Skłamałabym pisząc, że od dziecka chciałam gotować. Do kuchni nieszczególnie mnie ciągnęło, ale lubiłam eksperymentować, przygotowywać dania, które smakowały mojej rodzinie. Na poważnie polubiłam kuchenne aktywności już jako dorosła kobieta, a własna kuchnia, w której byłam Panią Garów tylko dodała mi skrzydeł.
Wiele lat gotowałam dla męża i znajomych. Zaliczyłam wiele spektakularnych klap, ale i wiele razy słyszałam "Pycha!". Zapisywałam przepisy i dzieliłam się nimi z przyjaciółmi. Czasem ktoś poprosił, żeby przygotować dla niego "to co ostatnim razem". To wszystko złożyło się w spójną całość. Gotowanie zaczęło sprawiać mi ogromna przyjemność! Do kuchni biegłam nawet odreagować stres :) Kupowałam mąkę, jajka i rozładowywałam napięcie. Zdarzało się, że w przypływie weny napiekłam czy nagotowałam tyle, że lodówka ledwo się domykała.
Od zawsze wiedziałam, że żeby być w czymś dobrym, trzeba to kochać całym sercem. Głęboko wierzyłam, że jak zacznę prowadzić blog kulinarny, będę w tym dobra i da mi to mnóstwo satysfakcji. Zawsze było jednak jakieś ALE…
... ale dziecko za małe
... ale co z normalną pracą
... ale nie potrafię fotografować
... ale jak znajdę czas
ale… chwileczkę
Pewnego sierpniowego wieczoru w ubiegłym roku siedziałam w mojej małej kuchni, której znajomi nawet aneksem nie chcą nazwać, zapisywałam kolejną sprawdzoną recepturę i pomyślałam „Jeśli nie teraz, to KIEDY?”.
Szybko wybrałam platformę, wpisałam nazwę, którą od dawna miałam w głowie i stało się!
Pierwszy wpis pojawił się niemal natychmiast. Na kolejne też nie pozwoliłam długo czekać. Pojawiły się oczywiście komentarze że słomiany zapał, że konkurencja w blogosferze duża, że nie dam rady, że dzieci za małe.
Dziś mogę stwierdzić, że zapału mam więcej i więcej, że konkurencja spora i wielu blogów, które startowały razem z moim, już nie ma. Radę sobie świetnie daję, bo wydłużyłam dobę do 28 godzin (śpię 4 godziny a wmawiam sobie, że to było 8). A dzieci małe, to fakt! Starsza córka – 3,5 roku, młodsza w momencie założenia bloga miała niespełna dwa miesiące :) Obie są zadowolone, bo mają szczęśliwą, spełnioną mamę! Mąż też nie narzeka.
Oczywiście, takie kulinarne blogowanie pochłania masę czasu. Trzeba wybrać lub przygotować przepis, zrobić danie czy upiec ciasto. A to dopiero początek! Wszystko trzeba ciekawie uchwycić w kadrze i zgrabnie ubrać w słowa. Oczywiście można zrobić zrobić zdjęcie komórką i skopiować przepis z innego bloga, ale mnie nie satysfakcjonują półśrodki.
Pierwszym poważnym zakupem związanym z prowadzeniem bloga była książka o fotografii kulinarnej - moja skarbnica wiedzy! Każdego dnia staram się znaleźć choć chwilę na przekartkowanie kolejnego rozdziału i poszperanie w ustawieniach aparatu. Piekarnik też chwile wytchnienia ma dość rzadko ;) Znajomi pytają, jak znajduję na to czas? A ja jestem żywym przykładem na to, że CHCIEĆ TO MÓC! Zdarza mi się wstać w środku nocy, bo głowa aż kipi od nowych pomysłów. Nie ma wtedy mowy o spaniu a zmęczenie ustępuje miejsca chęci tworzenia i dzielenia się pomysłami z innymi. Dlatego jeśli czujecie, że jesteście w czymś dobrzy, że daje Wam to radość i macie ochotę zabrać się za to na poważnie - nie czekajcie ani chwili. Zróbcie to!
Od dziś będę również zajmować się „kulinarną” stroną portalu Nasz Tomaszów, co niezmiernie mnie cieszy. Mam nadzieje, że uda mi się choć odrobinę osłodzić rzeczywistość :) W piątek zapraszam po przepis na… walentynkowe ciasteczka! A już dzisiaj zachęcam Was do pisania w komentarzach czego oczekujecie ode mnie, jakie tematy kulinarne interesują Was najbardziej? Jakich przepisów szukacie? Jakie smaki chcielibyście poznać?
Zapraszam do galerii, gdzie czeka przedsmak tego, co niebawem się tutaj wydarzy!
Napisz komentarz
Komentarze