Kiedy Salman Rushdie jesienią 1988 roku opublikował "Szatańskie wersety", był cenionym autorem trzech innych powieści, w tym dyptyku "Dzieci Północy" i "Wstyd". Mijało sześć lat, odkąd uhonorowany został Bookerem, ale właściwie nadal szukał swojego miejsca w literackim świecie. Jego pozycję miała ugruntować czwarta powieść - "Szatańskie wersety" - w której zawarł swoje doświadczenia człowieka żyjącego na styku kultur - muzułmańskiego Hindusa wychowywanego od 13. roku życia w brytyjskich szkołach.
Jak pisał Rushdie w książce "Joseph Anton", w "Szatańskich wersetach" próbował przedstawić pasjonującą go od dzieciństwa historię powstania najmłodszej z wielkich monoteistycznych religii - islamu. Wychowany w muzułmańskiej, choć niespecjalnie religijnej rodzinie Rushdie opisał w "Szatańskich wersetach" Mahometa jako zwykłego człowieka podlegającego wahaniom i emocjom. Tytułowe "szatańskie wersety" to apokryficzny fragment Koranu dopuszczający oddawanie czci lokalnym boginiom z Mekki, który Prorok miał wykreślić z pierwotnej wersji tekstu jako podyktowany przez kuszącego go diabła.
Przez kilka miesięcy po publikacji "Szatańskich wersetów" w Wielkiej Brytanii doszło do kilku muzułmańskich demonstracji przeciwko powieści, ale nic nie zapowiadało tego, co stało się w walentynki 1989 roku. 14 lutego przywódca irańskiej rewolucji ajatollah Chomeini nakazał wiernym zabicie autora "Szatańskich wersetów" oraz wszystkich, którzy przyczynili się do wydania książki "obrażającej islam". O fatwie poinformowała Rushdiego telefonicznie reporterka BBC, pytając, co to za uczucie, dowiedzieć się, że ciąży na nim wyrok śmierci. "Nie jest przyjemnie" - odpowiedział pisarz, nie zdając sobie jeszcze sprawy, że jego życie właśnie nieodwracalnie się zmieniło.
Pierwszą noc po ogłoszeniu wyroku Rushdie spędził jeszcze we własnym domu, ale następnego ranka wraz z żoną rozpoczęli wielomiesięczną tułaczkę po wynajętych domach-kryjówkach. Kontakty z byłą żoną, ukochanym synem i resztą rodziny zostały drastycznie ograniczone, podobnie jak spotkania z przyjaciółmi. Ochraniający go pracownicy Scotland Yardu stali się na dziesięć lat nieodłącznymi towarzyszami samotności pisarza. Wożono go pancernym samochodem, nie miał prawa samodzielnie zrobić kroku, wykonać telefonu. Już drugiego dnia musiał wymyślić nazwisko, pod którym zameldują go w przydrożnym motelu. Tytułowy Joseph Anton to kombinacja imion i nazwisk jego ulubionych pisarzy - Josepha Conrada i Antoniego Czechowa - i pseudonim, pod którym Rushdie żył przez ponad 10 lat.
Pisarz nie czuł się winny - uważał, że w swojej książce opisał powszechnie znane fakty historyczne. Nie liczył na sprawiedliwą ocenę w Indiach i świecie islamskim, gdzie książka została zakazana i czytelnicy nie mogli się z nią zapoznać, ale był przekonany, że zsekularyzowany świat Zachodu stanie po jego stronie, w obronie wolności słowa. Po latach wspomina, że trafił ze swoimi oczekiwaniami na moment najgorszy z możliwych, apogeum poprawności politycznej wobec świata islamu, czas zabiegania o głosy rosnącej w siłę muzułmańskiej społeczności w Europie. Wielka Brytania, której był obywatelem, nie podjęła w jego obronie żadnych kroków dyplomatycznych, choć zapewniała mu ochronę, której koszty wypominały mu co jakiś czas brukowce. Rushdie przeciwko sobie miał nie tylko bulwarową prasę, ale też niektórych kolegów pisarzy.
Przez wiele krajów przewaliły się islamskie demonstracje, których uczestnicy domagali się głowy pisarza, "Szatańskie wersety" palono na stosie, zastraszano wydawców powieści listami z pogróżkami. Włoskiego tłumacza "Szatańskich wersetów" Ettore Capriolo kilkukrotnie pchnięto nożem, japoński tłumacz książki - Hitoshi Igarashi - został zamordowany, w budynkach kilku wydawnictw podłożono bomby. Życie w ukryciu okazało się ciężką próbą, rozpadło się małżeństwo Rushdiego, on sam popadł w głęboką depresję, z której podniósł się dopiero w związku z kolejną partnerką, a potem żoną i matką jego drugiego syna - Elisabeth. Stopniowo, w miarę upływu lat, brytyjscy ochroniarze uznali, że zagrożenie się zmniejsza, możliwe stały się podróże, niezapowiedziane wystąpienia publiczne.
Rushdie wydał kolejne książki: "Harun i morze opowieści", "Ostatnie westchnienie Maura", "Ziemia pod jej stopami", które przyniosły mu nagrody i uznanie. Nowojorska promocja powieści "Furia" zaplanowana była na 11 września 2001 roku. "Zawsze powtarzałem, że to, co mnie spotykało, jest zaledwie prologiem, wstępem do nieszczęść, które dotkną wielu, wielu ludzi" - podsumował Rushdie dzień ataku na WTC w rozmowie z "Daily Telegraph".
W lutym 2002 roku brytyjskie służby uznały, że pisarzowi nie jest już potrzebna stała obecność ochroniarzy. Od tamtej pory Rushdie nadal unikał wystąpień publicznych, starając się jednak prowadzić tak normalne życie, jak to w jego sytuacji możliwe. Jednak fatwa to edykt, którego nie da się odwołać, nagroda za głowę pisarza wciąż oficjalnie obowiązuje. Przez 33 lata od wydania fatwy nawet ją podniesiono o pół miliona dolarów - do 3,3 mln dol.
Po 33 latach od wydania fatwy wyrok próbował wykonać 24-letni wówczas Hadi Matar, Amerykanin o libańskich korzeniach. 12 sierpnia 2022 r. zaatakował Rushdiego podczas panelu dyskusyjnego w Chautauqua w stanie Nowy Jork, raniąc go w szyję, twarz i brzuch. Rushdie przeszedł ośmiogodzinną operację, a lekarze początkowo zakładali, że jej nie przeżyje. Przeżył, ale w lewej ręce ma niedowład, nie widzi na prawe oko. Książka "Nóż" to zapis powrotu pisarza do zdrowia, ale też gest terapeutyczny. Wciąż fizycznie słaby pisarz poczuł dzięki tej książce, że napastnik nie osiągnął swojego celu - głos Rushdiego jest nadal słyszalny.
Środkiem terapeutycznym jest też opisanie dramatycznej sytuacji z poczuciem humoru. "Dlaczego stałem jak sparaliżowany, gdy mnie atakowano?" - zastanawia się pisarz. "Stałem tam jak piniata i pozwoliłem, żeby mnie dźgnął. To było tak, jakbym był głównym daniem na jego talerzu, krwistym stekiem". Gdy lekarze rozcinali mu marynarkę Ralpha Laurena, przez głowę ofiary zamachu przebiegła myśl: "Och, nie mój piękny Ralph...".
Rushdie próbował zrozumieć napastnika, choć nie chciał się z nim spotkać w czasie pisania "Noża". Opisując życie Matara, używa pseudonimu "A", bo nie chce karmić jego żądzy sławy. Młody człowiek o libańskich korzeniach, który urodził się w USA, zradykalizował się podczas wizyty w Libanie i poprzez śledzenie forów internetowych muzułmańskich ekstremistów, co Rushdie nazywa "spotkaniami z Imamem Yutubi". Z "Szatańskich wersetów" przeczytał tylko dwie strony, nie wiedział o swojej ofierze niemal nic więcej. Jego nazwisko nie figurowało w żadnych zestawieniach islamskich ekstremistów. Rushdie pisze: "Nie wybaczę mu sam. Ale też nie odmówię mu wybaczenia, jeśli będzie go chciał".
Jak żyje pisarz po zrealizowaniu się jego najgorszych koszmarów? "Czy jestem tą samą osobą, którą byłem 11 sierpnia, czy teraz jestem kimś innym? Pod pewnymi względami oczywiście jestem zmieniony" - pisze Rushdie, któremu bardzo przeszkadza ubytek wzroku. Za największą stratę uważa to, że dramatyczna historia jego życia przesłoniła nieco jego pisarstwo. "Zmieniłem się w dziwoląga, zawdzięczającego sławę nie tyle swoim książkom, ile niefortunnym wypadkom w życiu" - pisze. Rushdie skończył w czerwcu 77 lat i deklaruje, że chce napisać kolejne książki.
Książka "Nóż. Rozważania po próbie zabójstwa" ukazała się nakładem wydawnictwa Rebis w tłumaczeniu Jerzego Kozłowskiego. (PAP)
Napisz komentarz
Komentarze