Oczywiście jest to tylko jeden z punktów widzenia, w dodatku znajdujący swoje uzasadnienie w pragmatycznym podejściu do samorządowej rzeczywistości. Mało kto zauważa, że worek z publicznymi pieniędzmi świeci pustkami. Dopłaty do samego MZK sięgają 5 milionów złotych. Tymczasem większość proponowanych nam inwestycji ma charakter kosztotwórczy. Tymczasem poziom uczestnictwa w życiu kulturalnym mieszkańców Tomaszowa Mazowieckiego jest na poziomie błędu statystycznego.
Początkowo „Mediateka” miała stanowić część lokalnego Programu Rewitalizacji, będącego koncepcją wymyśloną bezpośrednio przez ludzi związanych z ówczesnym wiceprezydentem Grzegorzem Haraśnym. Jedną z jej części było stworzenie centrum kulturalnego i otworzenie części miasta poprzez budowę ulicy, która dzisiaj nosi imię Tadeusza Kawki. Warta kilkadziesiąt milionów inwestycja poległa, ponieważ urzędnicy tomaszowskiego magistratu nie potrafili m.in. w sposób prawidłowy wyliczyć podatku VAT. Do dzisiaj nie ma winnych i nikt nie poniósł konsekwencji własnej nieudolności.
Projekt „Otwartego Miasta” przepadał w kolejnych konkursach ogłaszanych przez Urząd Marszałkowski. Teraz powraca i miasto raz jeszcze raz będzie aplikować o środki pieniężne. Tym razem pochodzić one mają z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które dysponuje nimi w ramach programu „Konserwacja i rewitalizacja dziedzictwa narodowego”. Dofinansowanie, wyłonionych w konkursie projektów sięgać może 85% kosztów kwalifikowanych.
Postanowiono, że tym razem Urząd Miasta zrezygnuje z usług własnych pracowników a zlecenie wniosku powierzy wyspecjalizowanej firmie doradczej. Dzięki temu wygenerowane zostaną kolejne koszty, mimo że nikt w urzędzie nie wierzy, by wniosek uzyskał dofinansowanie z tzw. funduszy norweskich. Konkurencja jest duża i powiedzmy sobie, że „Medioteka” z dziedzictwem narodowym ma naprawdę niewiele wspólnego.
Wciąż nie rozwiązana pozostaje też kwestia kosztów przyszłego utrzymania. Nietrudno wydać każdą kwotę, pytanie jednak co dalej. Wątpliwości radnego, zacytowanego na wstępie są więc jak najbardziej uzasadnione.
Obiekty jednak są i wymagają nakładów inwestycyjnych. Coś z nimi należy zrobić. Słów tych nie potwierdzały decyzje, które miasto w tzw. międzyczasie zaczęło podejmować. W ubiegłym roku jednym z budynków zainteresowane było Katolickie Stowarzyszenie Oświatowe im. św. Ojca Pio, które chciałoby w tym miejscu zorganizować szkołę. O ile byłbym wrogiem przekazania go na własność stowarzyszeniu, to długoletnia dzierżawa, jak ma to miejsce w przypadku Filii Uniwersytetu Łódzkiego byłaby jak najbardziej zasadna. Umowa mogłaby określać zakres prac i termin ich wykonania a w razie ich niedotrzymania zostać rozwiązana. Można, by ją sporządzić w taki sposób, by budynek służył nie tylko uczniom szkoły ale również wszystkim innym mieszkańcom miasta.
Napisz komentarz
Komentarze