Władzom spółki nie przeszkadza ani to, że został skazany prawomocnym wyrokiem za przyjęcie korzyści majątkowej, ani to, że siedział w więzieniu, ani fakt, że ma pięcioletni zakaz pracy m.in. w instytucjach administracji publicznej samorządu terytorialnego, który jeszcze nie minął. Wprost przeciwnie, zdaniem prezesa TTBS przeszłość Tomasza J. jest gwarancją, że nowy pracownik będzie... czysty jak łza.
Do zatrzymania doszło 9 marca 2007 roku, pod sądem w Piotrkowie Trybunalskim. J. za 20 tys. zł miał ustawić przetarg na sprzedaż nieruchomości należącej do firmy, której był wówczas syndykiem. Pieniądze miał dostać w dwóch ratach. Podczas odbierania pierwszej (10 tys. zł), został złapany. Trafił do aresztu, gdzie siedział do 21 września 2007 roku. Tego dnia zapadł wyrok. Sąd skazał go na 2 lata i 6 miesięcy bezwarunkowego więzienia, karę grzywny 5 tys. zł, zwrot kosztów sądowych oraz 5 lat zakazu pracy w instytucjach administracji publicznej. Sąd apelacyjny w styczniu 2008 roku zmienił wyrok podwyższając karę grzywny do 10 tys. zł. 13 października Tomasz J. trafił do więzienia, skąd warunkowo wyszedł 27 lipca 2009 roku.
Prezes TTBS Artut Marek przyznaje, że przeszłość nowego pracownika zna, ale zna go też jako "bardzo dobrego fachowca, którego potencjał trzeba wykorzystać".
- Będzie pracował na niskim stanowisku, z niskim wynagrodzeniem, jako specjalista -mówi prezes i dodaje, że w spółce spada zatrudnienie, m. in. ze względu na odejścia na emerytury. Etaty nie są więc tworzone sztucznie.
Sprawy nie chce komentować Rafał Zagozdon, prezydent Tomaszowa. - To prezes decyduje o zatrudnieniu w swojej spółce, on za to bierze odpowiedzialność - mówi i dodaje, że osobiście zna Tomasza J. i ma o nim dobre zdanie jako o fachowcu.
Beata Dobrzyńska
Polska Dziennik Łódzki
Napisz komentarz
Komentarze