Kiedy Marek Zarzycki, późnym wieczorem, w niedzielę 31 sierpnia 2009 roku, tuż po dwóch zakończonych mini recitalach (w kinie Włókniarz i w Galerii ARKADY), opuszczał nasze miasto, w mojej głowie tworzyła się myśl, - Jak doprowadzić do ponownego spotkania z Zarzykiem a przede wszystkim, jak zdobyć pieniądze na ponowny koncert, by zadośćuczynić mu za ostatni weekend sierpnia, w którym za dobrze wykonaną robotę nie otrzymał przysłowiowego, złamanego grosza. Nurtująca mnie koncepcja powtórzenia koncertu szybko zaczęła się krystalizować. W pierwszym tygodniu września do księgarni Basi Goździk przyszła faktura rozliczeniowa z drukarni (księgarnia była wydawcą pierwszej książki „Moje miasto w rock’n’rollowym widzie”). Po uregulowaniu należności dla drukarni MOMAG za wydruk całego nakładu, Basia przekazała mi radosną informację, - Antek chciałam ci powiedzieć, że po opłaceniu książkowego zlecenia, naddało się trochę pieniędzy, możemy zrealizować twoją koncepcje i zaprosić Zarzyka na ponowne spotkanie, koncert do ARKAD.
Wszyscy sponsorzy, partycypujący w wydaniu mojej książki, nieoczekiwanie przyczynili się, do zrealizowania honorowego spotkania z Markiem Zarzykiem Zarzyckim. Czując finansowe bezpieczeństwo, skontaktowałem się z nim i ustaliliśmy datę koncertu na dzień 24 października 2009 roku.
Zarzyk mając trochę czasu i znając realia lokalu, występując już w Galerii ARKADY, potraktował swój koncert bardzo profesjonalnie. Do muzycznej współpracy zaprosił kolegę z dawnych lat, saksofonistę Zygmunta Smogorzewskiego. Przygotowali oni fantastyczny, w świetnej interpretacji i wykonaniu program, z największymi przebojami z lat 50/60-tych minionego wieku. Zakochani tomaszowianie w rock’n’rollowo, rhythm and bluesowym, muzycznym stylu, bez przerwy namawiali mnie do powtórzenia Herosów Rock’n’Rolla, na żywo. Tak też się stało w naszym mieście, jeszcze czterokrotnie mieszkańcy Tomaszowa, mieli okazję spotkać się z Zarzyckim. Chciałem na łamach Nasz Tomaszow opowiedzieć, choćby w telegraficznym skrócie, o tych mini spotkaniach.
Październikowe spotkanie na żywo w Galerii ARKADY, wypełniło lokal publicznością jak nigdy dotąd w moim cyklu. Na godzinę przed koncertem nie było gdzie przysłowiowego palca wsadzić. Jako ciekawostkę powiem, że nigdy w moich spotkaniach, ani te z nigdy w historii miasta nie doszło do satelitarnej transmisji na żywo, jakiejkolwiek imprezy a tak stało się ze spotkaniem duetu Zarzyk & Zygmunt. Ich bezpośredni występ oglądali Wojtek Szymon w Nowym Jorku, Jurek Gołowkin w Malmoe czy Edek Wójciak w Toronto (wcześniej za pomocą e-maila poinformowałem ich o zamierzonym przedsięwzięciu). Tak mogło się stać, dzięki Piotrkowi Łukomskiemu, który na portalu tomaszow.pl (był wówczas pracownikiem tego portalu) zainstalował dwie kamery, jedną do zapisu całego koncertu (z tego materiału powstała płyta DVD) a drugą do transmisji satelitarnej. Dzięki temu przyczynił się do oglądania na żywo przez naszych przyjaciół mieszkających za granicą, za oceanem Atlantyckim, koncertu ze swego, rodzinnego miasta.
Dla potwierdzenia egzotycznego wydarzenia nastąpił taki fakt. W trakcie spotkania, odezwał się telefon z Nowego Jorku. Wojtek Szymon potwierdził dotarcie obrazu na ekran telewizora w jego domu na Long Island, po czym pozdrowił wszystkich obecnych na spotkaniu dziękując Markowi Zarzykowi za ponowne przybycie do Tomaszowa i udział w niesamowitym, kosmicznym koncercie. To naprawdę były niezapomniane, niewyobrażalne przeżycie.
Oprócz stałych bywalców Herosów, do Galerii przybył Czarek Francke z małżonką Henryką z Gdańska oraz po raz pierwszy na moje spotkanie dotarł z Wesołej k/Warszawy przyjaciel, były tomaszowianin, Maciek Barański. W przerwie koncertu odbył się mały happening. Otóż lokalny malarz amator, Marian Matuszewski (w sierpniu w naszym Muzeum zorganizował autorską wystawę pt Twarze i Pejzaże), wręczył mnie i Mirkowi Orłowskiemu (wystawowe eksponaty) obrazy z naszymi wizerunkami. Natomiast Maciek Barański sprawił kolejną niespodziankę, wręczył mi odlew z domieszką brązu, 60 centymetrową figurę Krzysztofa Klenczona z gitarą w ręku, z dedykacją; Statuetka Krzysztofa Klenczona prezent dla kolegi Tolka Malewskiego w podziękowaniu za napisanie i wydanie książki „Moje miasto w rock’n’rollowym widzie”. Książka ta przypomina mi młodzieńcze lata przeżyte z muzyką rock’n’rolla wśród przyjaciół w Tomaszowie Mazowieckim. Maciek Barański 24 października 2009 roku. Statuetka ta została wykonana (w liczbie 10 sztuk) na okoliczność nadania ulicy imieniem Krzysztofa Klenczona w warszawskiej dzielnicy, Żolibórz. Z tym większą radością postawiłem w swoim pokoju na zaszczytnym, przeznaczonym do tego typu wyróżnień (moje biurko z komputerem i sprzętem do odtwarzania muzyki), miejscu.
Sam koncert duetu, Marek & Zygmunt był czymś cudownym, niepowtarzalnym, przypominający muzyką, najpiękniejsze lata 60-te w tomaszowskiej, kultowej kawiarni Literacka. Lokalu pierwszych fajfów, oddolnie organizowanych przez opętaną rock’n’rollem młodzież naszego miasta, o czym na kanwie moich, książkowych publikacji opisał sam Marek Gaszyński, w podsumowującym pisarskie dzieło swojego życia, książce wydanej w grudniu minionego roku, Moja historia Rock and Rolla w Polsce, w rozdziale Sopocki Non Stop.
Wśród wielu, nieśmiertelnych przebojów z tamtego okresu znalazły się takie hity jak Sweet Sixteen (Chucka Berryego), Let The Four Winds Blow (Fatsa Domino), Wasted Days and Wasted Nights (Freddy Fendera), medley That’s All Right Mama/ Mistery Train (Elvisa Presleya) czy na saksofon, solo w wykonaniu Zygmunta Smogorzewskiego, kompozycję Herbiego Hanckocka, Watermelon Man, w którym to utworze Smogorzewski wykazał swój najwyższej klasy, profesjonalny kunszt gry na tym instrumencie.
Było również tanecznie gdzie przy Walk On Life (Dire Strites), Mirek Orłowski z Ewą Komar dali upust, muzycznego poskromienia swoich ciał, swoich nóg w tanecznym szaleństwie. Miałem również i ja swoje pięć minut, to znaczy, Marek Zarzyk po przeczytaniu rozdziału (Oszołomstwo czy miłość) z książki, Moje miasto w rock’n’rollowym widzie, dygresyjnie zadedykował mi Margie z repertuaru mojego, ukochanego Fatsa Domino.
W lutym 2011 roku Ania Przybyłkowicz z Wydziału Polityki Społecznej UM zwróciła się do mnie z prośbą, - Panie Antoni, najbliższe tradycyjne, wrześniowe spotkanie organizacji pozarządowych pod hasłem „Lokalni niebanalni”, chcemy urządzić w klimacie westernu, ze wszystkimi gadżetami, strojami, dekoracjami pochodzącymi z amerykańskiego country. Czy mógłby pan znaleźć muzyka, piosenkarza, który dałby blisko godzinny program wypełniony piosenkami, muzyką country z filmowych westernów? Oczywiście, że natychmiast skojarzył się w mojej głowie, nikt inny, jak sprawdzony na naszym, muzycznym rynku Marek Zarzycki. Ponieważ na realizację zaproponowanego, countrowego przedsięwzięcia miałem blisko pół roku, odpowiedziałem Ani, bezwzględnie, TAK! Marek Zarzycki natychmiast podjął działanie, miał na przygotowanie do swojego, countrowego występu ponad pół roku. Z wielka radością przyjął zlecenie płynące wprost z Wydziału Polityki Społecznej Urzędu Miasta.
Była piękna, wrześniowa, słoneczna pogoda, przypominająca klasyczną polską, złotą jesień. Było bardzo ciepło. Na przystani OSiR-u blisko 40 organizacji pozarządowych rozbiło swoje namiotowe wiaty, pod którymi przedstawiciele (w większości ubrani w westernowe stroje) tych organizacji, zaopatrzeni w wydawnictwa, gadżety mówiące o ich działalności, udzielali przybyłym na niedzielny piknik, profesjonalnych informacji.
Na plac przystani OSiR-u przybyły tłumy tomaszowian reprezentujące wszystkie pokolenia, dzieci, wnuczków, rodziców, dziadków a nawet znam taki przypadek, przybyli pradziadkowie. Na scenie z metalowej konstrukcji, z zadaszeniem, dał swój występ składający się z trzech części, cowboy, Marek Zarzyk Zarzycki.
Rozpoczął muzyką i znanymi piosenkami z klasycznych westernów takich filmów jak, Rio Bravo, Biały kanion, Złoto Alaski, Siedmiu wspaniałych czy klasyk światowego westernu, W samo południe. Nastrój na przystani, sądząc po ubiorach przybyłych na piknik, jak również rozchodząca się ze sceny kowbojska muzyka, przypominała świat westernu. Kilka znanych, filmowych utworów w wykonaniu Marka Zarzyka Zarzyckiego, jak Hello Mary Lou, Cindy Cindy (Ricky Nelsona), My Rifle My Pony and Me (Dean’a Martina), North To Alaska (Johnny Hortona), High Noon (Frankie Laine’a) utrzymywały nastrój amerykańskiego, dzikiego zachodu.
Jednak kiedy Marek zaśpiewał niesamowicie piękny, rytmiczny utwór z repertuaru Billa Raya Cyrusa, Achy Breaky Heart, wszystko, jak to się mówi, padło na kolana. Wszyscy znajdujący się na pikniku, jak jeden mąż, na murawie przed sceną, w tanecznych kręgach (z udziałem prezydentów miasta, Rafała Zagozdona i Waldemara Wendrowskiego, pani Naczelnik Wandy Rybak ze swoimi pracownicami Wydziału Polityki Społecznej), w kilkudziesięcioosobowych tasiemcach przemieszczali się po całym terenie przystani w rytmie countrowo, rhythm and bluesowej piosenki. Cztery a może pięć razy Marek bisował ten utwór. Dzięki pomysłowi organizatorek, dziewczyn z WPS, dzięki profesjonalizmowi Zarzyckiego, dzięki przepięknej pogodzie i przybyłym tłumom tomaszowian, uważam ten piknik Lokalni niebanalni za jedno
z piękniejszych, udanych wydarzeń w historii naszego miasta.
Kiedy w 2011 roku organizowałem Spotkanie po latach, po blisko 50-letnim i więcej, nie widzeniu się, dla przyjaciół z mojego pokolenia, biorących udział w krzewieniu i rozpowszechnianiu rock’n’rolla w naszym mieście. Marek choć za skromne pieniądze, który nigdy nie odmówił swego udziału, bez zmrużenia oka przyjął moje zaproszenie.
Na pierwsze, egzotyczne spotkanie po latach przybyli ludzie mieszkający w Stanach, Kanadzie, Szwecji, również inni porozrzucani po całym kraju. Do spotkania doszło w ostatnią sobotę karnawału, 5 marca 2011 roku, w byłym ZDK Włókniarz. Zarzyk na scenie kina (wstęp wolny dla wszystkich mieszkańców miasta) dał cudowny mini koncert w klasycznym rock’n’rollu, tym samym przybyłym na spotkanie, przyczynił się do utrzymanie nastrojów jakie panowały na przełomie lat 50/60-tych w naszej, kultowej Literackiej. Bo druga zamknięta, wspomnieniowo kulinarna część spotkania, odbyła się właśnie, w dziś nieistniejącej kawiarni Literacka. Było to retrospektywne, utrzymane w muzycznych tradycjach z tamtych lat, spotkanie tomaszowskich prekursorów rock’n’rolla.
Ponownie na przełomie września/października 2011 roku doszło do Spotkania po latach BIS tym razem trzydniowe, z dwoma noclegami (były ośrodek wypoczynkowy ZWCh WISTOM) w Społeczności Chrześcijańskiej PROEM w Zakościelu. Również część muzyczną powierzyłem Markowi Zarzyckiemu. Do Zakościela przybył ze swoim, stałym partnerem, saksofonistą Zygmuntem Smogorzewskim.
W drugim dniu pobytu, w sobotę, po kolacji odbył się klasyczny fajf (dancing), taki jaki miał miejsce w latach 60-tych minionego wieku, w naszej Literackiej, Jagódce czy w Młodzieżowym Klubie ZMS przy Barlickiego 9. Tym razem nie przy mechanicznej muzyce z magnetofonu, adapteru a na żywo z zespołem, który zupełnie niczym odtwarzanie z płyt, grał rock’n’rollową muzykę oraz śpiewające covery z repertuaru wykonawców z lat wczesnego rock’n’rolla.
Stało się tak, że nikomu z tomaszowian wcześniej nieznany Marek Zarzyk Zarzycki, nie tylko przybliżył muzykę z najpiękniejszego okresu lat 50/60-tych, przybliżył rock’n’rollowy, zespół młodzieżowy, Kawalerowie ale stał się nie tylko Wojtka Szymona czy moim, ale przyjacielem wszystkich mieszkańców Tomaszowa. Myślę, jeżeli NACZELNY pozwoli, że jeszcze nie raz spotkamy się z nim na muzycznym, sprawdzonym szlaku, starego, dobrego rock’n’rolla.
Napisz komentarz
Komentarze