Wracając do domu przez centrum, postanowiłam wraz z 5 letnim synem iść na renifera. Moje zaskoczenie było duże, gdyż na kamiennych płytach czekała dwójka małych dzieci, aby móc na chwilę usiąść w saniach.
15 minut później dzieci czekały dalej. Ja z synem także. Dlaczego tak długo? W saniach siedziała para "dzieciaków" bawiąca się telefonami, przytulająca się i śmiejąca z czekających.
Mama z dwójką wspomnianych dzieci odeszła bez słowa. Ja z kolei spytałam się czy mają zamiar długo tak siedzieć. Chłopak odpowiedział, że owszem i prosto w oczy zaczął się śmiać. Spytałam co go tak śmieszy? W odpowiedzi dziewczyna zaczęła mnie uświadamiać, że jestem w miejscu publicznym i się nie bluźni. Wiedząc, że się nie pogadamy odeszłam z synem kilka kroków i zrobiłam zdjęcie do którego para ochoczo machała i śmiała się.
Dzieci na sanie nie weszły. Będąc koło Masoko zauważyłam, że w końcu zabawa im się znudziła.
Wieczorem, kiedy ludzi jest ogrom każdy potrafi wejść, zrobić zdjęcie i w miarę szybko wyjść. Ja także to potrafię a jak dziecko chce jeszcze raz wejść do sań to najzwyklej w świecie idę do kolejki i znów czekam.
Jednak jak widzę ludzie, którzy uważają się za dorosłych są na poziomie mojego syna... pięcioletniego. Chociaż nie. On potrafi zrozumieć że są też inni.
Imię i nazwisko do wiadomości redakcji
Napisz komentarz
Komentarze