Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 23 lutego 2025 06:24
Reklama
Reklama

A. Malewski wspomina: Kazimierz „KUBA” Cychner

Wczesnym, poniedziałkowym (19.09.2016r) rankiem, po trzydniowym pobycie w Zakościelu na spotkaniu „Z Markiem Karewiczem raz jeszcze”, obudził mnie telefon od mojego przyjaciela, Jurka Lamberta, - „Antek dzisiaj nad ranem zmarł nasz Kaziu Cychner”. Informacja ta zwaliła mnie z nóg, zdążyłem jedynie wybełkotać „O Boże!!! A Kaziu miał być w Zakościelu”. Pierwsze co uczyniłem, zanim telefonicznie powiadamiać zacząłem o śmierci Kazia znajomych, dokonałem wpisu na stronę FB tej oto treści:

Dzisiaj, poniedziałek 19 września, po długiej chorobie zmarł mój przyjaciel KAZIMIERZ "KUBA" CYCHNER. Kaziu był jednym z "ostatnich mohikanów" tomaszowskiego rock'n'rolla. Stały uczestnik spotkań rock'n'rollowych "na chacie" u Wojtka Szymańskiego przy Pl. Kościuszki 17. Członek "Rodziny LITERACKA '62", uczestnik w kawiarni LITERACKA "Spotkania po latach". Stały bywalec mojego cyklu muzycznych spotkań "Herosi Rock'n'Rolla" w Tomaszowie Maz.. DROGI, KOCHANY  PRZYJACIELU POKÓJ TWOJEJ DUSZY

 
                                                           
Mój przyjaciel Kazimierz Cychner towarzyski pseudonimKuba” – urodził się w 1946 roku w Tomaszowie Mazowieckim w dzielnicy Starzyce, gdzie aż do ożenku mieszkał przy ulicy Wspólnej. Pochodziliśmy z jednej dzielnicy, znaliśmy się od dziecka, od przedszkola (dziś starzyckie przedszkole nr.17), choć ja byłem w grupie „starszaków” a Kaziu wraz z młodszym moim bratem Tadeuszem, w grupie młodszej. Nie pamiętam, kiedy koledzy nadali mu pseudonim „Kuba”. Posługiwaliśmmy się nim przez cały okres młodości, a nawet jeszcze długo po ożenku. Wszyscy znajomi i bliscy wiedzieli who is who.

 

Do szkoły podstawowej, jak większość dzieciaków ze Starzyc, uczęszczał „na górkę” do nr 2 (była jeszcze jedna w pobliżu, około 300/350 m  - szkoła nr 7 vis a vis ulicy Głównej) przyszłej, pierwszej w województwie „jedenastolatki”.  W okresie nauki w podstawówce naszemu kolegowaniu się, poświęcaliśmy mało czasu. Tak naprawdę nasza przyjaźń stała się czymś ważnym i trwałym w szkole średniej, a właściwie jak zza żelaznej kurtyny do naszego kraju, do naszego miasta, do naszej dzielnicy przenikał styl muzyczny o dziwnej, egzotycznej nazwie Rock and Roll. Pełna trwałość naszej, wielkiej przyjaźni narodziła się w chwili przekroczenia symbolicznego progu mieszkania (wręcz określić można słowem, klubu) przy Placu Kościuszki 17 czyli próg  chaty Wojtka „Szymona” Szymańskiego.

 

Miejsce kultu i kultywowania stylu Rock’n’Roll. Być w tym miejscu, słuchać tu największych z największych, tego  zakazanego owocu, stylu, dla każdego młodego tomaszowianina, i nie tylko, było wielką, pokoleniową nobilitacją. Nieuchronnie ukształtowało nasz image.

 

Na tej samej ulicy (Wspólna) mieszkało kuzynostwo Kazia, Wacka Kurcówna oraz rodzeństwo Romka i Janek Jankowscy. Wszyscy byli z jednego pokolenia, stanowili razem bardzo silną grupę w rock’n’rollowych szaleństwach w tomaszowskich kawiarniach, klubach czy bardzo modnych w tamtych latach prywatkach. Wspólnie z moim przyjacielem z dzielnicy, Andrzejem Tokarskim (razem z Kaziem byli w klasach równoległych w II LO) dołączaliśmy do „rodzinnej” grupy z ul. Wspólnej udając się razem w miejsca, w których nieustannie brzmiała nasza ukochana muzyka.

 

Jakim człowiekiem był Kaziu „Kuba” Cychner? Powiem tak: w języku polskim brak ciepłych przymiotników, w które można byłoby „ubrać” Jego sylwetkę. Nie wiem czy był w naszym pokoleniu ktoś charakterem, sposobem bycia, podobny do niego. Był inteligentnym, przystojnym, wysokim i uśmiechniętym chłopakiem. Niesłychanie pogodny, nigdy nie zdradzający zdenerwowania, tak mimiką na twarzy jak również w emocjonalnych ruchach ciała. Zawsze, gdy tylko popełnił jakąś gafę, choć nie pamiętam, by czynił to często, stać Go było na słowo „przepraszam” z podaniem ręki, wsparte sympatycznym uśmiechem na pogodnej twarzy. Jeżeli w naszym towarzystwie, wśród znajomych, ktokolwiek mówił o kimś spokojnym, pogodnym, zawsze synonimem tych cnót, wartości był Kazimierz Cychner. Wszyscy kochaliśmy Kazimierza, kochały go dziewczyny, miał wśród „słabej płci” uzasadnione powodzenie. Był wierny swoim zasadom, nigdy ich nie zdradzał i takim pozostał końca dni swoich.

 

 

Był rok 1962 a może 1963 - wakacje, sporą grupą chłopaków wybraliśmy się autostopem na ( Jurek Lambert, Kaziu Cychner, Waldek Kondejewski, Reniek Szczepanik, Zygmunt Pietryniak) organizowany przez tomaszowski ZMS, obóz żeglarski w Sławie Śląskiej leżącej na przepięknej Ziemi Lubuskiej. Było to cudowne wydarzenie obfitujące w wielką wodę (Jezioro Sławskie), słońce, taneczne spotkania, pierwsze miłości i beztroską wolność.

 

Po dwutygodniowej „labie”, wracaliśmy do domu w różnych liczbowo grupach. Ja wracałem z Kaziem i Waldkiem Kondejewskim. Mieliśmy taką oto przygodę: czekając w rowie na samochód, w okolicach Rawicza w kierunku Poznania Kaziu zatrzymał „skrzyniowca” (Star 25) bez plandeki. W szybkim tempie złapaliśmy za swoje plecaki, pomimo lekko padającego deszczu, by znaleźć wygodne miejsce na już zapełnionej autostopowiczami, samochodowej skrzyni. Kiedy zbliżaliśmy się do Poznania zauważyłem, brak swojej Książeczki Autostop i kuponów na kilkanaście tysięcy kilometrów. Natychmiast zatrzymaliśmy pojazd, by z Waldkiem wysiąść i udać się z powrotem, kierunek Rawicz. Ponieważ samochód jechał aż do Rokicin k/Łodzi, pożegnaliśmy się z Kaziem, bo zależało mu by tego dnia dotrzeć do Tomaszowa. Natomiast ja z Waldkiem, w krótkim czasie dotarliśmy w miejsce naszego, ostatniego zgrupowania i … o dziwo w rowie zapakowana w folię leżała moja Książeczka Autostop.

 

 

Do Tomaszowa dotarliśmy nazajutrz przed południem. Jakież było moje zdziwienie, gdy wieczorem w drzwiach mojego mieszkania ukazała się pani Cychner, mama Kazia, z pytaniem, - Tolek czemu mój syn nie przyjechał z tobą, przecież razem wyjechaliście? Przez okres dwóch dni z zrozpaczoną mamą Kazia bardzo przeżywaliśmy Jego nieobecność. Nawet zgłosiliśmy na milicję zaginięcie. Kiedy zjawił się „Kuba”, jakby nigdy nic się nie stało, z pogodną twarzą, oznajmił, - „Bawiłem dwa dni w Łodzi u swoich kuzynów, nie miałem okazji i warunków was powiadomić

.

Kazimierza zaliczam do „Rodziny - Literacka’62”. Od pierwszych dni, jak tylko powstały fajfy taneczne (sierpień 1962r) w kultowej kawiarni. Kaziu był stałym uczestnikiem i wraz z innymi koleżankami, kolegami nie schodził z parkietu. Do „Literackiej” przychodziło  wiele wspaniałych dziewcząt między innymi trzy nierozłączne koleżanki z byłej, nieistniejącej dziś dzielnicy Kaczka, Ewa, Fredka, Ela. Trzy wymienione dziewczyny bardzo dobrze tańczyły „jiva”. Ciągle były przez chłopaków do tańca „rozrywane” a jedna z nich, Fredka, została żoną Kazia.

 

Kiedy w gastronomicznym kombinacie, restauracji/kawiarni „Jagódka” przy ulicy (dziś nie istnieje) Warszawskiej 10/12, w niedzielne przedpołudnie organizowano tzw „Taneczne poranki” (w godzinach 10.00/14.00), Kaziu ze swoim kuzynostwem (Romką, Wacką i Jankiem) zawsze był na przysłowiowym, tanecznym posterunku. Nie tylko naszą „paczką” spotykaliśmy się na tańcach ale również z naszymi dziewczynami wspólnie przebywaliśmy na nadpilicznych „opalankach” na Rajcha czy plaży na przystani „Lechii” (dziś ośrodek OSiR-u). Tworzyliśmy nierozerwalną grupę przyjaciół przyrównując ją do WSPÓLNOTY.

 

Po maturze wraz z drugim kolegą imiennikiem, Kaziem Szmidtem, studiowali w Mławie, w pomaturalnym PST w branży Transport Leśny, które ukończyli po dwu i półletniej nauce. „Kuba” wrócił do Tomaszowa, Kaziu Szmidt (również uczestniczył w moich, muzycznych przedsięwzięciach) ożenił się i pozostał w Mławie na zawsze, aż do śmierci. Kaziu „dyrektorzył” w Zakładzie Przetwórstwa Drzewnego przy ulicy Spalskiej jak również w Zakładzie Drzewnym i Stolarni w pobliskiej Konewce k/Spały. Od pięciu lat był na zasłużonej emeryturze. Mając czas, nie nudził się zbytnio, startował dwukrotnie w telewizyjnej jedynce w programie Roberta Janowskiego „Jaka to melodia?” oraz w programie Tadeusza Sznuka „Jeden z dziesięciu”. Stał się erudytą encyklopedycznej wiedzy i muzyki rozrywkowej.

                                                        

Kiedy rrozpocząłem w Galerii ARKADY cykl muzycznych spotkań „Herosi Rock’n’Rolla” był aż do choroby, stałym uczestnikiem muzycznych spędów, wspierając je, często podpowiadał, co by w tym cyklu ulepszyć by stał się atrakcyjniejszym. Dużo mu zawdzięczam a nawet śmiem twierdzić, że przyczynił się do przetrwania cyklu. Uczestniczył w jubileuszowym „50 spotkaniu z cyklu Herosi Rock’n’Rolla” w Galerii ARKADY czy w spotkaniu w kinie „Włókniarz” z okazji „50 lat Rock’n’Rolla w Tomaszowie Maz” jak również w „Spotkanie po latach” tomaszowskich dinozaurów tworzących podwaliny rock’n’rolla w naszym mieście w byłej, kultowej kawiarni „Literacka”. Był dla mnie nie tylko muzycznym doradcą ale i największym fanem moich muzycznych przedsięwzięć. Często po spotkaniu przegrywałem Mu koncerty na płytę DVD czy muzycznie „układałem” płytę CD.

 

 

Kiedy  zauważyłem, że na moje spotkania Kaziu nie przychodzi, przyznam, że  zakłopotałem się. Po kolejnych Jego nieobecnościach postanowiłem wykonać do niego telefon. Odezwał się, ale wprost nie usprawiedliwiał swojej nieobecności, w jakiś sobie tylko znany sposób, uniknął odpowiedzi, kończąc naszą rozmowę, zapewniał, że - „niebawem wpadnę na „Herosów”. Któregoś dnia jeden z naszych wspólnych znajomych przypadkowo oznajmił mi, że Kaziu ma kłopoty ze zdrowiem, że ma nowotwór, że jest podłamany. Strasznie byłem zaskoczony tą informacją, zrozumiałem Go, dlaczego trzymał swój stan zdrowia w tajemnicy. Ale także docierały do mnie informacje, że czuje sie lepiej, co mnie uśpiło.

 

Pod koniec sierpnia zmarł nasz wspólny przyjaciel, Jurek DEREŃ. Gdy do mnie dotarła ta informacja, pierwszą osobą do której wykonałem telefon był Kaziu. Bardzo długo rozmawialiśmy, wspominając nasze wspólne „przygody”. I te śmieszne i te przykre. Rozmowa nasza trwała blisko 30 minut i nic nie wynikało z niej, że Jego stan się pogorszył. Okazało się, że był to nasz ostatni kontakt, że była to nasza ostatnia rozmowa.

 

W piątek 23 września 2016 w pogodne i słoneczne południe w kaplicy cmentarnej Miejskiego Cmentarza przy ul. Smutnej ksiądz Edward Wieczorek, kolega szkolny Kazimierza, celebrował pożegnalną mszę przyjacielowi z ławki szkolnej, po której prochy zmarłego wyprowadzono z kaplicy i pochowano w grobie rodzinnym. Najbliższa Rodzina (żona Alfreda, córka z mężem, wnuczkami), przyjaciele z ławki szkolnej, koledzy, znajomi, sąsiedzi żegnając zmarłego w bólu, skupieniu wydawało się, jakby chcieli wykrzyczeć - Kaziu, tak nie można. Coś Ty nam zrobił. Dlaczego odszedłeś???

 

Wyrazy współczucia dla Rodziny, Bliskich, Przyjaciół

                                                                               Przyjaciel  Antoni Malewski


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Antek Malewski 26.09.2016 21:45
Opisuję FOTO: 1. Kino "Włókniarz", jubileusz "50 lat Rock'n'Rolla w Tomaszowie Mazowieckim" od lewej: Mirek Orłowski, Jurek Dereń (zmarł pod koniec sierpnia 2016r), Fredka Jędrzejczyk - Cychner oraz Basia Goździk (właścicielka księgarni Pl. Kościuszki 22 a na jej ramieniu z położoną głową Kaziu Cychner, mąż Fredki 2. Była kawiarnia "Literacka". promocja mojej drugiej i trzeciej książki ("A jednak Rock'n'Roll", "Rodzina Literacka '62") w drugim rzędzie, w środku w szarym swetrze w czarne pasy Kazimierz Cychner.

Opinie

Ekspert: media społecznościowe to szerokie audytorium, ale o sile przekazu decyduje algorytm

Media społecznościowe należą do prywatnych firm, które mogą wpływać na siłę przekazu, nad czym użytkownicy nie mają kontroli. Używanie ich przez polityków jako głównego kanału komunikacji z obywatelami może podważać zaufanie do mediów tradycyjnych – uważa politolog i medioznawca dr Wojciech Maguś z UMCS.Data dodania artykułu: 22.02.2025 10:22
Ekspert: media społecznościowe to szerokie audytorium, ale o sile przekazu decyduje algorytm

Grypa szaleje, a Polacy nie słuchają zaleceń. Eksperci alarmują. W lutym odnotowano już 295 tys. zakażeń

Podczas przeziębienia lub grypy 40,1% Polaków mierzy temperaturę ciała dopiero po wystąpieniu objawów gorączkowych. 27,9% chorych robi to raz na dobę, a 21,3% – kilkakrotnie w ciągu 24 godzin. Do tego 77,5% rodaków nie notuje uzyskanych pomiarów. Zaledwie 7,4% badanych zapisuje je i 2,6% robi to dość sporadycznie. Eksperci komentujący wyniki raportu alarmują, że Polacy najwyraźniej nie słuchają zaleceń lekarzy. Z kolei GIS informuje, że tylko w styczniu br. zachorowało na grypę ponad 300 tys. osób, a w lutym odnotowano już 295 tys. zakażeń. Od początku stycznia hospitalizowano z rozpoznaniem grypy i jej powikłań ok. 23 tys. pacjentów. Natomiast od września ub.r. zmarło z tego powodu ok. tysiąca osób. Jednak Polacy jakby nie do końca zdają sobie sprawę z powagi sytuacji.Data dodania artykułu: 21.02.2025 17:33
Grypa szaleje, a Polacy nie słuchają zaleceń. Eksperci alarmują. W lutym odnotowano już 295 tys. zakażeń

MRPiPS: jest projekt przebudowy modelu orzekania o niepełnosprawności

Komitet Monitorujący FERS zatwierdził projekt przebudowy modelu orzekania o niepełnosprawności oraz uporządkowania systemu świadczeń - poinformowało w piątek ministerstwo rodziny. Resort dodał, że nowy system uwzględnia postulaty osób z niepełnosprawnościami, w tym orzekanie przez specjalistów z danych dziedzin.Data dodania artykułu: 21.02.2025 17:21
MRPiPS: jest projekt przebudowy modelu orzekania o niepełnosprawności
ReklamaSklep Medyczny Tomaszów Maz.
ReklamaSklep Medyczny Tomaszów Maz.
Reklama
Reklama
Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem

Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem

Skarpetki nieuciskające DEOMED Cotton Silver to komfortowe skarpetki zdrowotne wykonane z naturalnej przędzy bawełnianej z dodatkiem jonów srebra. Skarpety ze srebrem Deomed Cotton Silver mogą dzięki temu służyć jako naturalne wsparcie w profilaktyce i leczeniu różnych schorzeń stóp i nóg!DEOMED Cotton Silver to skarpety bezuciskowe, które posiadają duży udział naturalnych włókien bawełnianych najwyższej jakości. Są dzięki temu bardzo miękkie, przyjemne w dotyku i przewiewne.Skarpetki nieuciskające posiadają także dodatek specjalnych włókien PROLEN®Siltex z jonami srebra. Dzięki temu skarpetki Cotton Silver posiadają właściwości antybakteryjne oraz antygrzybicze. Skarpetki ze srebrem redukują nieprzyjemne zapachy – można korzystać z nich komfortowo przez cały dzień.Ze względu na specjalną konstrukcję oraz dodatek elastycznych włókien są to również skarpetki bezuciskowe i bezszwowe. Dobrze przylegają do nóg, ale nie powodują nadmiernego nacisku oraz otarć. Dzięki temu te skarpety nieuciskające rekomendowane są dla osób chorych na cukrzycę, jako profilaktyka stopy cukrzycowej. Nie zaburzają przepływu krwi, dlatego też zapewniają pełen komfort przy problemach z krążeniem w nogach oraz przy opuchnięciu stóp i nóg.Skarpetki DEOMED Cotton Silver są dostępne w wielu kolorach oraz rozmiarach do wyboru.Dzięki swoim właściwościom bawełniane skarpetki DEOMED Cotton Silver z dodatkiem jonów srebra to doskonały wybór dla wielu osób, dla których liczy się zdrowie i maksymalny komfort na co dzień.Z pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów Honorujemy Tomaszowską Kartę Seniora 
Reklama
Czy tak powinno wyglądać Liceum

Czy tak powinno wyglądać Liceum

Od kilkunastu lat na oświatowej mapie powiatu tomaszowskiego funkcjonuje zespół szkół "katolickich". Jego integralną częścią jest też liceum. Szkoły prowadzi Katolickie Stowarzyszenie Oświatowe im. Św. Ojca Pio. Liceum nadano imię Niepokalanego Serca Najświętszej Marii Panny Królowej Polski. Zasłynęło jakiś czas temu, że żaden uczeń w nim nie zdał egzaminu maturalnego. Biorąc pod uwagę liczbę uczniów, może nie jest to nawet jakoś specjalnie problematyczne. Problemów należy szukać gdzieś indziej. Przyjrzeliśmy się dokumentom, które dotyczą funkcjonowania liceum w okresie minionych kilku lat. Wniosek nasuwa się jeden. To Liceum po prostu należy zlikwidować.
Kucharski szacuje: 2, 4 a może 10 milionów. To już prawdziwy kabaret.

Kucharski szacuje: 2, 4 a może 10 milionów. To już prawdziwy kabaret.

Internetowe szaleństwo trwa. Nagonka na prezydenta miasta i jego rodzinę, którą zainspirował (jak sam się przyznał na swoim profilu internetowym) radny Kazimierz Mordaka, rozkwita w najlepsze. Tomaszowski przedsiębiorca na swoim facebooku nie czuje zażenowania, za to przyciąga niemal wszystkich tomaszowskich hejterów. Każdego, kto ma inną opinię Pan Kazimierz Mordaka blokuje. Intencje są dosyć oczywiste. Piotr Kucharski jest w swoim żywiole. W każdym kolejnym wpisie "dokręca śrubę". W ciągu dwóch dni z domu letniskowego zrobił willę z podziemnym garażem. Jej wartość w szybkim czasie urosła już do 4 milionów złotych. Aż strach pomyśleć, co będzie dalej. Radny przysłał do nas też wniosek o sprostowanie naszego artykułu na temat wyjazdu do Wisły ludzi, których prześmiewczo określiliśmy mianem "Mordaka Patrol". Popatrzcie zresztą sami, czego domaga się Kucharski. Chciałbym też, jako redaktor naczelny portalu podkreślić, że nie mamy problemu z publikacją sprostowań. Ne mogą one jednak być oparte na czyimś widzimisię ale na udokumentowanych faktach.
Reklama
Reklama
Reklama

Napisz do nas

Zachęcamy do kontaktu z nami za pomocą formularza. Możecie dołączyć zdjęcia i inne załączniki. Podajcie swojego maila ułatwi to nam kontakt z Wami
Reklamawłączenie społeczne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama