Po złocie Zbigniewa Bródki w biegu na 1500 metrów, nasze nadzieje medalowe wiązaliśmy z występami sztafet. Trudniej mieli panowie, bowiem ci dopiero podczas grudniowych zawodów Pucharu Świata w Berlinie zdołali wywalczyć przepustkę na Igrzyska. Miejsce rankingowe w pod koniec "ósemki" oznaczało, iż z piekielnie silną Holandią będziemy jechać już w półfinale.
Polacy w ćwierćfinałowym biegu zmierzyli się ze znakomitymi Norwegami, której gwiazdorem jest Havard Bokko, multimedalista Mistrzostw Świata, brązowy medalistą biegu na 1500 metrów z Vancouver.
Drużyna w składzie Zbigniew Bródka, Konrad Niedźwiedzki, Jan Szymański stoczyła zacięty bój ze Skandynawami. Norwegowie prowadzili przez 5,5 okrążenia, jednak Polacy trzymali dystans, tracąc do rywali nieco ponad sekundę. Na 12 pomiarze czasu rywale tracili do Polaków 0,22 sekundy, która na 200 metrów przed metą stopniała do 0.08 sec. Nasi panczeniści jednak pokazali charakter i na mecie zjawili się o blisko pół sekundy przed Norwegami.
W półfinale zmierzyliśmy się z niesamowitą Holandią. Polacy odpuścili wyścig, oszczędzając siły na walkę o trzecie miejsce z Kanadą. Przegraliśmy w stylu niegodnym półfinalisty, jednak w głowach przeważała logika bowiem z "pomarańczowymi" i tak nie mieliśmy szans, a jednak w sobotę czekał nas bieg o „brąz”.
Bieg o brązowy medal Polacy rozpoczęli ze stratą 0,35. Po dwóch okrążeniach przewaga Kanadyjczyków wynosiła już ponad dwie sekundy (2.23). Na siódmym pomiarze czasu traciliśmy do reprezentantów kraju klonowego liścia już 2.33 i wydawało nam się (a przynajmniej mnie laikowi) że strata ta będzie nie do odrobienia. Polacy jednak rozegrali ten bieg perfekcyjnie. Z metra na metr przewaga rywali topniała, a na półtora okrążenia przed końcem Polacy wyszli na prowadzenie, dowożąc je do końca. Jedyny kolor krążka, jaki tak na prawdę nasi chłopcy mogli wywalczyć drużynowo na tych Igrzyskach przyjedzie do Polski.
Wygrali Holendrzy, którzy po znakomitym boju pokonali reprezentantów Korei Południowej.
Panie w składzie Natalia Czerwonka, Luiza Złotkowska, Katarzyna Bachleda - Curuś stoczyły jednostronny pojedynek z Norweżkami. Przewaga Polek na mecie wyniosła blisko 3 sekundy. Jednak trzeba przyznać, że to zaledwie trzy sekundy, bowiem Polki osiągnęły na torze tak dużą przewagę, iż w końcowej fazie wyścigu wysilać się nie musiały. Dzień później w półfinale nasze panie zmierzyły się z gospodyniami Igrzysk, podopiecznymi Pawła Abratkiewicza - Rosjankami.
Od pierwszego wystrzału z pistoletu reprezentantki Polski narzuciły bardzo dobre tempo, które utrzymały do końca. Przez blisko cały bieg przewaga naszych panczenistek oscylowała w granicach: pół sekundy. W końcowej fazie wyścigu Rosjanki opadły z sił i na metę przyjechały ze stratą półtorej sekundy. Polki mogły być pewne srebrnego medalu! Po kilku minutach okazało się, iż Abratkiewicz miał jednak powody do zadowolenia, bowiem w pojedynku o brązowy medal "Sborna" pokonała Japonię.
Apetyty rosły w miarę jedzenia, czekaliśmy na walkę o złoto, ale nie doczekaliśmy się. W składzie nastąpiła zmiana: Natalię Czerwonkę zastąpiła Katarzyna Woźniak. Dobry gest kadrowiczek w stronę koleżanki. Gdyby Woźniak nie wystąpiłaby w finale, nie dostała by medalu. Nas kibiców wciąż interesowało złoto. Teorii zapewne było mnóstwo: „Być może jedna z Holenderek się przewróci, albo zakwasi mięśnie”. Szanse były niewielkie, ale jednak były - Igrzyska w Soczi pokazały już nie jedno oblicze. Polki niestety już przed startem zadowoliły się "srebrem" i fani panczenów obejrzelinudny i jeden z najgorszych finałów w tych igrzyskach. Holenderki wyprzedziły nasze dziewczyny o ponad siedem sekund. Tak naprawdę nasze dziewczęta nawet nie starały się zmusić rywalek do błędu jadąc rekreacyjnie. Brakowało tylko że w trakcie wyścigu pomachały do publiczności. Zapachniało trochę brakiem profesjonalizmu, ale wygrała idea igrzysk i Woźniak medal otrzymała.
Polska Reprezentacja łyżwiarzy szybkich w Soczi zdobyła trzy krążki - 1 złoty, 1 srebrny, 1 brązowy, W tabeli medalowej tej konkurencji Polacy są twórcami sensacji zajmując drugie miejsce. Nasi rodacy w tyle pozostawili m.in. znakomitych Kanadyjczyków i Amerykanów. Trener Wiesław Kmiecik wraz z trenerami klubowymi zawodników i zawodniczek przez cztery lata wypracował sukces, który w najbliższych latach jest nie do powtórzenia. Tomaszowianin przez kolejne cztery lata w środowisku łyżwiarzy szybkich, będzie chodził z głową uniesioną bardzo wysoko - niewątpliwie na to zasłużył.
Napisz komentarz
Komentarze