Rewitalizacja, słowo, które na pozór wydaje się wielkie, nie zawiera w sobie zbyt wiele treści, czyli nadziei, jak pokazuje nędzny obraz jej wprowadzania właśnie w życie. Poprzedniego lata rozkopano jedną część Placu, zainstalowano jakieś urządzenia, spróbowano zakopać, ale nie zdążono. Teraz, kiedy jeszcze jama nie jest całkowicie zasypana, zamknięto jezdnię prowadzącą na drogę wylotową do Piotrkowa, na nową trasę szybkiego ruchu, prawie autostradę. Jest super. Od godziny drugiej po południu nie da się przejechać przez miasto. Dowiedziałem się, że ta rewitalizacja ma trwać dwa lata. Chciałbym być złym prorokiem. Nie, nie chciałbym być prorokiem w ogóle. Chociaż trudno, zaryzykuję - daję im na to lat pięć.
Plac - placem, ale dlaczego tak długo czekano na remont, dlaczego pozwolono na tak drastyczne zniszczenie tego, co otrzymano w spadku po tak zwanej komunie? Na centralnym deptaku, naprzeciwko kościoła św. Antoniego, połamane chodniki wołają jeśli nie o pomstę do nieba, to w najlepszym razie o natychmiastową wymianę. Centralne skrzyżowanie, nad którym króluje dumny spiżowy Tadeusz Kościuszko, z tak zwaną choinką, czyli drogowskazem pokazującym wszystkie strony niby normalnego trochę dalej świata, może pochwalić się najdziwniejszą powierzchnią asfaltową na świecie. Może tylko peryferyjna Kuba lub zapomniane zakątki Meksyku mogłyby konkurować z tym od wielu lat tolerowanym skandalicznym miejscem, które przynosiło i przynosi miastu wstyd.
Mowa o powierzchni jezdni przy skręcie na światłach (światła w tym mieście to ewenement zasługujący na osobny temat) w ulicę Warszawską, pofałdowanej jak muldy, celowo porobione dla urozmaicenia tras na stokach narciarskich. Co bardziej nerwowi, albo jak inni twierdzą - złośliwi, inni jeszcze - odważni, (niepotrzebne skreślić), nazywają to miejsce skrzyżowaniem Zagozdona (prezydent miasta, druga kadencja). Ja bym tak nie powiedział. Jak można szanowane nazwisko prezydenta miasta przypisywać temu cyrkowi na kółkach?
Łatwo się domyślić, że ten pan nie przemieszczał się nigdy przez opisywane skrzyżowanie, wybierając równiejsze powierzchnie płaskie tomaszowskich dróg (ciężka sprawa takie znaleźć). Przecież gdyby ten pan przez to skrzyżowanie choć raz się przejechał służbowym samochodem, to nie dosyć, że by mu się żal zrobiło podwozia swojego „full wypasu”, to jeszcze na dodatek bez wątpienia doznałby takiego zawrotu głowy, jakiego dla przyjemności i za własne pieniądze doznaje się na karuzeli w wesołym miasteczku.
To chyba logiczne, że by to skrzyżowanie zamknął, podobnie jak zamknął fragment drogi na Piotrków. I w konsekwencji może dołączyłby skrzyżowanie do planu tej swojej „rewitalizacji”. Sposób na objechanie tego „magicznego” skrzyżowania pewnie by się jakiś znalazł, przecież Urząd Miasta zatrudnia całą gromadę magików od objazdów. Słychać też głosy, że Tomaszów powinien być całkowicie zamknięty i objeżdżany objazdem. Znam fanatyka który postuluje, żeby Tomaszów Mazowiecki przyłączyć do Skansenu Rzeki Pilicy w całości, jak leci. Warunki muzealnego eksponatu spełnia w całości. Po drobnych korektach (pomalować co się jeszcze da lakierem bezbarwnym) mógłby stać się „ozdobą” tego wspaniałego „muzeum bez kapci” Andrzeja Kobalczyka. Ale żeby dumą i chlubą, to chyba już nie.
Miasto Tomaszów Mazowiecki znajduje się w stanie gorszym niż opłakany. W ciągu dnia wygląda makabrycznie, a kiedy zapadną ciemności, w ogóle nie wygląda. W mieście tym nie ma policji. Dawno temu pojawienie się dzielnicowego spacerującego dostojnie z psem, albo z Ormowcem (niektórzy mylili te pojęcia, lubo używali zamiennie) powodowało prostowanie się ludzkich sylwetek, rozmowy cichły, ale porządek był. Ludzie może nie tyle szanowali tak zwanego Pana Władzę, ale z pewnością czuli przed nim respekt, inaczej mówiąc – strach.
Komu teraz mają okazać szacunek zdemoralizowani do szpiku kości niektórzy przedstawiciele ludności mojego miasta, gdyby zechcieli się jednak poprawić? Przecież piszę wyraźnie, że w tym mieście policji nie ma. W każdym razie nie można jej dostrzec posługując się zmysłem wzroku. W takim razie umówmy się - dobrze, może i policjanci są, ale pozostają niewidzialni celowo, dla zaplanowanego kamuflażu. W tym mieście jest za to visible Straż Miejska. Podobno. Jeśli przyjmiemy założenie, że straż owa to ubrane na czarno spacerujące pary bez wyglądu, włóczące się po dziurawych chodnikach z wyrazem zniechęcenia na bezmyślnych obliczach, to zapewne chodzi o tę straż. Kocham ludzi, wierzcie mi, więc kto mi odpowie na pytanie: dlaczego ich widok przyprawia mnie o mdłości?
Mam propozycję, całkowicie serio. Skoro w mieście nie ma policji, nie ma psów policyjnych przechadzających się dla postrachu z policjantami, nie ma ORMO, Straż Miejska jest, ale tylko się przechadza albo dekuje się nad Pilicą (wiele razy widziałem ich w krzakach palących papierosy, ale może byli wtedy właśnie w akcji, jeśli tak, to sorki), należy powołać jakiś organ społeczny, który zajmie się sprawami respektowania prawa i bezpieczeństwem mieszkańców. Nikt by się chyba nie pogniewał, gdyby udało się stworzyć prawdziwą Milicję Obywatelską, opłacaną przez społeczeństwo z nowych, narzuconych przez samych siebie składek, z odpowiednim systemem kontrolowania i egzekwowania efektów pracy nowych stróżów prawa, jednym słowem – srogiego i bezwzględnego ich rozliczania.
Skoro pan prezydent i pan starosta nie potrafią rozliczać swoich policjantów, pobłażają im, a słychać, że władze centralne kraju nad Wisłą mają zamiar likwidować, a może już likwidują dla „oszczędności” posterunki, że ta pusząca się sukcesami władza centralna skąpi policji kasy na paliwo, na remonty pojazdów służbowych, to dobrze, skoro muszą tak działać, to im na to pozwólmy, ich sprawa. Widać tak dalece uciekli od realiów życia codziennego, że nie mają od tego odwrotu. Zróbmy swoje, od nowa i dla nas samych. Jako obywatele odczuwający zagrożenie – zorganizujmy się na nowo. To nie jest żadne nawoływanie do anarchii, jestem daleki od tego, jestem nawet temu przeciwny zdecydowanie. Ale w konstytucji musi znaleźć się jakiś paragraf na zorganizowanie samoobrony obywatelskiej. Trzeba poszperać.
Ale tamtych, co zapędzili się w kozi róg nonsensu i biurokracji (od siedzenia za biurkami) oraz zapomnieli, że wybraliśmy ich po to, żeby nam SŁUŻYLI i nas CHRONILI – NIE WYBIERAJMY. Oni się skompromitowali, zapomnijmy o nich. Nie dawajmy im w ręce władzy, z której zrobili karykaturę władzy, niech poniosą karę zapomnienia, skoro nie można (nie wolno) ich ukarać inaczej!
Wrócę jeszcze na momencik do przerwanego wątku. W tym samym czasie, kiedy te pary leniwców (mam na myśli osobników przez pomyłkę nazywanych Strażą Miejską) przechadzają się i o czymś dla zabicia nudy dyskutują ze sobą, na centralnym parkingu miasta, pełnym dołów i połamanych płyt chodnikowych pamiętających romantyczne spacery naszych dziadków oraz wykwintne koła dorożek konnych, próbują parkować swoje samochody miejscowi mieszkańcy oraz przybyli goście, a może nie daj Boże turyści.
Zdarzają się tacy spece od motoryzacji, którzy parkują na tym wywierzysku przypominającym kamieniołom w tak dziwny sposób, że nie sposób w ogóle na to coś, co ma być parkingiem, wjechać. Co powoduje zresztą, że także trudno z tego miejsca wyjechać. Co dowcipniejsi, a przy okazji posiadający wiedzę (prawie każdy to wie), że w tym mieście panuje całkowite bezprawie, zauważając wolne miejsce, parkują na nim beztrosko nie domyślając się, no bo w jakim celu mieliby używać mózgu do tak prostej czynności jak parkowanie auta, że parkują we wjeździe na parking, całkowicie go blokując. Efektem owych brudnych czynów bywa, że połowa tego pożal się Boże „parkingu” jest wolna, gołym okiem widać przestrzenne spacje, na które nie można wjechać, za to można sobie o zaparkowaniu najwyżej pomarzyć. Wobec tego każdy parkuje gdzie chce – ale jeśli napiszę, że na trawnikach, co właśnie chciałem uczynić, to ugryzłem się w palec, no bo przecież w Tomaszowie nie ma trawników.
Pamiętam, jak w roku 1991 przyleciałem do Polski na krótki urlop. Właśnie kipiąca energią nowa władza, która radośnie zastąpiła tę komunistyczną, zakończyła wyburzanie starych co prawda, lecz zabytkowych kamienic na Placu Kościuszki, zastępując je nowymi, do niczego niepodobnymi tworami architektury przyszłości chyba, bo do żadnego nazwanego przedtem stylu nie da się tego zakwalifikować. Ponoć wcześniej ci świeżo mianowani „rycerze wolności” dosyć długo walczyli z reliktem znienawidzonej przeszłości, czyli ze zburzeniem tak zwanego Pomnika Wdzięczności Armii Radzieckiej, która to armia zaraz po wyzwoleniu miasta od niemieckiego okupanta zniewoliła je na nowo na długich kilkadziesiąt lat, jak oznajmia historia. A „wdzięczni” za niewolę mieszkańcy zafundowali im wielką gwiazdę.
Po ponownym, tym razem prawdziwym wyzwoleniu, władza dokonała dzieła zemsty i zniszczenia, tylko że mnie nasuwa się pytanie – po co? Dlaczego nie poszli po rozum do głowy i nie zdjęli ohydnej gwiazdy sowieckiej z całkiem uroczo prezentującego się strzelistego cokołu i nie posadzili na nim na przykład orła białego z rozpostartymi skrzydłami? To byłby nareszcie obraz całkowitego końcowego zwycięstwa nad okupantem w ogóle! Znak, że jesteśmy górą, że my tu rządzimy! A tak, na wiele lat z kultowego miejsca w samym centrum miasta, na którego marmurowych schodkach zbierała się młodzież, uczyniono ugór z połamanymi ławkami, na których każdego lata wygrzewali się zapici w trupa łachmaniarze. I tak to wyglądało przez dwadzieścia parę (!) lat.
Gdzie się podzieją ci nieszczęśnicy przez kilka czekających wszystkich nas, kolejnych lat uporczywej rewitalizacji? Gdzie będą śmiecić i śmierdzieć? Znajomi zapewniają mnie, że oni jak dawali, tak i teraz dadzą sobie radę. Przecież w parku na Krzyżowej/Wschodniej jeszcze nie połamali wszystkich ławek, chociaż spokojnie poradzili sobie z kilkoma koszami na śmieci, wyrywając je z korzeniami.
Widocznie „alkoholowe” wynalazki, które ze smakiem spożywają po zakupie w znanych policji melinach otaczających park, dają im taką krzepę. Szkoda tylko, że nie na długo, bo jak wieść gminna głosi, albo inaczej fama (nie radio Fama), pijący truciznę warzoną na tych melinach nieszczęśnicy mają przed sobą średnio dwa lata życia, i to przeżytego na szuraniu nogami (jeśli chce im się jeszcze chodzić) albo na spadaniu z ławek (jeśli chce im się siedzieć, czytaj – przysypiać na nich). Aż strach mnie ogarnia, żeby ktoś nie zakrzyknął „Dawać mi tego Famę”, jak w popularnym przed laty dowcipie ogólnowojskowym.
Ale narzekania – narzekaniami. Trudno nie narzekać, oglądając takie smutne miasto, jak mój Tomaszów Mazowiecki. Można nie narzekać, można z niego wyjechać i nigdy nie wracać. Można wyjeżdżać wczesnym rankiem, wracać nocą i od razu kłaść się do łóżka, nakrywając się po uszy kołdrą. Tylko przypadkiem przed tą czynnością nie włączać telewizora! Tam to można się nasłuchać!
Ostatnio sam minister komunikacji publicznie narzekał, że naród za bardzo narzeka, a nie ma na co narzekać, tym bardziej, że narzeka w sposób nieprawidłowy, bo mało naukowy i okropnie złośliwy. Premier jakoś przestał narzekać na swojego ministra od sprawiedliwości. Dobrze się stało, chociaż jak zaznaczył, przestaje narzekać na razie, czyli warunkowo.
Kaczyński narzeka na brak zrozumienia dla swoich idei przestrzegania prawa, i czynienia sprawiedliwości. Niejaki Palikot narzeka, że go posądzają o skłonności do sympatyzowania z barwami czerwonymi, przy jednoczesnym zaniechaniu różowych. Ten osobnik wraz z całą tą jego „partią” to jest dopiero kuriozalne zjawisko. Ale trzeba w Polsce pomieszkać, żeby to lepiej zrozumieć, chociaż tak całkowicie i do końca zjawiska „palikotyzacji” polityki i tak się zrozumieć nikomu nie uda, no bo jak? Przecież to, co ten człowiek pokazuje przed kamerami, to już jest kabaret. Ja się nie mieszam do polityki, bo chyba się nie znam, poza tym – nie warto. Żeby znowu napisać, dlaczego uważam, że nie warto, musiałbym użyć słowa powszechnie uznawanego za wulgarne. Po pierwsze - nie uchodzi, poza tym znowu – nie warto.
Warto za to znaleźć sobie jakieś zajęcie w kontekście zbliżającej się wiosny. Ale jak tu rozmawiać o wiośnie, kiedy zima dopadła Polskę na nowo i obiecuje jeszcze długi tutaj pobyt? Jak tu nie narzekać? Ale mimo wszystko, zamiast wiecznego narzekania, tak charakterystycznego dla mieszkańców mojego miasta, doradzam spacery. Ja łażę po lasach niezależnie od pogody. Aby do wiosny!
Napisz komentarz
Komentarze