Pierwsza połowa wcale nie zapowiadała zwycięstwa bełchatowskiej drużyny. Zawodnicy obu zespołów wymieniali dużą liczbę podań, piłka krążyła od linii obrony do linii pomocy. Nikt nie decydował się na krok wprzód, więc napastnicy przez długi czas byli niewidoczni.
Ostrożną grę przerwał pomocnik gospodarzy, decydując się na indywidualną akcję, po której znalazł się pod polem karnym tomaszowian. Gracze przestali się nawzajem poznawać, a "Trójka" w odpowiedzi przeprowadziła kontratak. Była to jedna z niewielu okazji UKS-u do strzelenia bramki.
Bełchatowianie zdominowali pierwszą część spotkania, goście od czasu do czasu starali się wyprowadzić piłkę z własnej połowy. Od 30-tej minuty Bełchatów zamknął rywala na ich własnej połowie, "Trójka" broniła się na niej wszystkimi graczami.
Cień nadziei dała akcja Fabiana Piasty, kiedy arbiter sięgał po gwizdek by oznajmić koniec pierwszej części, lecz jego dośrodkowanie z prawej strony pola karnego przeciął obrońca gospodarzy. Kilka minut później sędzia zaprosił obie drużyny do szatni.
Mimo że tomaszowianie przeprowadzili pierwszą, naprawdę groźną akcję tuż po pierwszym gwizdku w drugiej połowie, to już chwilę później piłka przeniosła się w pole karne gości i wydawało się, że nie zamierza go opuścić.
Opuściła trzy minuty później, lecz wstąpiła do bramki gości. Niepokryty napastnik gości oddał strzał w kierunku dalszego słupka nie pozostawiając Milczarkowi szans na obronę. Pomimo tego "Trójka" nie złożyła broni i dalej wierzyła, że można z tego trudnego terenu wywieźć jakiekolwiek punkty.
Następne 20 minut to najlepszy okres Tomaszowa - szybkie i dokładne podania z pierwszej piłki, bardzo groźne indywidualne akcje, dryblingi między obrońcami, czy przechwyty w okolicach szesnastego metra.
Niestety, marzenia o zwycięstwie czy chociażby remisie pękły jak mydlana bańka wraz z 69. minutą. Kozłująca futbolówka przez przypadek znalazła się pod nogami środkowego pomocnika GKS-u, ten podał ją do przodu, gdzie znalazł się jego partner z linii napastników. Nie zdążył do niej Milczarek i z okolicy siedemnastego metra został przelobowany.
Gościom wyraźnie ten gol podciął skrzydła. W ich atakach brakowało polotu, w polu karnym napastnikom brakowało partnerów, którym mogliby podać piłkę. Honorowe trafienie mógł zaliczyć Karwat.
W 88. minucie do rzutu rożnego podszedł jak zwykle Trepiak. Posłał agresywną piłkę między bramkarza, a obrońców; golkiper nie złapał jej, lecz zanim uderzył ją Karwat, ofiarnie wyprzedził go defensor Bełchatowa.
Mówiąc najkrótszymi słowami, jeden z meczów w wykonaniu „Trójki”, których nie można zaliczyć do najbardziej udanych. Przyczyn oczywiście można szukać w absencjach kluczowych zawodników – Artura Dębca oraz Mariusza Rzeźnickiego – lecz równie dobrze można doszukiwać się innych, absurdalnych powodów.
Gospodarze wykorzystali w stu procentach piętę Achillesową tomaszowskiego zespołu – gubienie się, kiedy rywal zakłada pressing na ich połowie. Mimo wszystko nie można spuścić głowy i ze wzrokiem przed siebie wyjść na kolejne spotkanie.
Napisz komentarz
Komentarze