kraju. Doniesienie, którego prawdziwość zapewniał ks. Gryglewski przytaczała i komentowała większość znaczących polskich czasopism, od Poznania po Lwów. Tłumaczono to mianemcudownego zjawiska, złudnego widzenia, fata morgana, mamidła optycznego, mirażu.
Najbardziej prawdopodobne, że to właśnie zjawisku mirażu (fata morgana) należy przypisywać niesamowite widzenie sprzed 143 lat. Zjawiska takie powstają na wielkich równinach, przy bardzo spokojnym stanie powietrza. Decydującym czynnikiem warunkującym jego powstawanie jest dostatecznie silne nagrzanie dużej powierzchni podłoża. W tym przypadku było to nagrzane słońcem pole. Promienie świetlne są wtedy zakrzywiane w górę, ku chłodniejszemu, a więc gęstszemu powietrzu. Po południu, pole „oddawało” swe ciepło, ogrzewając warstwę powietrza tuż nad swoją powierzchnią, podczas gdy wyższa warstwa była chłodna.
Zakrzywione promienie docierały do oczu obserwujących pozornie z innego kierunku, co wywołało powstanie obrazu zwierciadlanego. Prawdopodobnie zjawisko z Golesz mogło być odbiciem toczącej się równocześnie jakieś bitwy. W tym dniu miały miejsce liczne starcia we Francji przy granicy ze Szwajcarią (m.in. ostatni etap walk pod Belfort), kończące wojnę francusko-pruską (1870-1871). Właśnie odbicie na polach pod Goleszami starcia Francuzów z Niemcami jest najbardziej prawdopodobne, na co zwracano uwagę także ówcześnie. Byłoby to niewątpliwie jedno z najbardziej niesamowitych zjawisk fata morgana w historii, nie tylko Polski, ale i na światową skalę.
Napisz komentarz
Komentarze