Ukraina, jako największy kraj Partnerstwa Wschodniego, nie bierze pod uwagę, że jej październikowy i późniejszy wybór, będzie rzutował na geopolitykę całego regionu od Morza Bałtyckiego po Morze Czarne. Przyszłość regionu i odpowiedzialność za jego stabilność – w kategoriach cywilizacyjnych i geostrategicznych oraz długofalowego wyboru europejskiej drogi - w znacznej mierze zależy właśnie od tych wyborów. W Ukrainie żywe są pokusy gry na dwa fronty. Rozważana jest, wręcz praktykowana, opcja dwuwektorowa, balansowania między Wschodem i Zachodem, między UniąEuroazjatycką i Unią Europejską. Ta pokrętna taktyka i brak jednolitej strategii, to cechy charakterystyczne działań władz. Oparte są one na czterech zasadach gry, do cna zrozumianych i przenikniętych przez unijne elity. Pierwsza zasada – przyrzec Europie i Rosji wszystko, co chcą. Druga – domagać się w zamian koncesji, dostępu do rynku, pomocy finansowej, korzystniejszych cengazu. Zasada trzecia – zainkasować koncesje i zwlekać z wypełnianiem zobowiązań. Zasada czwarta – jeśli Rosja bądź Unia są niezadowolone, szantażować jedną bądź drugą stronę tym, że się wzmocni relacje z tą drugą. To jest kanon dwuwektorowej polityki Ukrainy, panny na wydaniu zwodzącej konkurentów. Do pewnego czasu to działało. Ale już nie działa i nie będzie działało. Ukraina w oczach Brukseli straciła wiarygodność z powodu tego meandrycznego kursu, który prowadzi. Oczywiście nie pozostaje to bez znaczenia dla unijnej polityki wobec Ukrainy, gdzie mnożą się znaki zapytania, tak różne od euforii pomarańczowej jesieni 2004.
Nastroje po stronie Unii Europejskiej to zła wiadomość dla Ukrainy. Nastąpiło przejście od pierwszej fazy podziwu, poprzez fazę zmęczenia Ukrainą, do stanu dzisiejszego, który nazwałbym irytacją. Unia Europejska jest zirytowana Ukrainą i jest to bardzo niebezpieczne zarówno dla regionu i przyszłości Partnerstwa Wschodniego, jak i dla polskich sympatii ukraińskich. Ta europejska irytacja prowadzi do coraz twardszego stanowiska Unii Europejskiej wobec jej wschodniego sąsiada. Łudzi się elita rządząca dzisiaj na Ukrainie, że nastąpią koncesje w sprawach politycznych. Nie będzie ich z przyczyn pryncypialnych - standardów demokracji, praw człowieka i wybiórczej sprawiedliwości, której symbolem jest Julia Tymoszenko. Także dlatego, że Ukraina zaczyna oskarżać Unię Europejską i odpowiadać na krytykę w sposób, do którego Bruksela nie jest przyzwyczajona.
Zawieszona, czy wręcz cofająca się, transformacja polityczna i gospodarcza na Ukrainie, oznacza także zawieszenie parafowanego już układu stowarzyszeniowego. Biorąc pod uwagę to, w jakim złym stanie jest Unia Europejska, trapiona kryzysem, mająca problemy z rozszerzeniem na Bałkanach, dużo czasu upłynie, zanim da ona Ukrainie kolejną szansę. Będąc na Majdanie w 2004 roku, czterokrotnie prowadząc delegacje Parlamentu Europejskiego, pytany, „Kiedy ziści się sen o członkostwie Ukrainy w Unii Europejskiej?” Mówiłem „szansa jest w 2021”. Dzisiaj nie jest już perspektywa realna. A zatem przed Ukrainą, w bardziej lub mniej optymistycznym wariancie, rysuje się strategia długiego marszu. Co to oznacza dla demokratycznej opozycji, co to oznacza dla Unii i nas w Unii, przyjaciół Ukrainy? Prawdopodobnie coś, co my Polacy długo praktykowaliśmy, a jest nazywane w Unii „metodą Jean Monnet”, metodą małych kroków. Stopniowych działań możliwych do podjęcia, czyli: współpracy transgranicznej, przenoszenia doświadczeń,wspierania społeczeństwa obywatelskiego, współpracy na poziomie małych i średnich przedsiębiorstw. Chodzi o sumę małych zastrzyków europeizacyjnych, na razie bez wielkiego kadru perspektywy członkostwa. Tego w obecnej sytuacji może zabraknąć, przy wszystkich naszych wysiłkach i ukraińskich zaprzepaszczonych szansach.
W długiej perspektywie czasowej jest szansa i nadzieja. W krótszej sytuacja nie wygląda obiecująco. W międzyczasie musimy my w Unii, którzy jeszcze wierzą w Ukrainę, robić wszystko w kierunku jej europeizacji. Musimy namówić Ukraińców do tego, żeby rozumowali raczej w kategoriach kosztu utraconych możliwości, a nie nakładów i poświęceń. Między innymi, a to zależy od wyborów, tym kosztem jest utrata perspektywy jaką daje parafowana już umowa stowarzyszeniowa. Są dwie czerwone linie, które jeśli zostaną przekroczone, to nawet z tej strategii długiego marszu, i towarzyszącej jej strategii małych kroków, nic nie będzie. Pierwsza czerwona linia to wejście przez Ukrainę do unii celnej z Rosją, Białorusią i Kazachstanem. To krok, w sensie struktur gospodarczych, nieodwracalny. I druga czerwona linia to jest stan demokracji i praw człowieka, bo bez zadowalającego poziomu tych standardów, nie możemy marzyć o pozyskaniu większości dla Ukrainy w UE. Błędna jest wiara tych elit ukraińskich, które myślą, ze można mieć ścisłe i korzystne związki gospodarcze z UE, bez jednoczesnej naprawy stanu praw człowieka, rządów prawa, standardów demokratycznych i wolności mediów. Ukraina zdecydowanie przecenia to, że Unii Europejskiej bardzo zależy w sensie gospodarczym na Ukrainie. Jest to fałszywa diagnoza. Koszty przyjęcia Ukrainy byłyby wielkie, w obszarze funduszy strukturalnych i polityki rolnej, możliwe do zaakceptowania, ale nie bez pełnowymiarowej demokracji.
Starania Polski na rzecz Ukrainy są niezmiennie wielkie. Staramy się, by Ukrainie zaoferowano maksimum tego, co dzisiaj, przy tym stanie politycznym i gospodarczym Ukrainy oraz przy tym stanie umysłów w Unii Europejskiej, można zaoferować. Chcemy zakotwiczyć Ukrainę w europejskim porządku politycznym, prawnym, ekonomicznym i społecznym tak bardzo, jak ona sama nam na to pozwoli. Ale do tego Ukraina musi chcieć sama porzucić pokusy gracza, zarzucić meandryczną taktykę i ostatecznie zadecydować, jakiej przyszłości chce dla siebie. Jeśli byłby to wybór europejski, gotowi jesteśmy Ukrainie na tej drodze towarzyszyć, ale tylko wtedy. Nikogo nie można uszczęśliwiać na siłę, jest to nieskuteczne, a koszty przeogromne.
Jacek Saryusz-Wolski
Napisz komentarz
Komentarze