Nie oszukujmy się. Każdy, kto zostaje wybrany na urząd prezydenta miasta, chciałby otoczyć się ludźmi, do których będzie miał nieograniczone zaufanie. Wymiana kadr nie jest niczym nowym ani chyba też niczym złym, o ile odchodzących pracowników zastąpią faktyczni specjaliści.
Świeża krew, świeże spojrzenie... przecież to jest to, czego oczekujemy przy okazji każdych kolejnych wyborów parlamentarnych. Pal sześć nawet partyjnych funkcjonariuszy, byleby tylko na czymś się znali, mieli jakieś doświadczenie, poza roznoszeniem ulotek i organizacją wyborczych spotkań.
Posady prezesów miejskich spółek to dobrze płatne synekury, mamy prawo więc oczekiwać, że opłacane przez nas (jako podatników) osoby, będą prawdziwymi fachowcami a nie jedyni łowcami politycznych stołków. Nie ma tu czasu na naukę i wynagradzania tej nauki kwotą 10 tysięcy złotych co miesiąc. Tomaszów zmarnował już wystarczająco dużo czasu i nie stać nas na żadne eksperymenty.
Spółki prawa handlowego, świadczące usługi komunalne na rzecz mieszkańców miasta, mają charakter strategiczny. Ich funkcjonowanie ma bezpośredni wpływ na nasz poziom życia oraz codzienne koszty, jakie musimy ponosić w związku normalnym egzystowaniem. Chodzi tu oczywiście o czynsze, opłaty za ciepło, wodę i ścieki, ale też czystość, nowe ulice, chodniki. Miasto to system naczyń połączonych a wszystko musi kosztować.
Nie chcę oceniać dzisiaj samej fachowości osób powołanych na stanowiska prezesów. Przyjdzie czas zapewne i na to. Chciałbym jedynie zwrócić uwagę, na kilka moim zdaniem, bardzo istotnych czynników.
Przede wszystkim okazuje się, że tomaszowski PiS mocny jest tylko w kościele. Kiedy przychodzi do obsadzania najważniejszych w mieście stanowisk, ławka okazuje się króciutka i właściwie mało kto do czegokolwiek się nadaje. Jeśli się nadaje, to nie jest godny zaufania. Brakuje więc nie tylko specjalistów w różnych dziedzinach ale również kadry zarządczej, zdolnej do kierowania zespołem ludzkim.
Ściąga się więc kogo popadnie, byle tylko był "nasz" lub "ich" lub miał czyjeś "namaszczenie" i można było się przy okazji przypodobać komuś na górze (i nie chodzi mi oczywiście o Pana Boga). Okazuje się wtedy, że Marcin Witko jest prezydentem miasta nominalnym, a faktyczne władztwo sprawuje tu całkowicie inny Marcin.
Oczywiście ktoś może powiedzieć: w Tomaszowie w ogóle brakuje fachowców. Faktycznie może się tak wydawać, bo część z nich wyemigrowała z miasta za chlebem i pracuje na stanowiskach kierowniczych różnych szczebli w międzynarodowych korporacjach.
Ci ludzie tu nigdy nie wrócą, bo tam mają zagwarantowaną stabilność zawodową i niemal pewny awans, jeśli będą wystarczająco dużo i ciężko pracować (no ok, trochę teoretyzuję, bo przecież wszędzie liczą się układy i układziki albo to, co ktoś ma pod spódnicą, a nie w głowie). W Tomaszowie nie mogą liczyć na żadną ścieżkę awansu zawodowego, bo zawsze w jakiejś partii znajdzie się ktoś bardziej "wybitny" i "lepiej przygotowany". Nawet jeśli ktoś użyje konkursu, jako listka figowego, to najczęściej jest to konkurs ustawiony.
Mimo to, są jednak tacy, którzy chętnie do Tomaszowa by wrócili, aby tu dzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem z dala od nerwowości i zgiełku wielkiego miasta, często też po to zaopiekować się osamotnionymi i usychającymi z tęsknoty rodzicami, bo przecież starych "drzew się nie przesadza" o one "umierają stojąc" wpatrzone w okna zza poszarzałych firanek.
Warto być może, tym matkom i ojcom, których dzieci wyemigrowały w poszukiwaniu lepszej pracy wytłumaczyć, że teraz zaopiekują się nimi PiS-sowscy działacze partyjni, którzy właśnie do Tomaszowa adoptowani są z różnych krańców Polski. Wielu tych samotnych emerytów oddało przecież swój głos za namową tego, albo innego księdza proboszcza i przyczyniło się do pogłębiania swojej własnej tęsknoty.
Daje się też zauważyć pewna ciekawa prawidłowość. Partyjnych "speców" nie ma nigdzie tam, gdzie wymagana jest specjalistyczna wiedza z jakiegoś zakresu, gdzie trzeba podpisywać decyzje i ponosić za nie (również materialną) odpowiedzialność. Pojawiają się, gdy konfitury można spożywać w miarę bezpiecznie, nie ponosząc zbyt wielkiej odpowiedzialności.
Chwała Marcinowi Witko za to, że ściąga do Tomaszowa młodych ludzi, kiedy większość młodzieży z stąd ucieka, ale intratne stanowiska w spółkach szybko się skończą i co poza nimi nasze miasto (także partyjnym młodzieżówkom) będzie miało do zaoferowania?
Oczekiwałbym tu ludzi energicznych, kreatywnych i przedsiębiorczych w zakresie zakładania i prowadzenia własnych biznesów. Tymczasem pisowscy imigranci to raczej konsumenci tego, co obywatele Tomaszowa wypracują, podczas gdy miasto potrzebuje producentów wartości dodanej.
Od dawna twierdzę, że nie ma u nas żadnej lewicy ani prawicy. Partie głównego nurtu wszystkie mają PRL-owski rodowód i wszystkie przesiąknięte są "komuną". Ci, określani prawicą, głoszą socjalistyczny populistyczno - roszczeniowe hasła, a ci, którzy lubią mówić o sobie lewica, okazują się gospodarczymi liberałami i antysocjalistami w prowadzonych przez siebie firmach. Wydawać by się mogło, że linia podziału przebiegnie wzdłuż światopoglądu i stosunku do wiary i kościoła. Nic z tego, bo najwięcej przez kościelnymi ołtarzami klęczą spadkobiercy PZPR-u.
Reklama
Prawym okiem: PiS-dominium
Witkowyje, to termin, jaki usłyszałem dzisiaj od jednego z urzędników magistrackich, kiedy wybrałem się posłuchać obrad Rady Miejskiej. W ten sposób pracownik ten skomentował zmiany personalne w mieście oraz w spółkach podległych prezydentowi.
- 27.02.2015 12:58 (aktualizacja 26.09.2023 22:38)
Napisz komentarz
Komentarze