Zaraz po wyprzedzeniu 125p gwałtownie zwolniło. Kiedy prędkość podróżna spadła do 40 km/h, mój znajomy postanowił rozpocząć manewr wyprzedzania. Gdy samochody zaczęły się zrównywać, kierowca dużego fiata przyspieszył uniemożliwiając wyprzedzanie, po czym zaczął zwalniać znowu do 40 km/h. Kolejna próba wyprzedzenia i kolejny raz udaremniona przez mazurskiego trefnisia.
Znajomy odpuścił. Postanowił pojechać za typem i wyjaśnić mu, na czym polegało jego niestosowne zachowanie. Nadłożył w ten sposób ponad 100 kilometrów. Twierdzi jednak, że było warto, bo jest pewien, że jego argumenty przemówiły do wyobraźni durniowi, który sobie z niego żartował i że nigdy więcej podobny dowcip nie przyjdzie mu do głowy. Jakich argumentów użył? Mogę się tylko domyślać.
Jak wspomniałem, historia ta, w którą święcie wierzę, bo mój znajomy nie zwykł konfabulować a ja konfabulacji nie ważyłbym mu się zarzucić, powraca do mnie za każdym razem, kiedy ktoś próbuje mnie oszukać, ze mnie zakpić, czyli inaczej mówiąc (może i jest to brzydkie) zrobić mnie w bambuko.
Jest to tym częstsze i tym bardziej natrętne wspomnienie, że to „kiwanie” mnie odbywa się na różnych płaszczyznach mojego życia. To co w tym jednak jest najgorsze to fakt, że nie zawsze mogę korzystając z wyżej opisanego wzorca, nadłożyć drogi, by zaprezentować własne argumenty, w taki sposób, który przyniósłby oczekiwany efekt. Klienta, który nie chce zapłacić za kurs zawsze mogę dostarczyć do najbliższej Komendy Policji, co jednak zrobić w przypadku, kiedy „oszukiwać” próbuje mnie Rząd i robi to w majestacie prawa, podkreślając przy okazji, że wszystko to co robi jest przecież dla mojego dobra.
Ostatni przykład jaki wyczytałem, a który jest moim zdaniem kolejnym przykładem okradania mnie z należących do mnie pieniędzy jest współfinansowanie zakupu samochodu dla Policji oraz psa tropiącego narkotyki (który mam nadzieję chociaż raz zostanie wykorzystany w którejś ze szkół). Krew mnie po prostu zalewa, bo ktoś bierze moje (samorządowe) pieniądze i płaci po raz drugi za coś, za co ja już raz zapłaciłem (płacąc podatki).
Policja jest przecież Państwowa i podlega pod konkretne ministerstwo, które moje pieniądze co roku pożera w niemałych ilościach zobowiązując się przy tym do zapewnienia mi bezpieczeństwa. Podkreślam słowo „zobowiązanie”, ponieważ to ono odzwierciedla zakres umowy społecznej, zgodnie z którą ja podatnik (klient) płacę i wymagam zapewnienia mi bezpieczeństwa (usługi). Jeśli ktoś nie rozumie tego prostego mechanizmu, to powinien poczytać artykuł 5 oraz 146 Konstytucji RP . Przerzucanie w jakiejkolwiek mierze obowiązku zapewnienia bezpieczeństwa obywateli na samorząd lub na nich samych jest najzwyczajniej w świecie nieuczciwe.
Bo niby dlaczego mamy, jako podatnicy płacić za dodatkowe służby Policjantów, mające poprawić nasze bezpieczeństwo. Skoro bezpiecznie nie jest, to znaczy, że Państwo Polskie, Rząd i jego organy są w dużym stopniu dysfunkcyjne a płacone przez mnie podatki zamiast na zapewnienie mi bezpieczeństwa idą na zapewnienie emerytur 35-40 letnim funkcjonariuszom, którzy z góry zakładają, że po 15 latach ze służby „wyfruną”, więc starają się jedynie przetrwać do czasu aż zasilą szeregi firmy ochroniarskiej, za której wynajęcie znowu ja będę musiał zapłacić.
Napisz komentarz
Komentarze