Ale tytuł prawny do lokalu mieszkalnego już Was interesuje.
To bzdura. Pytanie dotyczy tego, czy mieszkanie należy do osoby adoptującej, czy jest wynajmowane. Nie chodzi nam o żadne akty notarialne, ale o informacje na temat tego, czy właściciel wynajmowanego mieszkania pozwala na przebywanie w nim zwierzęcia. Żeby nie było tak, że ktoś bierze czworonoga, a za dwa dni z nim wraca, bo jednak właściciel się nie zgodził.
Są przypadki, że właściciel mieszkania nie jest informowany o tym, że będzie w nim zwierzę. Pojawiają się konflikty. Właściciele wypowiadają umowy najmu, trzeba się wyprowadzić i w tym momencie nie wiadomo co ze zwierzakiem zrobić.
Jak dużo adopcji realizujecie? Liczba psów w schronisku jest cały czas na podobnym poziomie
Obecnie jest około 120 psów i 40 kotów. Wcześniej było już tak, że w schronisku mieszkało nawet 170 psów. Przez cały miniony rok samo stowarzyszenie Tropimy Dom zorganizowało 106 adopcji psów, a fundacja Amicus Canis 48 adopcji kotów. Schronisko prowadzi je osobno. To też bardzo ważna kwestia, bo ktoś twierdzi, że utrudniamy ankietami adopcje, ale zapomina dodać, że są to tylko te przypadki, kiedy my sami opiekunów wyszukujemy. Adopcje przebiegają bardzo dobrze. Problem w tym, że na jednego kota czy psa wydanego ze schroniska, za chwilę trafiają dwa kolejne, porzucone, po wypadkach, lub ktoś podrzuca kocięta w kartonie przed bramę schroniska.
Powiatowy lekarz weterynarii wydał zakaz przyjmowania kotów ze względu na liczbę chorób wirusowych wśród schroniskowych zwierząt. Tylko co zrobić, kiedy mieszkańcy zostawiali je przed bramą schroniska? Co mają zrobić pracownicy? To nawet nie są już tzw. ślepe mioty, które zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem można usypiać. Nikt nie skupia uwagi na piętnowaniu postawy osób, które te zwierzęta rozmnażają i porzucają. Tutaj rodzi się problem bezdomności.
Jeśli chodzi o koty to większość z tych schroniskowych, to stworzenia po różnych przejściach, wypadkach czy upadkach z niezabezpieczonych okien i balkonów. Ich właściciele zrzekają się praw do nich lub nigdy nie odbierają ze schroniska, bo nie chcą ich leczyć i widzieć w takim stanie, do którego sami doprowadzili. Bywają niepełnosprawne, część jest zdziczałych. Jak oddać takiego kota komuś do domu, kto nie chce zapewnić minimum zabezpieczeń?
Przy okazji zapytam Was: co to jest wolontariacki beton? Gdzieś takie określenie wyczytałem
Trzeba zapytać osobę, która tych słów użyła. Nie będziemy się domyślać, co miała na myśli.
No dobrze, umówmy się, że jest to grupa osób posiadająca zdecydowane poglądy
Faktycznie były próby przekonania nas do obniżenia standardów. Nie jesteśmy w stanie się na to zgodzić, bo wszystkich nas, nie tylko wolontariuszy, ale też samorządowców, obowiązują przepisy Ustawy o Ochronie Zwierząt. Przykro nam, że ktoś zarzuca wolontariuszom utrudnianie adopcji. Gdyby nie nasze procedury, skończyłoby się tym, że zwierzęta masowo wracałyby do schroniska. Ich liczba zmniejszy się tylko na chwilę. Będzie dramat. Zwiększy się w ten sposób stan zwierząt nieadopcyjnych, będą wracać jeszcze bardziej skrzywdzone i problematyczne.
No i dodatkowy stres dla zwierzaków.
Dokładnie. Kolejny zwrot z adopcji to kolejny problem. Kolejna łatka zwierzęcia agresywnego. Procedury to nie tylko jest kwestia samego sprawdzania i kontrolowania, ale bardziej kwestia edukacyjna. Chronimy ludzi i zwierzęta przed tragediami. Odpowiednie dopasowanie zwierząt do ludzi wydaje się być kluczowym.
Często ludzie upierają się przy konkretnym zwierzęciu, ale z naszych obserwacji wynika, że tego nie udźwigną i narażą się na stres.
Adopcja na zasadzie “przyjdę, wybiorę, dostanę” jest czymś innym niż adopcja świadoma.
Znamy wiele przykładów przygarniania zwierząt bez stosowania żadnych procedur. Kot wraca do schroniska, ponieważ jednorazowo załatwił się na łóżko. Pies jest zwracany, bo nie szczeka albo szczeka za głośno. Świadoma adopcja chroni przed stresem i kolejną traumą, zarówno opiekuna, jak i zwierzę.
Napisz komentarz
Komentarze