Szefowa Platformy Obywatelskiej kandydowała na urząd Prezydenta Tomaszowskiego w ramach koalicyjnego komitetu, którego członkowie często sami siebie określali mianem "antypisu". Zgodnie z nowymi uregulowaniami prawnymi nie ma już możliwości (wcześniej było to możliwe), by kandydować równocześnie do gremiów samorządowych różnego szczebla. Oznacza to, że pretendent do prezydenckiego fotela nie może równocześnie ubiegać się o mandat radnego powiatu. Może natomiast występować na liście do Rady Miejskiej.
Czy ma to sens? Tak naprawdę trudno się go doszukać. Bo niby dlaczego kandydat na Prezydenta w razie porażki nie mógłby być radnym w powiecie, szczególnie jeśli ma odpowiednie doświadczenie i na przykład sprawował mandat radnego w tym samorządzie 2-3 kadencje. Ograniczenie jest poważne. Nic nie stoi bowiem na przeszkodzie by mieszkaniec Brzustowa w gminie Inowłódz został prezydentem miasta, jednak ustawa zabrania mu sprawowania mandatu radnego w mieście lub gminie, w której na stałe nie zamieszkuje.
I na tym właśnie polega problem zgłaszany komisarzowi wyborczemu, a który dotyczy niedawnej kandydatki na prezydenta miasta. Autor (autorka) zawiadomienia pisze, że cyt. "Pani Barbara Klatka nie jest, nigdy nie była i nadal nie jest mieszkanką Tomaszowa Mazowieckiego. Pani Barbara Klatka od wielu lat, aż po dzień dzisiejszy wynajmuje mieszkanie z zasobów gminnych. Mieszkanie, w którym mieszka wraz z rodziną znajduje się na terenie szkoły podstawowej w Brzustowie. Pani Barbara Klatka posiada jedynie meldunek w Tomaszowie Mazowieckim, pod którym absolutnie nie przebywa na co dzień. Owy meldunek pojawił się na kilka dni przed zarejestrowaniem list Komitetu Wyborczego Koalicji Obywatelskiej. Pani Barbara Klatka na co dzień pracuje w Łodzi a po pracy wraca do stałęgo miejsca zamieszkania w Brzustowie".
Autor pisma wskazuje też, że jako mieszkanka gminy Inowłódz Barbara Klatka jest członkiem Gminnej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Żądając wygaszenia mandatu radnej powołuje się na art. 10 par. 1 pkt. 3 Kodeksu Wyborczego. Zgodnie z jego brzmieniem przez stałe zamieszkiwanie należy rozumieć przebywanie na terenie jakiejś miejscowości z zamiarem stałego pobytu. Ma to szczególnie istotne znaczenie, ponieważ od jakiegoś czasu nie ma już w Polsce tzw. obowiązku meldunkowego.
W przypadkach, kiedy mieszkaniec jakiejś miejscowości w niej zamieszkuje bez meldunku o jego prawach wyborczych decydują inne czynniki takie jak np. zadeklarowane miejsce płacenia podatków. Urzędnicy wyborczy mają też możliwość weryfikacji miejsca stałego pobytu poprzez żądanie różnego rodzaju dokumentów potwierdzających oraz przeprowadzając wywiad środowiskowy.
Pismo, o którym mowa podpisane jest nazwiskiem Sylwii Koszarnej z partii .Nowoczesna. Już na pierwszy rzut oka widać, że nie wygląda to zbyt wiarygodnie. Nazwiskiem polityczki ktoś się zwyczajnie posłużył a ona sama jest mocno zaskoczona informacją, że "złożyła" wniosek o wygaszenie mandatu Barbary Klatki. Kategorycznie zaprzecza, że jest jego autorką. Przesłała nam też oświadczenie w tej sprawie (przepraszając, że jest napisane odręcznie).
- Ze względu na fakt, że jestem, osobą publiczną oraz że posiadam nazwisko, które w zamieszkałym przeze mnie regionie jest nazwiskiem bardzo rzadkim, a wszyscy posiadający je są moją bliska rodziną z dużą dozą pewności stwierdzam, że osoba podpisująca się pod w/w pismem moim nazwiskiem podszywa się pode mnie, co jest przestępstwem z art. 190 par. 2 KK - czytamy w oświadczeniu, które w całości prezentujemy naszym czytelnikom.
Używanie cudzego nazwiska w celu odsunięcia od siebie podejrzeń za coś co się samemu zrobiło trudno jest nawet komentować. To nie jest zwykły anonimowy donos ale też naruszenie dóbr osobistych osoby trzeciej. Tak to należy ocenić i to nie zależenie od słuszności lub niesłuszności zarzutów kierowanych pod adresem Barbary Klatki.
Podobnego zdania jest Arkadiusz Gajewski, który pismo nazywa wprost sk...wem. Zapowiada też awanturę polityczną - Zrobimy z tego awanturę, że 6000 ludzi chce ktoś ubeckimi metodami odebrać przedstawiciela w samorządzie - komentuje, zapominając, że w miejsce jednego radnego wchodzi zazwyczaj inny przedstawiciel tego samego komitetu.
Odrębnym tematem jest czy komisarz wyborczy podejmie temat, czy list został skierowany tylko do władz miasta i dziennikarzy, czy faktycznie trafił na biurko w delegaturze PKW w Skierniewicach. Już wkrótce się tego dowiemy, oraz tego, jakie będą dalsze losy tej sprawy. Poprosiliśmy także o komentarz samą zainteresowaną i czekamy na oświadczenie w tej sprawie, które oczywiście opublikujemy.
Napisz komentarz
Komentarze