Nowy Polski Ład, jaki zaprezentowali niedawno liderzy rządzących od kilku lat w kraju partii opiera się niestety w dużej mierze na transferach socjalnych. Powiedzenie, że każdy powinien być kowalem własnego losu póki co odłożone zostaje na półkę z napisem "nie modne". Przestajemy uczyć dzieci najprostszej zasady ekonomii, która mówi, że... aby wydawać najpierw trzeba zarobić. A żeby dobrze zarabiać należy zdobyć wykształcenie adekwatne do osobistych talentów i predyspozycji. A więc u podstaw rozwoju osobistego, społecznego, gospodarczego itd. leży edukacja. Być może warto przyjrzeć się co nam politycy chcą zaproponować w tym zakresie w ramach nowego ładu, który w przypadku oświaty jest totalnym chaosem.
Zacznijmy jednak od początku. W dokumencie, o którym mowa Rząd chwali się przeprowadzoną reformą szkolnictwa, w tym likwidacją gimnazjów. Jeśli ktoś myśli, że poprawiła ona jakość kształcenia to się oczywiście myli. Zmiany programowe są kompletnie nie dostosowane do współczesnych realiów. Ta deforma szkolnictwa przysporzyła sporo kłopotów samorządom. Szczególnie tym, które były organami prowadzącymi szkoły podstawowe i gimnazja. Z sieci szkół na mocy politycznej decyzji wyprowadzono cały rocznik. Dla przykładu w skali Tomaszowa Mazowieckiego to kilkaset uczniów. Na ten ubytek nakłada się demograficzna "depresja". Efektem jest konieczność likwidacji dwóch szkół.
Bezmyślni posłowie przyjęli ustawę, a konsekwencje ponosić muszą lokalni samorządowcy. Mimo, że wszyscy mają świadomość konieczności wygaszania placówek, to równocześnie wiedzą, że decyzje takie są niepopularne społecznie i mogą skończyć się konfliktami. Trudno się dziwić, bo jak wytłumaczyć rodzicom, że szkołę do której ich dzieci mają blisko musimy po prosu zlikwidować. Co powiedzieć nauczycielom zwalnianym z pracy?
Co ciekawe, Ci sami politycy głośno kontestują pomysły związane z zamykaniem placówek. Nominowani przez partię kuratorzy oświaty wydają w tego rodzaju sprawach negatywne opinie, które od jakiegoś czasu są wiążące dla samorządów. Typowa w Polsce partyjniacka schizofrenia. Oczywiście można szkoły utrzymać, tworząc klasy 15 osobowe (w dodatku z korzyścią dla procesu nauczania) ale w ślad za tym powinny iść finanse, a tych kolejne Rządy nie zapewniają w dostatecznej ilości. Od lat do oświaty się dopłaca, a odkąd zlikwidowano gimnazja dopłaca się jeszcze więcej.
Rozwiązań o charakterze systemowym w propozycjach oświatowych nie znajdziemy. Trudno doszukać się też zmian w obowiązującej obecnie "Karcie Nauczyciela", która jest jednym z głównych elementów hamujących rozwój edukacji w Polsce. Nie znajdziemy też propozycji skoordynowania edukacji na różnych poziomach nauczania. Na trzech stronach, rozstrzelonym drukiem znajdujemy listę pobożnych życzeń.
Centrum Dziecka i Rodziny
Centrum Dziecka i Rodziny (CDR) będzie nową jednostką systemu oświaty, wspomagającą rozwój dzieci, osób uczących się oraz rodzin oczekujących lub wychowujących dzieci. CDR-y powstaną z rozwinięcia i wzmocnienia funkcji publicznych poradni psychologiczno-pedagogicznych. Do ich podstawowych zadań będzie należało wspieranie rodzin z dziećmi niepełnosprawnymi od najmłodszych lat życia dzieci, prowadzenie oceny funkcjonalnej dzieci i osób uczących się, w tym uczniów, słuchaczy, studentów i osób dorosłych w kształceniu ustawicznym. Przygotowanie oferty dla rodzin w zakresie rozwijania kompetencji wychowawczych i wspierania rozwoju swoich dzieci (warsztaty, kursy). Ponadto CDR-y będą udzielały także konsultacji i zapewnią doradztwo specjalistów z innych sektorów (asystentów rodziny, pracowników socjalnych).
- Super pomysł, który jednak nic nam nie mówi. Już obecnie funkcjonuje podobny system wspierania dzieci i rodzin z niepełnosprawnościami. Są odpowiednie regulacje prawne np. dotyczące zajęć rewalidacyjnych, mających za zadanie wyrównywanie szans. Cóż z tego, kiedy na rynku pracy brakuje specjalistów, a samorządy nie są wyposażone w odpowiednie środki, by etaty sfinansować. W efekcie rodzice muszą korzystać z pomocy prywatnych gabinetów. To tylko jeden z przykładów.
W dokumencie nie znajdziemy też odpowiedzi na pytanie: jak rozwiązać problem braku specjalistów, którzy zajęliby się kształceniem dzieci w szkołach o profilach zawodowych. Dotyczy to szczególnie wysoce wyspecjalizowanych specjalistów, inżynierów, których na rynku pracy brakuje a ich zarobki kształtują się na poziomie o wiele wyższym niż uposażenie nauczyciela w szkole zawodowej. Nie ma też ani słowa o nauczaniu podstaw ekonomii, zjawiskach zachodzących w gospodarce, czy praktycznej umiejętności stosowania polskiego (nadmiernie skomplikowanego prawa) Zamiast tego młodzież ma być edukowana w zakresie rozpoznawania "fake newsów"
Nowatorskich pomysłów jak widać brakuje. Nawet "kredyt studencki" to raczej "odgrzewany kotlet". Politycy PiS zapomnieli, że taka forma finansowania już w Polsce była. Co więcej, ona wciąż jest dostępna. Ta nowa polityka oświatowa w której zwiększa się liczbę godzin nauczania historii nie wzmacnia w żaden sposób samorządów a zmierza do drenowania ich z zasobów ludzkich. Twórcy programu nie dostrzegają, że edukacja zaczyna się już w przedszkolu a szkoły średnie oraz wyższe uczelnie są ich kontynuacją. Tymczasem lektura propozycji pozwala nam domniemywać, że po raz kolejny wzmocnione zostaną duże aglomeracje miejskie, kosztem małych i średnich miast powiatowych.
Podoba mi się natomiast inny pomysł zawarty w programie
Szerszy udział rodziców w edukacji i życiu szkoły
Szkoła to instytucja, na którą realny wpływ powinni mieć również rodzice. Dlatego w każdej placówce powstanie rada szkoły złożona z przedstawicieli nauczycieli, rodziców i uczniów – w równej liczbie. Rada będzie aktywnie uczestniczyć w rozwiązywaniu spraw wewnętrznych szkoły. To rada będzie uchwalać statut szkoły, a także opiniować projekt planu finansowego. Z własnej inicjatywy będzie mogła wystąpić do organu sprawującego nadzór pedagogiczny o zbadanie poprawności działania szkoły oraz oceniać jej sytuację i stan. Obowiązek powołania rady będzie wprowadzany stopniowo – na początek w szkołach średnich.
- To, jest coś co powinno dawno temu ulec zmianie. Mówiąc o systemie oświaty najczęściej zapominamy o tym, kto jest jego faktycznym beneficjentem. Karta Nauczyciela niestety zabetonowała system, doprowadzając do sytuacji, że zachwiano relację między usługodawcą (nauczyciel) a usługobiorcą (uczeń i jego opiekun). Obecne Rady Rodziców nie mają realnego wpływu na funkcjonowanie placówek a co gorsze stanowią często zbiorowiska dorosłych "lizusów", bojących się nawet głębiej oddychać.
Napisz komentarz
Komentarze