Gdybyśmy przeanalizowali informacje, jakie publikowaliśmy na łamach naszego portalu na przestrzeni ostatnich kilku lat, a które dotyczyły podobnych zdarzeń, takiego ujścia nienawiści jeszcze nie widzieliśmy. Wynika z tego jasno, że ukierunkowana była ona nie tyle na sprawcę, co w jakiś sposób na całą grupę zawodową. Podobnego oburzenia, jakie miało miejsce w tym konkretnym przypadku nie obserwowaliśmy nawet przy wypadkach z udziałem pijanych kierowców lub tych, gdzie ofiara ginęła na miejscu.
Wystarczyło jedno zdarzenie, by wszelkie oficjalne statystyki, mówiące o zaufaniu do polskich stróżów prawa, poszły z dymem. Prawdę mówiąc trudno się dziwić. Ludzie nie czują się bezpieczni, rzadko widują policyjne patrole, za to niezwykle często spotykamy się z przypadkami organizowania regularnych polowań.
Słowo to jak najbardziej zasadne, ponieważ trudno nazwać inaczej tzw. czynności, kiedy to schowany za zakrętem funkcjonariusz czyha na kierowców, którzy jadą samochodem, zapominając zapiąć pasów bezpieczeństwa. Przypadki podobnych policyjnych akcji można oczywiście mnożyć i bynajmniej nie chodzi mi o poranne kontrole trzeźwości, czy prędkości na niektórych odcinkach tomaszowskich ulic.
Oczywiście sypią się przy okazji mandaty. Są też złe emocje, bo jak tu się nie wkurzyć, nawet jeśli popełniło się drobne wykroczenie, ale jest godzina 7:20 i za dziesięć minut trzeba będzie podpisać listę obecności w pracy. Gdy się człowiek spieszy, to się.... policjant cieszy.
Co prawda sami funkcjonariusze twierdzą, że bardzo często zdarza im się pouczać niesfornych obywateli i że nie każda ich interwencja kończy się mandatem. Czy tak jest rzeczywiście? Wystarczy, że sięgnięcie pamięcią do podobnych zdarzeń z własnym udziałem.
Warto jednak pamiętać, że Policjantów ich przełożeni nie rozliczają z liczby udzielonych pouczeń ale z liczby osób realnie ukaranych.
O poziomie zaufania do polskiej policji świadczy też brak wiary w rzetelne zbadanie okoliczności zdarzenia. Nie poprawiają jej także takie działania jak ukaranie policjantki, która rozbiła nowiutki radiowóz, wymuszając pierwszeństwo na skrzyżowaniu. jedynie pouczeniem przez prowadzącego jej sprawę prokuratora. To oczywiste, że na podobną pobłażliwość w przypadku tak poważnego wypadku zwykły obywatel nie mógłby liczyć.
Przechodząc do zdarzeń z minionej niedzieli. Świadkowie zdarzenia twierdzą, że radiowóz nie jechał jakoś specjalnie szybko. Mówią też, że pani, która została potrącona nie wtargnęła nagle na jezdnię. Podkreślają jednak, że świeciło bardzo intensywne i oślepiające słońce.
Osobiście miałem dwa podobne zdarzenia. W jednym to mnie oślepiło światło, w drugim człowieka, jadącego ulicą podporządkowaną. Zapewne obu dałoby się uniknąć, ale wystarczy ułamek sekundy, by stało się nieszczęście. I może ono dotknąć przedstawiciela każdej grupy zawodowej. Mówienie, że policjant powinien być bardziej ostrożny niż ktokolwiek inny, to zwyczajny truizm (chociaż panie i panowie policjanci, mieszkańcy widzą, kiedy nie zatrzymujecie się na znakach STOP albo przekraczacie prędkość).
[reklama2]
Policjant, który jechał w feralną niedzielę radiowozem to dzielnicowy z siedmioletnim stażem. Został na tę chwile odsunięty od służby, a jego los może przypieczętować skazanie przez Sąd za spowodowanie wypadku drogowego. Człowiek ma żonę i trójkę dzieci. Ma jakiś znajomych, przyjaciół, matkę, ojca. Wszyscy oni czytają to, co napiszecie na jego temat w internecie. Pamiętajcie, że nikt z nas nie żyje na bezludnej wyspie, a wypadki "chodzą po ludziach" i każdemu może się taki przydarzyć.
Ofiarami niedzielnego zdarzenia są dwie rodziny. Przede wszystkim kobiety, która przechodziła przez ulicę, ale też tego dzielnicowego, czyli dwóch osób, które przez zbieg okoliczności znalazły się w zły dzień o złej porze w złym miejscu.
Napisz komentarz
Komentarze