Ostatnie, ciepłe, wrześniowe dni, zachęciły mnie do wybrania się na przejażdżkę rowerową. Postanowiłem pojechać, przez łąki koło oczyszczalni ścieków, do ścieżki rowerowej, prowadzącej w kierunku Spały, następnie przez lasy spalskie, Wąwał, do drogi rowerowej, wzdłuż ulicy P.C.K.
Wrażeń, wystarczy mi do następnego roku. Kultura z jaką odnosimy się w stosunku, do innych użytkowników dróg rowerowych, poraża.
Wszystko jest cudownie, do czasu, kiedy jedziemy sami, ale to szczęście kończy się szybko.
Jak sama nazwa wskazuje, droga rowerowa, to wymarzony trakt, dla wózków wszelkiej maści, spacerowiczów, użytkowników rolek, desek i wszystkiego, co tylko chcemy.
Nie, żebym się czepiał. To nie istotne, że po drugiej stronie ulicy, jest chodnik. Pusty chodnik. Coś z nim jest nie tak? Trzeba go odczarować, tylko jak to uczynić.
Pomijając, już ten fakt, zastanówmy się, jak pogodzić wszystkich użytkowników, drogi rowerowej. Czy, to jest możliwe ? Tak, jest możliwe, ale wymaga wyjątkowej odwagi.
Po daniu sygnału dźwiękowego na idącą przed nami, całą szerokością, grupę z wózkiem, zasilanym, piwem z nazwą gór na butelce, dostałem ostrzeżenie, że droga jest dla wszystkich ! To było najdelikatniejsze ostrzeżenie, jakie usłyszałem, mijając grupę, po trawniku. Reszta, nie nadaje się do zacytowania.
Problem, jest głębszy, bo dotyczy chodzenia po ścieżkach, chodnikach i rezerwatach. Co w nas jest takiego, że musimy zajmować dla siebie całą przestrzeń ? Nie ma to znaczenia, jaką szerokość ma trakt, droga rowerowa, czy chodnik. Idziemy, jak barany na redyk, mając wszystkich w tyle.
Na każdy przejaw doprowadzenia nas do porządku, reagujemy alergicznie, komentując takie zdarzenie przekleństwem.
Droga rowerowa w dni wolne od pracy, zamienia się w drogę, na której trzeba walczyć o życie. Co z tego, że mamy czas wolny. Jaki tam wolny? Późno się wstało! Po rowerowym wyścigu, trzeba jeszcze obiad ugotować i obejrzeć serial "Twarde orzechy Fulgencja" , odcinek 7895, iść do teściowej i wrócić do domciu.
Co tam przyroda, śpiew ptaków, zapach lasu. Najważniejsze, to telefon ( bez telefonu, to koniec !). Trzeba koniecznie pamiętać, żeby jeszcze mp4 zabrać i aparat. Tak aparat musi być taki duży, żeby zajmował cały koszyk w rowerze.
Statyw ostatecznie można żonie przez plecy założyć, jako mniej ważny. Niech kobieta potrzebna się czuje. Przecież bierze udział w eskapadzie.
Tak już wyposażeni i ubrani w super nówki sztyfki łaszki zdobyte w czwartek w jednym z dyskontów, ruszamy na podbój powiatu.
Koniecznie pamiętajmy o włożeniu słuchawek do uszu, żeby nie słyszeć odgłosów przyrody i jakiegoś palanta, co będzie dawał znać, żebyśmy miejsca ustąpili. Niech jedzie po lesie. Droga jest nasza !
NIE, DROGA i nie tylko Droga, JEST dla WSZYSTKICH!
Napisz komentarz
Komentarze