Jak doszło do tego, że została pani zatrzymana za kradzież, której nie było?
W minioną sobotę pojechałam z moim synem do supermarketu. Właściwie to on miał potrzebę tam pojechać. Chciał wejść do sklepu z telefonami. Powiedział do mnie: idź sobie pospacerować a ja załatwię swoją sprawę i do ciebie zadzwonię. Więc poszłam. Nie było go dosyć długo, więc pokręciłam się trochę po tym markecie. W końcu niczego nie kupując wyszłam wyjściem przy kasach. Dziecko było jeszcze w sklepie z telefonami, więc zamieniłam z nim kilka słów i skierowałam się do wyjścia na parking
I co było dalej?
Po drodze spotkałam znajomego. Zatrzymałam się i dłuższą chwilę z nim porozmawiałam. Staliśmy przed wejściem około 20 minut. Ponieważ mój syn wciąż nie przychodził przeszłam na drugą stronę ulicy do drogerii Rossman. Stamtąd pojechaliśmy do domu.
Nikt pani nie zatrzymał?
Nikt. Problem pojawił się następnego dnia...
[reklama2]
Znowu byliście w tym markecie?
Tak. Pojechaliśmy z mężem na zakupy. Kiedy już je zrobiliśmy, zapłaciliśmy w kasie kartą podarunkową i wyszliśmy do holu, nagle podszedł do mnie pan, "wziął mnie pod mankiet" i mówi: poproszę panią na chwilę.
Jak to "pod mankiet"?
Zwyczajnie. Przytrzymał mnie i zaprowadził do swojej pakamerki.
Nie powiedział o co chodzi?
Początkowo nie. Mąż był zaskoczony i nawet przez chwilę myślał, że to może jakiś mój znajomy. Ja się przestraszyłam. Zaczęłam zadawać pytania. Usłyszałam, że pan ten cieszy się, że wreszcie mnie złapał i że już wezwał Policję.
Wreszcie złapał? To jak długo on na panią "polował"?
No tak mi powiedział. Zapytał, czy byłam wczoraj w tym samym supermarkecie. Odpowiedziałam, że tak. On mi na to, że właśnie wczoraj ukradłam w tym sklepie perfumy. Jak to usłyszałam, zaniemówiłam. Zwyczajnie byłam w szoku. Pytam więc o jakie perfumy chodzi. Usłyszałam, że wszystko zostało nagrane na monitoringu.
Gruuubo...
Być może. Tylko sama wiem czy coś ukradłam czy nie. Zażądałam, by mi to nagranie pokazał. Odpowiedział, że ja nie mam prawa go oglądać.
Coooo takiego?
Powiedział, że Policja zaraz przyjedzie i wtedy wszystkiego się dowiem.
Długo czekała Pani na tą Policję?
W sumie nie. Najgorsze jednak było te, że drzwi od pokoju, w którym byłam, pozostawiono otwarte i podparte krzesełkiem. Akurat była zmiana pracowników i każdy kto przechodził musiał mnie widzieć i słyszeć dlaczego się tam znalazłam. Straszny wstyd. Każdy, kto przechodził zaglądał z ciekawości i patrzył kto siedzi w pokoju ochrony.
W końcu przyjechali policjanci
Przyjechali. Zapytali co się stało, więc ochroniarz zaczął opowiadać o tym, jak to dzień wcześniej niby ukradłam jakieś perfumy, że niby wszystko widać na nagraniu. Jeden policjant został więc ze mną w pokoju a drugi poszedł sprawdzać nagranie. W międzyczasie pojawił się drugi ochroniarz i na wstępie, stojąc w tych otwartych drzwiach zawołał na cały głos: witamy panią złodziejkę.
No a gdzie w tym czasie był pani mąż? Przecież na zakupach byliście we dwójkę.
Próbował dostać się na zaplecze sklepu, gdzie się znajdowałam. Został przegoniony. Powiedziano mu, że jest nieupoważniony do tego, by znajdować się w pomieszczeniach, w których mnie trzymano. Grzecznie wyszedł, myśląc, że to nieporozumienie szybko się wyjaśni.
Nieprzyjemna sytuacja...
To mało powiedziane. W międzyczasie wrócił policjant, który poszedł obejrzeć nagranie z monitoringu. Stwierdził, że na nagraniu widać, jak wkładam rękę do torebki. Możliwe, że sięgałam do niej by schować telefon.
To chodząc po supermarkecie nie wolno nam wkładać rąk do torebek i kieszeni?
Widocznie nie. Pytam ochroniarza, że skoro wypatrzył mnie wczoraj, to dlaczego nie zatrzymał mnie od razu. Odpowiedział, że nie zdążył, ponieważ uciekłam ze sklepu. Znowu byłam zaskoczono, bo od wyjścia z sali sprzedażowej spędziłam jeszcze kilkadziesiąt minut w pasażu i na parkingu. Mówię więc, że skoro mają monitoring, to niech sobie sprawdzą. Gdyby zatrzymał mnie dzień wcześniej, wystarczyłoby aby zajrzał do torby i całego tego zajścia by nie było.
Jak się Pani czuła?
Ochrona traktowała mnie sposób nie tylko lekceważący ale wręcz poniżający. Nie miałam szansy niczego wyjaśnić. W ich oczach byłam złodziejką. Nie było mowy o jakimś domniemaniu, podejrzeniach. Od razu w sposób kategoryczny orzeczono o mojej winie. Poczułam się paskudnie. W dodatku na kasach pracują osoby, które mnie znają. Trwało to jakiś czas. W końcu zjawia się policjant i mówi, że kierowniczka sklepu postanowiła wycofać się ze skargi ale warunkiem jest, abym zapłaciła za skradzione perfumy
Których pani nie ukradła?
Przecież to absurd jakiś. Gdybym zdecydowała się na zapłacenie, to tak, jakbym sama przyznała się do winy, której nie popełniłam. Znowu wszyscy wyszli i się naradzali. Trwało to w sumie 3 godziny. Ja się nie przyznaję, oni nie chcą odpuścić. W końcu z komendy ściągnięto referenta, aby spisał protokół. najpierw mówili, że są to perfumy za 19 złotych, później że za 8. W międzyczasie jeden z tych ochroniarzy wyszedł z pokoju i chodził w kierunku kas i informacji opowiadając, jak to udało im się wreszcie złapać złodziejkę. Obok stał mój mąż i to wszystko słyszał.
Ale to tak brzmi, jakby ktoś sugerował, że to nie była jedyna pani kradzież w tym miejscu...
Jestem tam bardzo rzadko. Tego dnia chyba też pan ochroniarz rozpoznał mnie po charakterystycznym szaliku. Wreszcie przyjechał ten referent. Grzecznie się przywitał. Zapytał gdzie pracuję. Odpowiedziałam. Mocno się zdziwił. Powiedział, że mogę spokojnie sobie pójść do domu.
Widocznie obejrzał nagranie i zobaczył coś innego niż ochroniarz.
Wyszło na to, że kradzieży nie było. Wychodzę z tego pokoju i widzę zadowolonego z siebie ochroniarza. Mąż mówi do niego, że chyba należałoby mnie przeprosić. Ochroniarz odpowiedział, żeby go nie rozśmieszać, bo takie są procedury. Odwrócił się i odszedł. Ja rozumiem, że to jest och praca, ale słowo "przepraszam" mi się od nich należało.
Jaka praca? Mają łapać złodziei a nie oskarżać kogo popadnie...
Rozumiem, że każdy może się pomylić. Gdyby mnie przeproszono, nie byłoby sprawy.
No dobrze, ale chyba tak tego nie zostawicie. napisała Pani jakąś skargę?
Byłam u Powiatowego Rzecznika Konsumentów. Pani Agnieszka wyjaśniła mi co i do kogo napisać. Pismo mam już gotowe i zamierzam je w poniedziałek złożyć. Policjanci natomiast zachęcają do złożenia zawiadomienia o przestępstwie popełnionym na mojej osobie przez ochroniarzy. Złość mi już przeszła, ale nie mogę tego tak zostawić.
Ten kac będzie powracał
Mam tego świadomość. Zobaczymy co wyjdzie z mojej skargi.
****
Agnieszka Drzewoska Łuczak, Powiatowy Rzecznik Konsumentów twierdzi, że opisywany przypadek nie jest przypadkiem odosobnionym. Często zgłaszają się do niej niezadowoleni klienci tego właśnie supermarketu, którzy skarżą się, że zostali w sposób niegrzeczny potraktowani przez ochroniarzy i oskarżani o kradzieże, których nie popełnili. Każde takie pomówienie jest bez wątpienia przeżyciem traumatycznym. Rzeczniczka podkreśla jednak, że jej możliwości interweniowania w tego rodzaju konfliktach są ograniczone. Może jedynie doradzić napisanie skargi lub skierowanie sprawy pomówienia na drogę cywilną lub karną.
****
Opisywana historia jest oczywiście prawdziwa. Według informacji uzyskanych w tomaszowskiej Komendzie Powiatowej Policji, nasza bohaterka żadnej kradzieży się nie dopuściła a z nagrań prezentowanych przez ochronę nic nie wynika. Na okoliczność zdarzenia nie sporządzono nawet protokołu. Ślad pozostał jedynie w policyjnym rejestrze zgłoszeń oraz notatnikach policjantów.
****
Osobnym tematem jest natomiast plaga kradzieży sklepowych. W Tomaszowie Mazowieckim dochodzi każdego dnia do co najmniej kilkudziesięciu taki wykroczeń. Ich ofiarami są nie tylko duże sieciowe sklepy, ale także małe osiedlowe sklepiki. To dla nich straty powstałe w ten sposób są najdotkliwsze. Kradną nie tylko ludzie z umownego marginesu społecznego, ale także przedstawiciele niemal wszystkich zawodów, w tym dobrze płatnych i szanowanych profesji.
Napisz komentarz
Komentarze