Czołowe zderzenie na dojazdówce

że ci się udało. Ojciec jeszcze wozem drabiniastym a ty już koniem mechanicznym. To jest prawdziwy rozwój. Jeszcze nawet cerata w kolory owocowe leży na stole w kuchni. A matka pichci na kuchnii na węgiel, nad którą wisi makatka z jakimś sloganem o dobrej w kucharce. Taka bawełniania z niebieskim nadrukiem. Przyznaj się, nikt i tak cię nie pozna. Moja matka w Tomaszowie jeździ Seciento z 1999 roku. Gdy nie będzie pracować w specyficznym zawodzie w którym po prostu sama czasem robi zaopatrzenie, gdy nie będzie już tego robić, pewnie będzie rower lub mam nadzieje częstsze autobusy. Gdy nie będzie mogła jeździć na rowerze, to tym bardziej samochodem. Ja w tygodniu mieszkam w większym mieście i nie mam samochodu, choć ojciec zostawił w pełni sprawne auto palące zalediiwe 6 litrów na 100 km (też robił zaopatrzenie ogórki, pomidory itd.) Chcesz wierz, nie chcesz nie wierz. Gdyby wszędzie był transport publiczny taki jak w Warszawie (co pół godziny nawet w nocy masz jakis środek lokomocji który umożliwa ci dojazd nawet na obrzeża miasta, a nawet do ościennych miasteczek - jak Pruszków, Wołomin, czy nawet oddalon o 40 km Otwock - ludzie z Otwocka kończą gimnazjium, a do liceum dojeżdżają do Warszawy... 40 km...), auto jest tylko martnotrawstwem pieniędzy i potencjału emocjonalnego (korki, problem z zaparkowaniem, nerwy na drodze) To tylko z perspektywy właściciela. A otoczenie? Tylko traci. Już pal sześć spaliny, ale strach przejść przez św.Antoniego w Tomaszowie w godzinach 8-16 w sobotę. (co musi się dziać w normalny dzień, gdy cały Ludwików, Wąwał, posesionaci z domków z miejscowosci nad Zalewem, jadą do pracy w Tomaszowie?) Jeszcze by to była jazda 40 km/h, ale typek potrafi ci uliczką między blokami popędzić 60-70 km (Sikorskiego od strony ciepłowni, równoległa dlo Wierzbowej) Tam jest prosty odcinek z 400 metrów. Ostatnio kręcił bączka przy Orlenie... Pierwsze myśli? Podbiec (zaparkował po chwili przed garażem, stłuc szybę, spryskać gazem i uciec) Ludzie idą chodnikiem 5 metrów od ulicy, a tu pół tonowym żelastwem nowy obywatel kręci bączka... Przed sądem po tragedi pewnie by powiedział, że nie chciał, że przeprasza, że wymknęło się spod kontroli. Jechałem jakoś z dwa miesiące temu na wieś, robimy zakręt (40 km/h? Może nawet mniej), nagle przed maskę z pola wyskakuje quad. Przejeżdża z pięć metrów po aswalcie, i stawia pojazd na dwóch pocznych kołach... Zamarliśmy. Nie o niego, o siebie. Nie mówię, że rower bo to jest też grzebanie się z brudnym łańcuchem, zastanawianie się w robocie czy nie ukradli, ale publiczny autobus. Jakoś nigdy nie dostałem po twarzy, jakoś nikt mnie do tej pory nie okradł. Długo by pisać, ale nie mam ochoty się już wyzłośliwać opisując typów, ale podstawowwym powodem posiadana samochodu w Polsce jest zaznaczenie pozycji społecznej lub aspiracji. Najgorzej jest z aspirantami, bo wtedy zaczyna się właśnie popisywanie się, akrobacje i groźne sytuacje. Może tylko jeszcze to: od kiedy wyremontowano ulicę Wandy Panfil w Tomaszowie, zaczęły się piski w nocy, a karetki i policja zaczęła jeżdzić z wyciem syren :( Weekend w weekend. I to nasz blok jest 300 metrów od ulicy, z oknami w inną stronę. Już wolę dziury, niech będzie niewygodnie dla kierowcy, a ciszej dla kilkunastu tysięcy ludzi chcących w nocy wypocząć.