Wykonawca prac remontowych w tomaszowskim szpitalu wygrał przetargi na realizację dwóch zadań. Pierwszych z nich była przebudowa pododdziału urologicznego, drugim przeniesienie pracowni RTG. O konieczności stworzenia odpowiednich warunków dla pacjentów i personelu urologii mówiło się od lat. Doktor Winiarski, który prowadził tę część oddziału chirurgicznego od dłuższego czasu groził, że jeśli warunki pracy dla niego i jego zespołu się nie zmienią, odejdzie ze szpitala i poszuka sobie miejsca gdzieś indziej. Ceniony i chwalony przez pacjentów specjalista ostatecznie swoje groźby spełnił i dzisiaj pracuje m.in. w szpitalu w Radomsku i Poddębicach.
Trudno się dziwić, bo każdy, kto miał wątpliwą przyjemność na oddział trafić wie, że nie było najlepiej. W pierwotnej wersji planowano, że z prawdziwego zdarzenia oddział powstanie w miejscu, gdzie jeszcze niedawno funkcjonował oddział rehabilitacyjny (na pierwszym piętrze, wejście schodami z głównego holu szpitala). Ogłoszone kolejne przetargi nie wyłoniły firmy wykonawczej, ponieważ ceny ofertowe znacząco przekraczały przeznaczone na ten cel fundusze. Okazało się, że remont może kosztować 5 milionów złotych, a na to szpitala nie stać. Postanowiono wyremontować pomieszczenia przy oddziale chirurgicznym, w których urologia funkcjonowała dotąd. Zamiast kilku milionów, koszt oszacowano na kilkaset tysięcy złotych. Przetarg rozstrzygnięto 15 lutego. Umowę podpisano w kwietniu. Firma weszła na teren budowy 26 kwietnia. Prace w końcu ruszyły...
Właścicielka firmy twierdzi, że problemy pojawiły się już na samym początku. Według niej zabrakło faktycznego nadzoru inwestorskiego, a osoby wskazane przez spółkę do kontaktu w sprawie remontu były co prawda pracownikami działu technicznego ale nie miały odpowiedniej wiedzy budowlanej - W razie problemów nie mieliśmy się do kogo zwrócić, bo panowie nie są budowlańcami - mówi i wylicza problemy, jakie pojawiły się w trakcie prac. - Jedynym wsparciem ze strony inwestora było to, że mam zamówić takie, a nie inne drzwi. Niezgodne zresztą ze specyfikacją. Zmiana spowodowała konieczność wydłużenia prac, bo na wskazane drzwi się bardzo długo czeka. Kiedy zapytałam, czy w związku z tym możemy wnioskować o przedłużenie terminu wykonania, dowiedziałam się, że nie ma takiej możliwości.
Firma twierdzi też, że aby zrekompensować dłuższy czas wykonania dokonuje szeregu dodatkowych, nie objętych specyfikacją przetargową prac budowlanych. Wymienia między innymi grzejniki i okna. Zarzuca też, że nie miała możliwości uczestniczyć w przeglądzie wykonanych prac budowlanych. Właścicielka pokazuje zdjęcia, na których widać różnego rodzaju uszkodzenia.
- W dobrej wierze wszystko naprawiamy. 14 lipca około godziny 11 otrzymuję sms, że o 13 odbędzie się przegląd prac. Nie było mnie akurat na miejscu. 30 lipca jest kolejny przegląd prac. Wcześniej zrobiliśmy zdjęcia i nagraliśmy film, na którym widać, że stan oddziału jest idealny. Jest więc kolejny odbiór i zrywane są okleiny, wydłubywana farba. Okleiny są zrywane w ten sposób, że narożnik, który był zatopiony w gładzi, został wyrwany ze ściany.
Osobnym problemem był brak koordynacji prac na oddziale. Prace związane z wymianą instalacji elektrycznej wykonywał szpital we własnym zakresie. Z kolei odrębna prywatna firma wykonywała montaż instalacji telewizyjnej. W obu przypadkach następowało uszkodzenie już wykonanych fragmentów remontu. Firma podkreśla brak logiki kolejności wykonywanych działań. Zdaniem przedstawicieli wykonawcy prace od początku powinny być wykonywane na podstawie pozwolenia na budowę.
- Nigdy nie było naszym celem, by cokolwiek, komukolwiek utrudniać. Celem było to, by z pracami zmieścić się w terminie. Zrobić remont jak szybciej, by urolodzy mogli wrócić do pracy. Argumentowanie, że chcieliśmy przeciągnąć remont, bo nie mieliśmy urologów, jest sytuacją niepoważną. Lekarze zostali oddelegowani do innych prac. Ponieśliśmy tego bardzo duże koszty. Dla nas każdy dzień przedłużającego się remontu wiązał się z konkretnymi stratami - wyjaśnia prezes, Krzysztof Zarychta, Dodaje też, że w związku ze zmianami dotyczącymi wymiany drzwi sugerował złożenie pisma z wnioskiem o wydłużenie terminu wykonania robót. Przy okazji podkreśla, że problem związany z drzwiami nie miał dużego znaczenia dla długości opóźnienia.
- Zatrudniliśmy do odbioru inwestycji, tak jak Państwo chcieliście, fachowca z wieloletnim doświadczeniem, który wykonał ekspertyzę, wskazującą na dużą liczbę uchybień i niedociągnięć, które miały być poprawione. To był wrzesień. Była cała lista rzeczy do poprawienia. Państwo nie oponowaliście. Wyznaczyliśmy termin 14 dni do usunięcia usterek i w tym terminie się z tego nie wywiązaliście.
Efektem było naliczenie kar umownych dla wykonawcy. Sięgnęły one 260 tysięcy złotych, przy inwestycji o wartości 490 tysięcy złotych. Prezes Zarychta twierdzi, że jej wysokość wynika z bezpośredniej umowy, a on bez udziału Sądu nie ma możliwości jej "miarkowania" ani też obniżenia. Sugerował wykonawcy wystąpienia na drogę sądową. W jego ocenie kara jest zasadna, ale Sąd może orzec iż jej wysokość jest niewspółmierna do szkód. On sam nie widzi innej możliwości jej obniżenia.
Według wykonawcy opóźnienie sięgnęło jedynie kilku dni. Zdaniem Prezesa kilku miesięcy. Wykonawcy twierdzą, że nie stać ich na sprawy sądowe ale zawezwanie do zawarcia ugody kosztuje ok. 300 zł, czyli sporo mniej niż zatrudnienie prawnika, który gwarancji wygranej sprawy dać nigdy nie może.
Napisz komentarz
Komentarze