Uczestnicząc w kwietniowych (2011r), sopockich, pośmiertnych (XXX - lecie) obchodach poświęconych Krzysztofowi Klenczonowi wiedziałem już, że za niespełna trzy miesiące w tym mieście dojdzie do wielkiego wydarzenia (16 – 17 lipca). Mijało właśnie 50 lat (lipiec/sierpień 1961 rok) jak w widłach ulic Powstańców Warszawy/Bohaterów Monte Casino/Grunwaldzka zaistniał pierwszy w Polsce Pawilon Taneczny nazwany przez organizatorów, Non Stopem. Zaproszenie na jubileuszowe obchody, gospodarze wręczyli mi kiedy po klenczonowskim benefisie wracałem do domu. Dla mnie miało to być osobiste i szczególne wydarzenie.
Czytaj: Subiektywna historia rock'n'rolla w Tomaszowie Mazowieckim cz. 9 - w sopockim Non Stopie
Jako 17 letni chłopak, w drugim roku istnienia (1962r) tej instytucji, 49 lat temu, wraz z moim przyjacielem z Tomaszowa, Wojtkiem Szymańskim przez okres około dwóch tygodni, a może dłużej, pracowaliśmy nie zdając sobie sprawy z miejsca w jakim dane nam było się znaleźć. A był to historyczny, taneczny I Non Stop (dziś to miejsce nie istnieje), pierwszy w Trójmieście, pierwszy w naszym kraju. Wykonywana praca, to zasłanianie poprzez naciąganie grubych brezentowych plandek, otwartego tarasu lokalu. Brezentowe ściany i zadaszenie, pełniły bardzo ważną funkcję, oddzielały taras kawiarni Pawilon od głównej, ruchliwej ulicy (deptak przy Bohaterów Monte Casino) prowadzącej na sopockie Molo, taneczne wyczyny polskiej młodzieży na tak zwanych, rock’n’rollowych tańcach, również zwanych z angielska, fajfami.
Wróciły wspomnienia o tamtych beztroskich latach, o latach młodości, które zaowocowały, że w swojej trzeciej publikacji Rodzina Literacka ’62 podzieliłem się z czytającymi, swoimi przeżyciami, wrażeniami, w XVIII rozdziale pt 50 lat Non Stopu w Sopocie. Dziś, kiedy mam dystans do tamtego okresu, lepiej, precyzyjniej to widzę i odczuwam. Przez okres dwóch dekad (1961/1981) XX wieku, sopocki Non Stop był największym i najmodniejszym w Polsce, jedynym w krajach demoludów, letnim, tanecznym miejscem z żywą muzyką, który odegrał podobną rolę jaką dziś przypisuje się; Club Marque w Londynie czy Fillomore East w San Francisco. Na przestrzeni tych lat na scenach, kolejnych Non Stopów występowało wiele polskich zespołów. Przygrywali do tańca, najwięksi z największych, począwszy od Czerwono Czarnych, Niebiesko Czarnych poprzez Czerwone Gitary, Skaldów, Budki Suflera, Niemena po Breakout, Pięciolinie, Krzak, SBB czy trójmiejskie Kombi.
Sobota-16-lipca-2011
Na upalne, dwudniowe obchody święta sopockiego Non Stopu, przybyłem przed południem w sobotę 16 lipca 2011 roku. Zakwaterowanie otrzymałem w pięknym pensjonacie ZATOKA, usytuowanym nad brzegiem morza, przy samej promenadzie łączącej Gdańsk, Sopot, Gdynię.
Tu spotkałem grupę warszawskich fanów, w której znalazła się moja koleżanka z lat młodości, obecnie mieszkanka stolicy, Maryla Tejchman. O godzinie 17.30 nadmorską promenadą, z warszawską grupą udaliśmy się na ulicę Bohaterów Monte Casino gdzie na tarasie Krzywego Domku miał rozpocząć się pierwszy dzień obchodów 50 lat Non Stopu. Naprzeciw Krzywego Domku, po drugiej stronie monciaka, na tarasie restauracji Błękitny Pudel dostrzegłem swoich znajomych, do których z Marylą Tejchman, dołączyłem. Siedzieli tu, spijając piwo, Marek Karewicz ze swoją 16-letnią córką Aleksandrą, jego opiekunowie, Hanna Erez i Wiesław Śliwiński oraz były lider grupy POLANIE (Polanie All Stars brali udział w jubileuszowym koncercie), piosenkarz, gitarzysta i kompozytor, Piotr Puławski.
Po kilkuminutowej dyskusji wspartej kuflem piwa, punktualnie o godzinie 18.00 otworzyły się szeroko drzwi na taras kawiarni Zła Kobieta, która mieści się w kompleksie budynku Krzywy Domek, a w ich prześwicie ukazał się gospodarz imprezy, Wojtek Korzeniewski, prezes Fundacji Sopockie Korzenie, który zagaił - Witam wszystkich bardzo gorąco, jednocześnie pragnę poinformować państwa, że w tym momencie rozpoczyna się wydarzenie na miarę XXI wieku. Otóż dokładnie minęło 50 lat jak w Sopocie, niedaleko od miejsca w którym się dzisiaj znajdujemy, w kierunku Mola, u zbiegu ulicy Powstańców Warszawy i Grunwaldzkiej powstał pierwszy w Polsce, pierwszy w krajach demoludów, młodzieżowy, taneczny pawilon nazwany przez organizatorów, Non Stopem. Zapraszam wszystkich do wnętrza kawiarni Zła Kobieta. Niech żyje rock’n’roll – z okrzykiem zakończył Korzeniewski - Rozpoczynamy świętowanie.
Wszyscy wstaliśmy od stolików, i jak jeden mąż, udaliśmy się na drugą stronę monciaka, do lokalu Zła Kobieta. Lokal wypełniony był już po brzegi. Dla wielu uczestników spotkania zabrakło miejsc siedzących. Wśród stojących zauważyłem gdańskich przyjaciół, Henię i Czarka Francke. Dostrzegłem również dziennikarzy z Warszawy, zabierający głos w spotkaniu Krzysztof Szewczyk i Marek Gaszyński. Obok nich, stał znany człowiek z Trójmiasta, Marian Zacharewicz, muzyk, piosenkarz, kompozytor (Te same noce i dnie, Czekamy wciąż na miłość) współorganizator sopockich festiwali, twórca sukcesów Ireny Jarockiej. Na spotkanie przybyła również ze Stanów Zjednoczonych, Alicja Klenczon Corona, nieobecna na kwietniowym benefisie swojego męża, Krzysztofa.
Właściwie to pierwszy dzień jubileuszowego świętowania był przedłużeniem kwietniowych wydarzeń. Ściany budowlanego kompleksu Krzywy Domek, w lokalach Zła Kobieta, Cafe del Art czy Dream Bar wystrojone były fotogramami i rollapami autorstwa Marka Karewicza, Nie przejdziemy do historii, który tym, tematycznym wernisażem prac zamykał cykl kwietniowych wydarzeń poświęconych XXX – leciu śmierci Krzysztofa Klenczona.
Alicja Klenczon Corona zakończyła swoim wystąpieniem pierwszą część spotkania poświęconego zmarłemu mężowi. Podziękowała wszystkim obecnym za przybycie, podziękowała za pomysł i wysiłek jaki wnieśli w obchody, tak kwietniowe i dzisiejsze, przyjaciele z Fundacji Sopockie Korzenie. Po zakończonym monologu Alicji, mikrofon znalazł się w ręku Marka Gaszyńskiego, który zaprosił wszystkich do kawiarni obok, Cafe del Art, znajdującej się w pasażu Domku na przeciw Złej Kobiety, na promocję swojej najnowszej książki, pierwszej, napisanej powieści, Teoria zbrodni uprawnionej.
Po przemieszczeniu się wszystkich do lokalu naprzeciw, głos zabrał Marek Gaszyński - dziennikarz radiowy i muzyczny prezenter, autor tekstów piosenek (między innymi Sen o Warszawie, Gdzie się podziały tamte prywatki, Nie zadzieraj nosa), autor wielu książek o tematyce muzycznej (Niemen – Czas jak rzeka, Czerwone Gitary – Nie spoczniemy, Mocne uderzenie Czerwono Czarni/Niebiesko Czarni czy ostatnie dzieło dziennikarskiego życia Mój cały Rock’n’Roll w Polsce).
- Proszę Państwa chciałbym dzisiaj przedstawić Wam moją najnowszą książkę, pierwszą napisaną przeze mnie powieść, do której zabierałem się od dawien dawna. Obejmuje ona wątki, sceny z kilku, ostatnich dziesięcioleci. Rozgrywa się w rozmaitych miejscach na świecie jak; Warszawa lat 50-tych, tajemnicze lasy północnej Kanady, stocznie Gdańska w czasie strajków czy dyskoteki w warszawskim Hotelu Bristol. Bohater książki prześladowany jest przez UB-ecję, trafia na komunistyczną uczelnię
w Moskwie, do namiotu indiańskiego uzdrowiciela, do saloonu kowbojskiego. Pracuje jako wykładowca na Uniwersytecie Warszawskim. Książka wypełniona jest rock’n’rollem, jazzem w warszawskich Hybrydach, intrygą, miłością i zbrodnią. Myślę, że czytający znajdzie tu wszystko co sprawi mu zadowolenie i satysfakcję.
Dodatkowych pytań z sali za wiele nie było, pan Marek w swojej promocyjnej mowie zawarł prawie wszystko. Publikacja Gaszyńskiego rozchodziła się jak przysłowiowe bułeczki do tego stopnia, że autor nie nadążał z wpisywaniem dedykacji. Obok książki Marka Gaszyńskiego wystawiłem swój Tomaszowski Tryptyk (Moje miasto w rock’n’rollowym widzie, A jednak Rock’n’Roll, Rodzina Literacka ’62) i nieskromnie powiem, że kilka kompletów sprzedałem. Tym samym mam świadomość, że rozsławiłem nasze miasto. Bo uważam swoje kronikarstwo za lokalnie historyczne.
Po promocji książki nastąpił czas na kuluarowe spotkania, rozmowy. Przenieśliśmy się naszą grupą (Marek Karewicz, Marek Gaszyński, Maryla Tejchman, Hania Erez, Wiesław Śliwiński,), piętro wyżej, do restauracji Dream Bar. Przy kolacji, wspartej lekkim alkoholem, piwem, słodyczami omówiliśmy strategię na dzień jutrzejszy (synoptycy zapowiadają bardzo upalną niedzielę), a Wiesław Śliwiński jak przystało na gospodarza, organizatora jubileuszu, świętowania, przedstawił nam cały program niedzielnego spotkania. Omówił zespoły, które miały swoimi występami ubarwić ten szczególny koncert muzycznego maratonu, że podczas występu Polanie All Stars dojdzie do pięknego dla Polaków wydarzenia, swoje 90 urodziny, osobiście na koncertowej scenie będzie obchodził nasz nestor, ojciec chrzestny polskiego rock’n’rolla, pan Franciszek Walicki.
Niedziela-17-lipca-2011-rok
Był bardzo upalny poranek, morze spokojne, żadnej falki na horyzoncie. Zapowiadała się piękna, słoneczna niedziela. Po porannej, morskiej kąpieli i śniadaniu, promenadą udałem się z Marylą Tejchman (zaprzyjaźniła się z moimi przyjaciółmi z Trójmiasta i okazało się, że mieszka w Warszawie w sąsiedztwie Marka Karewicza) w kierunku Mola.
Na placu tuż przy promenadzie w widłach ulic Chopina, Traugutta, Drzymały, miejsce istnienia II Non Stopu, miały w godzinach popołudniowych (start o 14.00) odbyć się koncerty wielu współczesnych, młodzieżowych zespołów, na zakończenie jubileuszu, 50 lat Non Stop-u, koncert muzycznych dinozaurów, Polanie All Stars, który to zespół wystąpił w historycznym składzie; gitary – bracia Zbigniew i Wiesław Bernolakowie, perkusja – Andrzej Nebeski, saksofon – Włodzimierz Wander. Nie dołączył tylko do zespołu, z przyczyn dla mnie niewiadomych, choć podczas koncertu był obecny, Piotrek Puławski – niezapomniany piosenkarz grupy, wielki interpretator coverów Erica Burdona. Do zespołu na sopocki jubileusz dołączyli Tomek Dziubiński – gitara i Adam Zimny – śpiew (wykonał wszystkie utwory Piotra Puławskiego). Jednocześnie gościnnie z Polanami All Stars wystąpili piosenkarze nowej generacji; Marek Piekarczyk (TSA), Wojtek Korda, Tomek Lipa Lipnicki i Krzysztof Zalef Zalewski.
Na ogrodzeniowej siatce obramowanej kątownikiem, otaczającej wokół plac, który dziś stanowi parking samochodowy dla korzystających z plażowania, z morskiej kąpieli (dawny II Non Stop), widniały gęsto rozmieszczone, duże fotogramy autorstwa Marka Karewicza. Przypominały wszystkim przybyłym na muzyczny maraton do Sopotu, historię polskiego rock’n’rolla, od Bogusława Wyrobka i pierwszego zespołu Rhythm and Blues po Czerwono i Niebiesko Czarnych, Niemena, Czerwone Gitary, TSA SBB, Breakout po koncerty MMG w Jarocinie. Na stojącym obok budynku (willa, o której pisałem w poprzednim felietonie), widniał mural z wizerunkiem Krzysztofa Klenczona. Jego odsłonięcie miało miejsce 28 kwietnia 2011 roku.
Już przed południem na historycznym placu II Non Stopu, na scenie głównej odbywały się techniczne próby dźwięku, nagłośnienia, strojenie instrumentów, piosenkarskie próby. Rozstawione wiaty wokół nonstopowego placu skupiały wielu muzycznych fanów, gapiów, zbieraczy poszukujących przeróżnych gadżetów, pamiątek związanych z jazzem rock’n’rollem w postaci wydawnictw książkowych, prasa kolorowa zagraniczna i krajowa, płyty analogowe (longplaye, single, albumy), CD, koncerty na DVD i taśmach VHS, bawełniane koszulki z różnymi wizerunkami muzycznych idoli, wszelkiego rodzaju plakaty z koncertów, olejne obrazy i wiele innych, przedziwnych, tematycznych, nie wymienionych gadżetów.
Swój punkt sprzedaży miał również Marek Gaszyński, przy którym i ja skorzystałem, bo obok Marka stanąłem ze swoimi publikacjami. W krótkim czasie jego powieść rozeszła się niesłychanie szybko, cały handel redaktora nie trwał dłużej niż godzinę. A miał na stoisku kilkadziesiąt egzemplarzy. Czego nie mogę powiedzieć o sprzedaży moich książek. Sprzedałem tylko kilka tytułów, choć moje publikacje oglądało dziesiątki osób. Tu poznałem przeglądającego moje książki, twórcę, animatora festiwalu Muzyki Młodej Generacji w Jarocinie, pana Krzysztofa Wodniczaka. Pan Krzysztof był w towarzystwie mojego przyjaciela Wiesławem Wilczkowiaka. W czasie naszej konwersacji dowiedziałem się wiele o kulisach jarocińskiego, festiwalu. Na koniec naszej rozmowy, spowodowanej rozpoczęciem muzycznego maratonu, pan Krzysztof podarował mi czasopismo Magazin Brzmienie – Rockinberlin (które założył z Czesławem Niemenem). Wydawane jest w Niemczech, w języku polskim i niemieckim. Ja natomiast rewanżując się panu Wodniczakowi, sprezentowałem swój Tomaszowski Tryptyk.
O godzinie 14.00 przy roznegliżowanym tłumie, przybyłym prosto z plaży (panował potworny upał), plac II Non Stopu wypełniony został po brzegi. Nie było gdzie przysłowiowego wsadzić palca. Znalazłem się w towarzystwie wymienionych Wiesława i pana Krzysztofa, po chwili do nas dookoptował Piotr Puławski (były solista zespołu Polanie) i na wózku Marek Karewicz. Pana Marka przekazał mi jego opiekun, Wiesław Śliwiński, który jako grupa organizująca imprezę miał sporo obowiązków z tym związanych. Dotarli również do nas Henia i Czarek Francke, Hania Erez oraz Maryla Tejchman. Rozpoczął się koncert a raczej muzyczny maraton, o którym pozwolę sobie opowiedzieć swoim czytelnikom w kolejnym felietonie.
Napisz komentarz
Komentarze