O tym, że mamy problem z nadużywaniem alkoholu chyba nie trzeba nikogo przekonywać. Nie dotyczy on tylko Tomaszowa Mazowieckiego, ale wszystkich miast w Polsce, zarówno tych małych, jak i dużych. Mimo różnego rodzaju restrykcyjnych działań sytuacja się nie poprawia. Spożycie wciąż rośnie. Instytucje, takie jak Polska Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, wymyślają coraz to nowsze i coraz głupsze pomysły. Efekt? Żaden. no może poza rosnącym spożyciem.
Nie bez znaczenia jest też, że w okresie ostatnich lat trafiła do Polski duża grupa obcokrajowców, z kręgów kulturowych, w których alkoholem jest napojem wręcz rytualnym. Oczywiście alkoholizm, uznany został za jednostkę chorobową. Osoby nadużywające napoi wyskokowych uznawane są za ludzi chorych. Problem jest jednak w tym, że obok nich chorują też najbliższe im osoby. Rozbite rodziny, nierzadka przemoc. Częste z kolizje z prawem w tym dramatyczne wypadki, pod wpływem alkoholu. Co to wszystko oznacza? Otóż to, że mamy do czynienia z chorobą raczej zjawiskiem o charakterze społecznym.
Czy pomoże nocna prohibicja? Okazuje się, że pomysł jej wprowadzenia nie jest nowy. Przed kilku laty, Urząd Miasta przeprowadzał wśród mieszkańców ankietę. Wynikało z niej, że tomaszowianie nie chcą nocnej sprzedaży alkoholu w swoim mieście. Czy aby na pewno? Z całą pewnością problemem nie jest nocna dostępność alkoholu w sklepach ale fakt, że wokół nich dochodzi do różnego rodzaju przypadków zakłócania porządku. Do tego bałagan, jaki robią nocni imprezowicze. Przykładem jest tu nocny sklep przy Al. Marszałka J. Piłsudskiego. Na awanturujących klientów skarżyli się mieszkańcy kamienicy, w której się on znajduje. Kiedy o ankiecie dowiedzieli się radni postanowili zobowiązać Prezydent do przygotowania uchwały w tej sprawie. Po raz kolejny zwyciężył populizm.
Czy ograniczenie godzin sprzedaży alkoholu spowoduje spadek liczy osób uzależnionych, zmniejszy liczbę policyjnych interwencji, lub ilość pijanych „pacjentów”, trafiających na SOR, a następnie kierowanych na oddział psychiatryczny? Jest to raczej mało prawdopodobne. Zarabiać za to będą meliny i olbrzymie sieci marketów. Dokładnie tak stało się w innych miastach z nocną prohibicją. Przy obecnej liczbie wakatów w Policji niemożliwy jest nadzór nad nielegalnymi punkami sprzedaży. Do tego, do klienta może trafiać alkohol z niepewnych źródeł, a to znaczy, że pacjentów do szpitala. Ucieszą się też właściciele marketów, gdzie większość ludzi robi dzisiaj zakupy. Alkohol będzie kupowany na zapas, a co za tym idzie jeszcze częściej pity.
Może warto powiedzieć to wprost: to nie przez zakazy prowadzi właściwa droga, ale przez wychowanie i edukację. Niezwykle istotne jest tworzenie warunków do osobistego rozwoju, talentów i pasji. Dzieci powinniśmy uczyć budowania społecznych relacji opartych na tradycyjnych wartościach, takich wzajemna pomoc, przyjaźń, solidarność. Dzisiaj tworzymy wychowawczą antytezę takiego sposobu widzenia. Na to jednak potrzebne są pieniądze. I tu przechodzimy do tzw. funduszu kapslowego.
Teoretycznie powinien on być przeznaczany na profilaktykę uzależnień. I właściwie tak właśnie się dzieje. Czy pieniądze można wydawać lepiej? Zapewne tak. Tworząc na przykład szkolne programy, na które radni pomysłów żadnych nie mają. Twierdzą nawet, że ich zadaniem jest kontrolowanie a nie tworzenie mądrych koncepcji. Zresztą i nauczyciele nie są zbyt zainteresowani pracą z dziećmi i młodzieżą poza godzinami karcianego pensum. Dlaczego nie wykorzystywać funduszu do wspierania wybitnie utalentowanej młodzieży? Że się nie da? Osobiście mogę się założyć, że się jednak da.
Na koniec kilka zdań na temat miejskiej izby wytrzeźwień. Naprawdę ktoś może uważać, że takie miejsce jest potrzebne? To typowy relikt PRL-u. W dodatku niezwykle kosztowny. Ktoś, kto zdecydował by w budynku przy Podleśnej (gdzie miała się mieścić) zlokalizować ORDN zrobił naprawdę rzecz genialną. Pijanego człowiek trzeba odwieźć do domu, a agresywnego pijaka na policyjny "dołek". Zamiast tego wiezie się go do... szpitala.
Napisz komentarz
Komentarze