Osobom, które często pytają mnie: po co nam powiaty? Odpowiadam szczerze, że nie wiem. W swoim założeniu miały one zaspokajać potrzeby społeczności lokalnych, które wykraczają poza granice danego miasta, czy gminy. Może kiedyś miało to jakiś sens, ale dzisiaj te granice często się zacierają, czego doskonałym przykładem są gminy miejska i wiejska Tomaszów. W dodatku przy powiększonych po reformie samorządowej województwach można było wskazywać na starostę, który wykonuje część zadań w imieniu administracji rządowej, chociaż wójtowie poszczególnych gmin dali by sobie z nimi doskonale radę. Teraźniejszość nakazywałaby, by powiaty, jako odrębną strukturę samorządowa, po prostu zlikwidować. Część zadań powinny przejąć miasta, jako zlecone, a pozostałe, jak na przykład opieka szpitalna i oświata powinny trafić pod rządowe "skrzydła opiekuńcze". Przez lata trend był odwrotny. Co się dało na samorządy się przerzucało, nie zabezpieczając odpowiednich środków finansowych.
Ale po-tworki powiatowe mamy i nic nie wskazuje na to, by sytuacja taka miała się w najbliższym czasie zmienić. Są bowiem idealnym miejscem dla zakotwiczenia się osób mało kompetentnych za to politycznie lub kościelnie umocowanych (co najczęściej idzie w parze). Niezbyt mądrzy ludzie dostają do dyspozycji budżety w wysokości setek milionów złotych i nie potrafią nimi racjonalnie dysponować. Są niczym szczęśliwy posiadacz kuponu lotto, któremu udało się trafić "szóstkę". Szczęśliwiec, który szybko całą posiadaną gotówkę traci. Ale o pieniądzach będzie mój kolejny felieton, chociaż ten również ich poniekąd dotyczy.
Od jakiegoś czasu panuje naszym powiecie obyczaj organizowania tzw. sesji nadzwyczajnych. W lutym były takie dwie. Takiej zwyczajnej nie ma i nic nie wskazuje na to, że Czy omawiano na nich jakieś pilne nie cierpiące zwłoki tematy? Oczywiście nie. Można było moim zdaniem zwołać normalne posiedzenia. Ale po co? Za nieobecność na nadzwyczajnych radnym diet się nie potrąca. Więc obowiązuje pełna swoboda obyczajowa. Hulaj dusza, piekła nie ma.
Ale o ten stan rzeczy nie można winić radnych. Wniosek o zwołanie sesji w takiej czy innej formie składa Starosta Mariusz Węgrzynowski. Przewodnicząca nie ma wyjścia i zwołać musi. Po co to to robi szef lokalnego PiS-u? Powodów jest wiele.
Przede wszystkim sesja nadzwyczajna ma sztywne ramy. Nie można zmienić jej porządku. Wprowadzić dodatkowego punktu ani zdjąć tematu zaproponowanego, bez zgody Starosty. Nie ma więc: spraw różnych, wniosków radnych ani dyskusji o pracy zarządu. Są głosowania i marsz do domu, a w zasadzie, to wyłączamy po prostu tablety czy inne urządzenia, z których korzystamy, bo sesja wszak nie tylko nadzwyczajna ale i zdalna.
Przyszedł czas by nazwać sprawę po imieniu. Takie podejście do samorządu to: PATOLOGIA. Wygodna dla wszystkich ale jednak patologia. Nikt nie protestuje, bo przecież ktoś obserwujący z boku, mógłby zapytać: za co wy tam właściwie bierzecie pieniądze? No i pytanie byłoby w wielu przypadkach zasadne.
Przede wszystkim w trybie nadzwyczajnym, jak słusznie zwrócił dziś uwagę Paweł Łuczak można podjąć jedną pilną uchwałę ale nie osiem uchwał. Kiedy zwołujemy sesję niemalże z dnia na dzień nie ma czasu by wnikliwie zapoznać się z materiałami i projektami uchwał. Nie ma czasu na dyskusje i wątpliwości. Zdarza się, że uchwałę dostajemy w dniu sesji. Czy jest to poważne traktowanie ludzi? Nie tylko radnych ale i wyborców.
Być może część radnych nie zdaje sobie sprawy z faktu, że ten "wygodny" sposób sprawowania mandatu jest tak naprawdę formą ubezwłasnowolnienia, ale tak właśnie w istocie jest. Stalinizm w czystej postaci.
Uwaga, poniższy utwór przeznaczony jest jedynie na słuchaczy dorosłych /zawiera wulgaryzny/
Napisz komentarz
Komentarze