Gdzie znajdujcie ludzi chętnych na adopcje?
Poprzez ogłoszenia w internecie lub z polecenia.
I pies z Tomaszowa trafia do Szczecina. Jak wtedy sprawdzacie, czy nie dzieje mu się krzywda?
Mamy swoje kontakty. Przeprowadzamy wizyty przedadopcyjne. Prosimy też o pomoc wolontariuszy na miejscu. Fundacji i schronisk w całej Polsce jest całe mnóstwo. Znamy się i współpracujemy. Zdarzało nam się w czasie pandemii przeprowadzać też wizyty on-line.
A co ze zwierzętami, które są agresywne? Same mówicie, że czasem strach jest włożyć rękę do boksu.
Trafiają też do nas ludzie świadomi pracy, jaką należy wykonać z czworonogiem. Mieliśmy u nas psa w typie husky. Bardzo agresywny. Nie można było jego boksu nawet posprzątać. Przyjechał po niego człowiek, który miał podobne psy. Po drugiej wizycie już go zabrał, a my byłyśmy przekonane, że pies trafił we właściwe ręce. Nie pomyliłyśmy się. Wystarczył miesiąc. Okazało się, że pies wcale agresywny nie był, a dotychczasowa reakcja była wynikiem silnego stresu. Zwierzęta w schronisku reagują inaczej niż w domu. Staramy się z nimi pracować na ile możemy. Są takie zwierzaki, które ufają tylko niektórym osobom. Naszą rolą jest znaleźć właściwy dom. Do tego służą nam między innymi ankiety. Zwierzęta nie są agresywne dlatego, że się takie urodziły, stają się takie z jakichś względów.
Tomaszów porównywany bywa z Piotrkowem. Niby większe miasto a jednak psów w schronisku jakby mniej.
Wzorujemy się na miejscach, w których są wyższe standardy. Mamy inne autorytety. Prowadzimy szereg działań, by poprawić warunki w schronisku. Nie chodzi o to, by za wszelką cenę mnożyć adopcje, które będą nietrafione, a zwierzęta wrócą do schroniska.
Wam ale i pracownikom schroniska zarzuca się, że nie wydajecie psów do budy i kojca.
My jako Stowarzyszenie mamy inne niż schronisko procedury adopcyjne. Adoptujący może zawsze liczyć na nasze wsparcie poadopcyjne. To samo dotyczy ankiet. Nie można ich łączyć ani mylić. Nasze dotyczą opiekunów zwierząt, których sami wyszukujemy. Na nasze wsparcie po adopcjach, które organizujemy, zawsze można liczyć, w postaci chociażby porad behawioralnych. My nie wydajemy psów do budy, ponieważ większość z nich właśnie z tych bud do schroniska trafiło. I takie adopcje kończą się powrotami. Bywały też przypadki psów, które uciekały z domu i wracały do schroniska, wyczekiwały pod bramą w porze karmienia.
To wyobraźmy sobie, że jako obywatel idę sobie do schroniska. Chcę pieska. Ten mi się podoba. Zabieram go do domu. Dostaję do wypełnienia ankietę. Nie tę Waszą, ale schroniskową. Dopinam formalności i… co dalej? Jaka jest wówczas Wasza rola?
Właściwie żadna. Szefowa schroniska czasem prosi nas o pomoc, ale tylko dlatego, że my znamy te psy najlepiej. Wiemy o ich słabościach, jakie sytuacje sprawiają problemy, jesteśmy często w stanie o konkretnym zwierzęciu powiedzieć dużo więcej niż ktokolwiek inny. Chętnie pomagamy. Bywa, że przez całe lata jesteśmy w kontakcie z osobami adoptującymi, bo potrzebują tego wsparcia.
No ale jednak może budzić wątpliwości fakt, że ktoś z instytucji publicznej odbiera psa i nagle jacyś obcy ludzie (wolontariusze) przychodzą do jego domu sprawdzać co się z psem dzieje.
Wizyty przedadopcyjne robią też pracownicy schroniska. Czasem proszą o pomoc nas. W ankiecie wyraża się zgody na wizyty przed i podopcyjne. Prowadzimy trwałą i wielopłaszczyznową współpracę ze schroniskiem. Mamy podpisane umowy wolontariacie, które zakładają możliwości wykonywania wizyt.
Czyli robicie je na polecenie lub w porozumieniu z pracownikami schroniska?
Oczywiście. Wykonujemy wizyty przedadopcyjne tylko w przypadku kiedy nie mogą tego zrobić pracownicy. Trzeba pamiętać, że są mocno obciążeni pracą.
My swoje wizyty przeprowadzamy całkowicie odrębnie na podstawie zgody wyrażonej w ankiecie. W ten sposób większość adopcji mamy trwale pozytywnych, zwierzęta z naszych adopcji nie wracają do schroniska.
Ludzie wiedzą, że jesteśmy wolontariuszami. Są wdzięczni za okazaną pomoc i wsparcie. Wiele adopcji zakończyło się dla nas nowymi przyjaźniami i zasileniem naszych wolontariackich szeregów.
A jak Wam się współpracuje z obecnym kierownictwem schroniska? Jeszcze niedawno regularnie odwiedzałem schronisko w związku z licznymi konfliktami. Niektóre swój finał znalazły nawet w sadach.
Zajmuję się adopcjami od 10 lat i nigdy tak dobrze nie współpracowało mi się ze schroniskiem. Pani Justyna na Kępie pracuje od lat. Przeszła i widziała już niejedno. Wydaje mi się, że cieszymy się nawzajem sporym zaufaniem.
Dobrym przykładem są adopcje także z innego względu. Pani Justyna celowo odsyła osoby zainteresowane na weekendowe spacery, by mieli kontakt z wolontariuszami. Jest wtedy okazja do spokojnej i rzeczowej rozmowy. Korzystają z nich nawet osoby, które wcześniej były już opiekunami psów. Przyznają nam czasem, że dopiero po tych rozmowach zauważyli ile popełniali wcześniej błędów, edukują się.
A co robicie jeszcze jako wolontariusze?
W poprzednich latach, jako Amicus Canis, bardzo wpłynęliśmy na strukturę schroniska. Zakupiliśmy szczeniakarnię, izolatkę dla kotów, wyposażyliśmy kociarnię, zorganizowaliśmy wybieg dla psów, przeprowadziliśmy wiele działań remontowych, itd. W minionym roku całkowicie wyremontowaliśmy kociarnię. Socjalizujemy zwierzęta, organizujemy zbiórki karmy, środków higienicznych, materiałów miękkich, akcesoriów. Zabraliśmy pod naszą opiekę 80 psów i 46 kotów będących najtrudniejszymi przypadkami. Na bieżąco opłacamy zabiegi ortopedyczne, chirurgiczne, okulistyczne, szeroką diagnostykę i leczenie zwierząt. Prowadzimy od lat akcje kastracji kotów i oczywiście przeprowadzamy adopcje. Tomaszowskie schronisko nie ma tez statusu Organizacji Pożytku Publicznego, nie mogło zbierać pieniędzy z 1 procenta. Przychodziliśmy z pomocą i udostępnialiśmy na ten cel nasze konto.
Udało nam się też wyedukować sporo ludzi. Jednak adopcje w dużych miastach są bardziej świadome. Jest tam więcej fundacji, które przetarły szlaki. Dla mieszkańców dużych miast zupełnie naturalnym jest, że adopcja zwierzęcia wiąże się z procedurami adopcyjnymi. Ludzie często proszą, żebyśmy pomogli wybrać zwierzaka pod ich warunki rodzinne, domowe czy zawodowe.
Tropimy Dom jest stosunkowo świeżym Stowarzyszeniem, bo działamy dopiero półtora roku. Organizujemy domy tymczasowe dla psów bardzo wymagających, chociażby ze względu na stan zdrowia. Zabieramy prawdziwych czworonożnych rozbitków. Organizujemy zbiórki, dzięki którym możemy opłacać diagnostykę i leczenie psów. Wyprowadzamy je na spacery, socjalizujemy, a finalnie znajdujemy bezpieczne i odpowiedzialne domy. Ponadto działamy także w sieci. Piszemy wiele ogłoszeń o poszukiwaniu domów i masowo je udostępniamy. Prowadzimy także akcje tematyczne jak na przykład zbiórka pieniędzy na dobrej jakości karmę na świąteczny posiłek dla psów oraz konkursy. Chcemy tymi działaniami zjednoczyć ludzi i zachęcić kolejne osoby do zaangażowania w pomoc dla najbardziej potrzebujących zwierząt.
Co zrobilibyście aby zmienić sytuację zwierząt w Tomaszowie?
Przede wszystkim obowiązkowe chipowanie, akcje kastracji i edukacja. Ludzie świadomie mnożą zwierzęta, a później okazuje się, że nie ma gdzie ich umieścić. Potrzebna jest inicjatywa ze strony miasta. Pamiętać trzeba, że przez schronisko przewija się duża liczba psów właścicielskich. Opiekunowie nie pilnują ich, nie zabezpieczają i nie znakują. Chipowane są dopiero w schronisku. O to powinni dbać opiekunowie.
A tak poza wszystkim, schronisko wymaga również generalnego remontu.
Z Katarzyną Błaszczyk z Fundacji Amicus Canis oraz Dagmarą Krześlak, Katarzyną Drochlińska ze stowarzyszenia Tropimy Dom rozmawiał Mariusz Strzępek
Napisz komentarz
Komentarze