Powód nie zaprezentowania go w ARKADACH był prosty, nie posiadałem żadnych koncertów czy innych materiałów filmowych z tym artystą. Odtwarzanie samej muzyki, piosenek z płyty CD nie zaspokoiłoby oczekiwań osób przychodzących na moje spotkania. Pod koniec lat 90-tych ubiegłego wieku mój przyjaciel Andrzej Tokarski zamieszkujący w Chicago, przysłał mi dwie płyty CD z największymi hitami Darina. Rozbudziły one muzyczne wspomnienia z okresu "Literackiej" czy spotkań na "chacie" u Wojtka Szymańskiego. Andrzej obiecał mi, że wkrótce dośle jego koncerty, lecz ciężka choroba, zmagania z nią, w konsekwencji śmierć, spowodowały, że nie spełnił swojej obietnicy.
Kiedy otrzymałem przesyłkę z Nowego Jorku z wieloma płytami DVD od Wojtka Szymona, na jednej z nich znalazł się przepiękny koncert Bobby Darina. W mojej głowie natychmiast zaświeciło światełko - Antek musisz w Galerii ARKADY poświęcić jedno ze spotkań w swoich „Herosach” ukochanemu przez wszystkich, idolowi.
Po wrześniowym spotkaniu w 2006 roku, które poświęciłem, ulubionemu, przeważnie przez kobiety choć nie tylko, Royowi Orbisonowi, rozpocząłem przygotowania kompletując materiały (zrobienie filmowej czołówki, przygotowanie informacji do lokalnej prasy, zapowiedź filmowa w TV Teletop, zrobienie plakatów) o Bobby Darinie, otrzymałem zaskakującą informację. Na moją pocztę mailową dotarł list z Kanady od Edka Wójciaka, który od ponad 20 lat mieszkał w kanadyjskim Toronto. List, właściwie była to prośba, bym pomógł mu zorganizować w Tomaszowie Mazowieckim promocję jego drugiej książki zatytułowanej "Zupa z Króla".
Edek otrzymał w Kanadzie marcowe wydanie TIT-u, w którym ukazała się recenzja książki Zupa z Króla, a powyżej na tej samej stronie, druga relacja z Galerii ARKADY ze spotkania z Chuckiem Berry’m. Oba artykuły napisane były przez Janka Pampucha. Te dwie recenzje podsunęły Edkowi pomysł by promocja jego książki, przy mojej pomocy, miała miejsce w ARKADACH.
Właśnie w Galerii ARKADY na długo przed wyjazdem z Polski, po rewitalizacji „końskich jatek” Edward Wójciak podjął pierwszą pracę (Galeria podlegała wówczas pod Wydział Kultury Urzędu Miasta) w tak zwanej tomaszowskiej kulturze. Doprowadzenie do spotkania promującego książkę Zupa z Króla w ARKADACH, byłoby dla niego pięknym, retrospekcyjnym powrotem do przeszłości.
Do książkowego benefisu w Galerii ARKADY doszło w piątek w dniu 13 października 2006 roku, żeby było ciekawiej w jego imieniny. Właściwie to ja zsynchronizowałem spotkanie piątkowe (13) z sobotą (14), w którą to w tym samym lokalu miało odbyć się moje spotkanie z cyklu Herosi poświęcone Bobby Darinowi. W wypełnionej po brzegi Galerii koleżankami, kolegami ze szkolnej ławki, nauczycielami, przypadkowymi osobami oraz miłośnikami dobrej książki, odbył się zaplanowany benefis. Spotkanie z Edkiem wypełnił i upiększył cudowną grą na gitarze klasycznej, Maciek Smoluch. Maciek dwudziestoletni chłopak, jest synem Jerzego, mojego przedwcześnie zmarłego przyjaciela. Razem na początku lat 70-tych pracowaliśmy w zakładach Predom – Prespol w Niewiadowie.
Było to prawdziwe spotkanie po latach przyjaciół, można powiedzieć - choć temat książki był bardzo ważny dla autora i jej dystrybucji - że to co działo się w tak zwanych kuluarach, po oficjalnie zakończonym spotkaniu, przerosło nasze oczekiwania, tak organizatorów jak również samego beneficjenta. Spontaniczność bycia razem, choć przez chwilę, koleżanek i kolegów nie tylko z ławki szkolnej, była tak wielka, że przyćmiła temat książki.
Edek był bardzo wzruszony nie zakładał, że w sposób tak niekonwencjonalny może wyglądać promocja jego Zupy z Króla. Było mi przyjemnie, kiedy wzruszony, składał mi podziękowania za oryginalność, za dobrze przygotowane spotkanie. Nazajutrz w tym samym pomieszczeniu, odbyła się moja impreza. Do ARKAD przybyło sporo osób uczestniczących w piątkowym spotkaniu. Dla wielu uczestników promocyjnego benefisu, osoba Bobby Darina była dobrze znana stąd nie byłem zaskoczony ich sobotnią obecnością w Galerii.
Bobby Darin - właściwie Walden Robert Cassotto (1937 – 1973) amerykański piosenkarz, kompozytor włoskiego pochodzenia, zaliczany do stylu rock’n’roll, choć jego zainteresowania muzyczne były szersze, dotyczyły różnych styli. Bobby był bardzo popularny w latach 50/60 ubiegłego wieku. Zajmował się również swingiem, folkiem i lekkim jazzem. Świetnie tańczył i był dowcipnym, karykaturalnym prześmiewcą wielu znaczących osobistości ze świata show buisnessu, amerykańskiej polityki, mediów czy sportu. Pochodził z nowojorskiego Bronxu. Od lat najmłodszych sprawiał wrażenie chorowitego dzieciaka, jako niemowlak zapadł na ciężkie zapalenie stawów co w konsekwencji schorzenie przerzuciło się na mięsień sercowy.
Żył z ciężką wadą serca, lekarze wróżyli mu krótki żywot (maksymalnie do 20/25 lat), przeżył niespełna 37 lat. Żyjąc z tą świadomością, wyrzekając się nadmiaru ruchu i wysiłku, pomimo tych ograniczeń (w szkole zwolniony był z lekcji Wychowania Fizycznego) ruchowych chciał przeżyć godnie, pozostawiając po sobie wiele cennych, muzycznych medalionów. Jak to zrobić? Jak ograniczyć wysiłek kiedy ma się niespełna 20 lat? Kiedy na świecie zapanował bardzo ekspresyjny muzycznie i tanecznie styl, jakim był rock’n’roll.
Jego pierwszy nagrany utwór, My First Love, nie zapowiadał przyszłych sukcesów. Wszelkie próby były nieskuteczne, dopiero utwór Splish Splash, stał się wielkim hitem, docierając na 3 miejsce amerykańskiej listy przebojów - Top Ten, otwierając przed nim pasmo sukcesów. Właśnie wtedy dla marketingowych celów, przybrał artystyczny pseudonim „Darin” i również wtedy dowiedział się o sobie wstrząsającej prawdy. Dotychczas wychowywała go samotnie starsza siostra (taki miał przekaz jako dziecko, że oboje są sierotami), która na progu jego muzycznej kariery przekazała Bobbowi tajemnicę życia, - Bobby jestem twoją matką. Ojca nigdy nie poznał. Nie muszę pisać jak wielki szok przeżył, na szczęście już dorosły, Darin.
W kolejnych nagraniach Darin zmienił styl, stawiając na repertuar dla bardziej dojrzałej publiczności, opracowując własne udane i popularne wersje standardów, jak Mack the Knife z Opery za trzy grosze, La Mer (Beyond the Sea), Clementine. Bywał porównywany do Franka Sinatry. Śpiewał też standardy musicalowe, jak Hello Dolly. Od 1960 zagrał w kilku filmach.
W 1965 roku, wraz z przemianami generacyjnymi na rynku muzycznym, Darin zainteresował się aktualnym wówczas folk rockiem. Nagrał m.in. udaną interpretację If I Were a Carpenter balladę kompozycji Tima Hardina (1966) i protest song We Didn't Ask to Be Brought Here. Jego kolejne nagrania to zauważalny dalszy zwrot w kierunku poezji i muzyki zaangażowanej politycznie.
Kolejne nagrane utwory, Dream Lover, własnej kompozycji i Queen Of The Hop umocniły Bobba w coraz bardziej hermetycznym, amerykańskim, rock’n’rollowym świecie. Utwierdziły wszystkich miłośników, fanów rock’n’rolla, że Bobby Darin to dużej klasy piosenkarz, że nie można zaszufladkować tego artysty do żadnego ze styli i obowiązujących form muzycznych. Śpiewał piosenki w stylu tradycyjny pop, często znakomicie interpretując standardy tego stylu. Bywało jednak, że wychodził poza tą dziedzinę, śpiewając popowe wersje piosenek rock’n’rollowych najczęściej popularnych zespołów, takich jak zespół The Rolling Stones lub ambitniejszych jak Bob Dylan. Spowodowało to, że niekiedy zaliczany jest do grona artystów rock’n’rolla.
Spotkanie, w sobotę 14 października 2006 roku, rozpocząłem wcześniej przygotowaną czołówką - mocnym, ekspresyjnym utworem – z wielkim przebojem z tamtej epoki, Early In The Morning, który jak zawsze na moich wieczorach muzycznych, wprowadzał obecnych w dobry, rock’n’rollowy nastrój. Wiele osób uczestniczących w benefisie Edwarda Wójciaka przybyło na moje spotkanie z Herosami po raz pierwszy. Wśród nich między innymi, Waldek Jakóbczyk perkusista Szarych Kotów, Grzegorz Morawski z małżonką Jadwigą (Grzegorz zmarł w pierwszy dzień (25) Świąt Bożego Narodzenia 2011r.) czy Ewa Janicka - Szklarek. Przybyli moi przyjaciele z MOPS, Ania Gwizdoń z mężem oraz Jola Maciejewska, Ewa i Tadeusz Nowiccy, koledzy i koleżanki z abstynenckich stowarzyszeń AZYL oraz ALA. Dotarli również z małżonkami nauczyciele Edka z II LO, panowie Edmund Sakowicz i Tadeusz Kawka.
W trakcie trwającego spotkania z Darinem, Edek sprzedawał swoje publikacje, pierwszą, wcześniej napisaną, Akademia Politury i promowaną, Zupa z Króla. Po zakończonej czołówce opowiedziałem w skrócie o bohaterze spotkania, o jego zdrowotnych perypetiach i zmaganiach z chorobą od początku kariery estradowej. By preferować rock’n’roll, zachodzi konieczność energicznego, ekspresyjnego zachowania się na scenie. Kiedy na ekranie ukazał się, schorowany Darin w swoim filmowym koncercie (był to jego ostatni występ), dosłanym ze Stanów przez Szymona, wszyscy skoncentrowali się ze współczuciem na osobie Darina.
Wojtek Szymon, przekazał mi również ważną informację, którą podzieliłem się z przybyłymi do Galerii. Otóż Bobby Darin w ostatnich występach, często w trakcie trwania koncertu schodził na zaplecze sceny by korzystać z butli tlenowej. Głębokimi wdechami i wydechami dotleniał mięsień serca, regulował jego pracę by ponownie, jak gdyby nic się nie stało, wrócić na scenę. Estradowy, taneczny luz Bobby Darina udzielił się nam wszystkim, każdy oglądający jego ekspresyjnie taneczny występ nie przypuszczał, że Bobby żyje z tak śmiertelnym zagrożeniem a parodiowane na ekranie postacie, choć monolog w języku angielskim, były rozpoznawalne.
Wśród prześmiewanych postaci, znaleźli się wielcy amerykańskiego show businessu jak DJ amerykańskiego radia i telewizji – Ed Sullivan, piosenkarze Frank Sinatra czy Dean Martin. Jego zachowanie, taneczny krok, sceniczna lekkość w poruszaniu się, była przed uczestniczącymi w koncercie, kamuflażem, ukrywaniem problemów ze zdrowiem. Na ekranowym występie dał się również poznać jako świetny, stepujący tancerz, niczym Fred Astaire czy Gene Kelly. Pożegnał wszystkich przybyłych do ARKAD, akompaniując sobie przy fortepianie, swoim najbardziej rozpoznawalnym, największym, rock’n’rollowym hitem, Splish Splash. W czasie trwania koncertu rozległy się w Galerii również brawa, kiedy Bobby Darin zaśpiewał w cudownej interpretacji balladę, If I Were A Carpenter.
Bobby Darin przez całe życie zmagał się z chorobą serca, po kilku operacjach (światowa chirurgia nie dokonywała jeszcze przeszczepów czy stosowanie bajpasów), po zasłabnięciu na ulicy, w lekarskiej przychodni, zmarł. Był 20 grudzień 1973 roku, cztery dni przed Wigilią. Bobby był dwukrotnie żonaty, z Sandrą Dee (od 1.12.1960 do 7.03.1967 roku), z którą miał syna Dodda, oraz z Andreą Joy Yeager, z którą od stycznia do września 1973 roku był w separacji by w październiku tegoż roku otrzymać rozwód a zgon artysty nastąpił w grudniu. Myślę, że problemy w związkach z kobietami miały wpływ na jego arytmiczność serca.
Pamiętam ten dzień, pamiętam krótką informację o jego śmierci w polskim radio czy większy artykuł napisany w sobotnim magazynie Sztandaru Młodych przez Romana Waschkę o Bobby Darinie. Pracowałem w tym czasie w niewiadowskiej Zasadniczej Szkole Zawodowej. Na zajęciach z młodzieżą ze smutkiem wspominałem ulubionego piosenkarza. Bobby w okresie separacji spotykał się z inną gwiazdą amerykańskiego show buisnessu, piękną Connie Francis. Do muzeum amerykańskiej muzyki Rock’n’Roll Hall Of Fame, wprowadzony został w 1990 roku. Syn Darina, Dodd, kiedy dorósł, nie bardzo pamiętający przedwcześnie zmarłego ojca, zafascynowany jego twórczością, założył muzeum jego imieniem i Fan Club Bobby Darin.
Moje sobotnie, dziesiąte spotkanie z cyklu Herosi Rock’n’Rolla połączone z piątkowym, literackim benefisem Edka Wójciaka przeszło do historii zapisując się w kronikach miasta i pamięci mieszkańców naszego pokolenia, mówiąc kolokwialnie, złotymi zgłoskami. Warto po latach o tych wydarzeniach opowiedzieć, by przypomnieć jeszcze żyjącym i zapoznać nowe pokolenia, że tego typu spotkania, oddolnie organizowane, odbywały się w naszym mieście.
Napisz komentarz
Komentarze