Zakon Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona - czyli templariuszy - został powołany do walki z muzułmanami o Ziemię Świętą, ale zasłynął nie tylko z tego powodu. Templariusze wielokrotnie ratowali władców Francji, gdy ci wpadali w finansowe tarapaty.
Po raz pierwszy w roli pożyczkodawcy wykorzystał ich na dużą skalę Ludwik VII, gdy zbierał fundusze na II wyprawę krzyżową. Ponad sto lat później w trakcie jednej z kolejnych krucjat jego prawnuk, Ludwik IX, dzięki pieniądzom templariuszy został wykupiony z niewoli muzułmanów.
Zakon pożyczył też „ogromną sumę pieniędzy”, jak to zapisano w kronikach Baldwinowi II, łacińskiemu cesarzowi w Konstantynopolu. Zabezpieczeniem była oddana templariuszom w zastaw bezcenna relikwia, czyli odnaleziony w IV wieku w Jerozolimie przez Świętą Helenę Prawdziwy Krzyż.
Z pomocy templariuszy w latach 1213-15 kilka razy korzystał Jan bez Ziemi, król Anglii, który do historii wszedł jako autor (wydanej pod presją) Wielkiej Karty Swobód. Tysiąc marek srebra od templariuszy w tym samym czasie pożyczył opat słynnego opactwa w Cluny.
Zakon stał się potężną siłą na europejskich rynkach finansowych. Dzięki otrzymywanym od templariuszy kredytom - ale też ich wiedzy - dochody skarbu Francji za czasów króla Filipa II Augusta (panował od 1180 do 1223 roku) zwiększyły się o 120 procent, a skarbnik zakonu był jednym z najbliższych doradców monarchy. Podobną rolę na dworze kolejnych Kapetyngów pełnili też późniejsi skarbnicy templariuszy. Ostatniego z nich, brata Jana z Tours nie uratowało to przed podzieleniem losu innych zakonników, aresztowanych w 1307 roku i uwięzionych.
Z doświadczenia templariuszy w prowadzeniu operacji finansowych korzystali również papieże. Nie przestał tego robić papież Klemens V - nawet gdy już usankcjonował aresztowanie templariuszy we Francji. Pracujący dla niego templariusze w Poitiers zachowali wolność, gdyż znajdowali się bezpośrednio pod jego władzą.
Reputacja bankierska zakonników była tak wielka, że z ich usług korzystali nawet skłóceni z sobą królowie Francji i Anglii. Jedni i drudzy wiedzieli, że w sprawie pieniędzy templariusze byli bezkompromisowi: członkowi zakonu, przy którym po śmierci znajdowano pieniądze niewiadomego pochodzenia, odmawiano chrześcijańskiego pogrzebu, bo uznawano, że zostały skradzione. Kierowali się zasadą, że „duchowny, który miedziaki posiada, niewart jest pół grosza”.
Zakon templariuszy był integralnym elementem systemu politycznego Europy, niezastąpionym w walce z niewiernymi, w prowadzeniu krucjat oraz finansowaniu działalności monarchów i papieży. „Lwy w boju, łagodni jak baranki w domu, w polu srodzy rycerze, w kościele niby eremici lub mnisi, nieustępliwi i okrutni dla nieprzyjaciół Chrystusa, łaskawi i łagodni dla chrześcijan” - tak ich opisał na początku XIII wieku biskup Akki. W tym samym czasie niemiecki poeta Wolfram von Eschenbach w poemacie „Parsifal” (na podstawie którego Ryszard Wagner kilka wieków później napisze jedną ze swoich najlepszych oper) przedstawił templariuszy jako rycerzy bez skazy i opiekunów świętego Graala.
Kluczowym momentem, który zadecydował o tragedii templariuszy był upadek Akki w 1291 roku, co oznaczało fiasko dwuwiekowych wypraw krzyżowych. W Europie winę za to przypisywano głównie zakonom rycerskim, nie tylko templariuszom, ale też krzyżakom i joannitom.
Tym pierwszym dodatkowo jednak zaszkodziła potęga finansowa - poniesiona przez templariuszy w Ziemi Świętej klęska militarna ośmieliła w Europie tych, którzy z zazdrością obserwowali bogactwo i polityczne wpływy zakonu. Historyk Malcolm Barber, autor najlepszego opracowania poświęconego dziejom templariuszy, podkreśla, że „przyczyn ich nagłego upadku należy jednak szukać przede wszystkim w motywach działania króla Francji i jego ministrów”. Najważniejszym z tych motywów była chęć zdobycia należącego do templariuszy majątku - król Filip IV Piękny przez cały okres swojego panowania borykał się bowiem z olbrzymimi długami. Jako pretekstu do ataku na templariuszy użyto jednak oskarżeń o herezję i zepsucie moralne.
Dowodem na potwierdzenie tych zarzutów był donos pewnego wydalonego z zakonu mnicha. Donosiciel, niejaki Esquin de Floyran napisał o tym, że nowo przyjmowani zakonnicy zmuszani są do zapierania się Boga oraz plucia na krzyż, a także różnych homoseksualnych praktyk. Król Aragonii, który był adresatem donosu, nie dał tym rewelacjom wiary, więc de Floyran udał się na dwór francuski, gdzie go wysłuchał zausznik Filipa IV – Wilhelm de Nogaret. Te zarzuty nie brzmiały jednak wiarygodnie nawet w uszach tych, którzy nie lubili templariuszy - zwracali uwagę, że Filip IV jeszcze tuż przed wydaniem rozkazu aresztowania przywódców zakonu utrzymywał z nimi bliskie kontakty, a papież omawiał z wielkim mistrzem plany nowej krucjaty. Nie robiliby wszak tego, gdyby mieli choć drobne zastrzeżenia wobec ich postawy.
Akcja przeciwko templariuszom w Paryżu odbyła się w piątek 13 października 1307 roku (To od tego wydarzenia pochodzi ponoć przesąd o pechowym trzynastym dniu miesiąca). Templariusze, przynajmniej ci w Paryżu, nie stawili oporu: nie nosili przy sobie broni, a większość z nich była już w podeszłym wieku (sam Jakub de Molay, wielki mistrz zakonu, miał w momencie aresztowania 64 lata). Prawdopodobnie początkowo Filip IV nie zamierzał niszczyć zakonu, chciał się ograniczyć tylko do ataku na jego przywódców. Zmienił jednak plany w momencie, kiedy de Molay pomimo tortur odwołał przyznanie się do zarzucanych mu przestępstw.
Los templariuszy przypieczętowała postawa papieża. Klemens V, choć formalnie templariusze podlegali wyłącznie jemu, najpierw pogodził się z bezprawnym w gruncie rzeczy ich uwięzieniem we Francji, a następnie wydał bullę o kasacie zakonu. Pod presją papieża kroki przeciwko templariuszom podjęli też władcy innych krajów. W odróżnieniu od Francji, gdzie zeznania wymuszano torturami, sędziowie w tych krajach kierowali się prawem. W rezultacie procesy przeważnie kończyły się rehabilitacją i uwolnieniem oskarżonych.
W tym samym czasie de Molay wciąż był uwięziony - kilka razy przenoszono go z miejsca na miejsce. Jego proces odbył się 18 marca 1314 roku, w poniedziałek po św. Grzegorzu (w niektórych opracowaniach można się spotkać z datą 11 marca). Przed wejściem do katedry Notre Dame w Paryżu sądzeni byli razem z wielkim mistrzem jeszcze trzej inni dygnitarze rozwiązanego zakonu. Gdy zostali skazani na dożywotnie więzienie, de Molay i Geoffroy de Charnay, mistrz Normandii odwołali swoje zeznania.
Prowadząca sprawę komisja w tym momencie chciała dostać dodatkowy czas na podjęcie decyzji, ale Filip IV czekać nie zamierzał i nakazał wielkiego mistrza i de Charnay`a spalić na stosie, co stało się jeszcze tego samego dnia. „Widziano ich gotowych do zniesienia ognia w spokoju ducha, tak że u wszystkich świadków wzbudzili oni wielki podziw i zdumienie” – zanotował kronikarz.
W późniejszych przekazach tę scenę opisano jednak inaczej. De Molay z płonącego stosu miał wezwać króla oraz papieża przed Sąd Boży. Nie wiadomo, czy ta wersja jest prawdziwa, ale papież Klemens V zmarł zaledwie kilka tygodni później (20 kwietnia), a Filip IV po kilku miesiącach - 29 listopada.
Do dziś historia templariuszy zawiera wiele tajemnic. Niewątpliwie największy sekret dotyczy legendarnych skarbów, jakie mieli zgromadzić i które rzekomo zdołali ukryć przed chciwym królem Filipem IV. W filmie „Skarb narodów” (2004) z Nicolasem Cagem w roli głównej, fortuna templariuszy zostaje odnaleziona na terenie Stanów Zjednoczonych, zaś w książce Zbigniewa Nienackiego pt. „Pan Samochodzik i templariusze” (1966) - w Polsce.
Z kolei do wersji Wolframa von Eschenbacha o templariuszach – opiekunach świętego Graala nawiązali twórcy filmów „Indiana Jones i ostatnia krucjata” oraz - w pewnym stopniu - „Kod da Vinci” (2006). Jako przewrotnych i pozbawionych rycerskich zasad przedstawił templariuszy Ridley Scott w filmie „Królestwo niebieskie” (2005), zaś autorzy serialu „Knightfall” (2017), w polskiej wersji „Templariusze”) zajęli się historią ich upadku.
Tajemnice skasowanego siedem wieków temu zakonu wciąż nie dają spokoju twórcom popkultury. Od lipca 2023 r. widzowie platformy Netflix mogą oglądać kolejny serial pt. „Pan Samochodzik i templariusze”. „To nijakie kino akcji, które niepotrzebnie podrasowano pod kątem politycznej poprawności” - napisał krytyk Wirtualnej Polski Kamil Dachnij. „Mówiąc wprost, kino obrobione na nowoczesną modłę, nastawione na akcję, właściwie pozbawione ducha powieści” - ocenił.
Skarby templariuszy wciąż czekają na swego odkrywcę.(PAP)
Napisz komentarz
Komentarze