Pierwsza połowa nie zapowiadała tak wysokiego rezultatu. Łodzianie mieli przewagę na boisku, jeśli chodzi o posiadanie piłki, lecz nie stworzyli sobie żadnej klarownej okazji na zdobycie gola. Ich gra opierała się na zawiązaniu akcji w środku boiska, po czym następowało podanie na jedno ze skrzydeł, bądź prostopadła piłka do jednego z napastników.
Przyczajeni Lechici konsekwentnie bronili bezbramkowego remisu i czekali na kontry. Piłkarze z Tomaszowa mieli dwie stuprocentowe okazje. Najpierw sam na sam z bramkarzem, znalazł się Paweł Kuta, następnie podobną okazję miał Damian Szymański. Obie szanse zostały niewykorzystane, jednak nasi juniorzy nie zrażali się tym faktem, siejąc spustoszenie w szeregach rywala po stałych fragmentach gry.
W tej części spotkania zobaczyliśmy tylko jedną bramkę, a sytuacja z jakiej padł gol, pokazała w czym gospodarze górowali nad swoimi gośćmi. Indywidualna akcja napastnika SMS-u, który przedarł się dość szczęśliwie między trójką obrońców i posłał piłkę obok bezradnego Sebastiana Urbaszka.
W drugiej odsłonie zdecydowana przewaga SMS-u zaowocowała czterema kolejnymi bramkami. Pierwsze trafienie Łodzianie zaliczyli już kilka sekund po wznowieniu gry. Gospodarze wymienili między sobą około dziesięciu podań i skutecznym strzałem po prostopadłym zagraniu napastnik miejscowych zdobył gola. W tym momencie gry Lechiści mieli jeszcze nadzieję na korzystny rezultat starając się zrewanżować rywali.
Dobre podanie Dominika Grabowskiego okazało się odrobinę za mocne i Maciej Żerek nie był w stanie skierować go do bramki przeciwnika. Chwilę po tym błąd lewego pomocnika Lechii wykorzystali pośrednio piłkarze SMS-u. Jeden z nich przejął piłkę i został sfaulowany w polu karnym. Słuszna jedenastka zamieniona na bramkę, Sebastian Urbaszek bezradny.
Miejscowi stwarzali masę okazji grą bokami, dając upust swojej fantazji, raz po raz próbując dryblingów. Dwie kolejne bramki dla Łodzian padł w bliźniaczy sposób. Piłka ze skrzydła dogrywana była na środek pola karnego, a tam z zimną krwią napastnicy gospodarzy wykorzystywali swoje okazje. Goście nie byli tylko statystami. Pomiędzy dwiema ostatnimi bramkami, odpowiedzieli oni jednym trafieniem. Dogrywał Robert Zieleniak, a do pustej bramki piłkę skierował Witek Czapnik. Lechia miała jeszcze trzy, cztery okazje do strzelenia gola w drugiej połowie, które zostały niewykorzystane.
Porażka zasłużona, wynik z pewnością mniej. W piłce nożnej tak bywa, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. Świadkami realizacji tego przysłowia byliśmy w Łodzi. Na ciepłe słowa zasługuje Robert Golenia, który pomimo urazu dawał z siebie maksimum przez pełne 90 minut. Miejmy nadzieję, że czwartkowy mecz o godzinie 17:00 z ŁKS-em Łódź, na boisku OSiR-u przy ulicy Nowowiejskiej będzie miało zgoła odmienny wynik.
Grzegorz Jaroszewski
Napisz komentarz
Komentarze