Pozew zbiorowy – plusy i minusy
Odpowiedź na zadane wcześniej pytanie okazuje się banalnie prosta: pozew zbiorowy. Doskonale zdaję sobie sprawę, że kredytobiorcy we frankach znajdują się już w nieciekawej sytuacji finansowej. Dlatego pozew zbiorowy brzmi kusząco, bo koszty rozkładają się na każdego powoda. Niestety obawiam się, że to jedyna z zalet.
Dokładnie od dekady Polacy mogą składać pozwy zbiorowe. Mimo upływu lat sądy nadal nie są do tego organizacyjnie przygotowane. I tu właśnie jest pies pogrzebany. „Rzeczpospolita” we wrześniu 2019 roku opisała sytuację frankowiczów z Warszawy, których rozprawa ruszyła dopiero po 5 latach. Tyle bowiem zajęły wszelkie formalności…
Niestety po tym wszystkim nie dostanie się nic na osłodę: lepiej nie liczyć, że proces się skróci. Nadal czas rozpraw frankowych szacuje się na 3-4 lata. Do tego należy jeszcze doliczyć 2 lata na apelację. Cały czas wszyscy czekamy na jednolite orzecznictwo, ale nie wykształci się ono wcześniej niż za 2 lata. Toby jednak znacznie skróciło cały proces.
Pozew zbiorowy – co warto wiedzieć, zanim się go złoży
Pozew zbiorowy, jak wskazuje nazwa, musi zostać złożony przez większą liczbę osób. Wymagalna minimalna liczba powodów wynosi 10. Oczywiście muszą być to klienci tego samego banku, a ich umowy powinny mieć zbieżne brzmienie – chodzi o obecność identycznych klauzul abuzywnych, które są podstawą do stwierdzenia nieważności umowy.
Sąd następnie ustali skład grupy, ale zanim to zrobi, musi upewnić się, że istnieją przesłanki do złożenia pozwu zbiorowego. Te wszystkie formalności są tak niezwykle czasochłonne, że przy pozwie indywidualnym dawno by już było po sprawie.
Co więcej, skoro mamy do czynienia z grupą, należy wybrać jej reprezentanta, który będzie wypowiadał się w imieniu pozostałych.
Na koniec dodam jeszcze, że pójście na walkę z bankiem 1 na 1 (pozew indywidualny) ma ten dodatkowy plus, że o wszystkim kredytobiorca dowiaduje się z pierwszej ręki. Dla osób, które chcą trzymać rękę na pulsie i chcą szybciej zakończyć sprawę, to rozwiązanie wydaje się lepsze. Niestety też – przyznam uczciwie – muszą wydać więcej na koszty sądowe i pomoc prawną. Pytanie brzmi, czy warto czekać i przeciągać w nieskończoność tę nerwową sytuację, jaką wywołuje toksyczny kredyt we frankach?
O autorce:
Wanda Sielewicz, doktorantka prawa Uniwersytetu Warszawskiego, ekonomista, magister prawa francuskiego o specjalności Francuskie i Europejskie Prawo Biznesowe Uniwersytetu w Poitiers. Jej najnowszy projekt, mamkredytwefrankach.pl, skupia się na pomocy frankowiczom.
Doświadczenie zawodowe zdobywała w warszawskich kancelariach prawnych, zajmując się prawem handlowym oraz procesowym o specjalności odszkodowawczej. Jej konik to odszkodowania i zadośćuczynienia za niesłuszne pozbawienie wolności i odszkodowania za nieruchomości przejęte dekretem Bieruta.
Napisz komentarz
Komentarze