Mistrz Hiszpanii zawitał do kolebki Solidarności z dziesięciodniowym opóźnieniem, spowodowanym nawróceniem choroby i rezygnacji z funkcji pierwszego trenera Tito Vilanovy.
Mecz stał pod dużym znakiem zapytania, jednak na szczęście udało się go zorganizować. Barcelona znalazła nowego trenera Gerardo Martino, zawodnicy z Katalonii szybko się pozbierali, a kibice w Polsce mogli zobaczyć swoją ukochaną drużynę.
Zacznijmy jednak od początku.
Godzina 9.55. Na mecz postanowiliśmy się wybrać jednym z taborów kolejowych. Trasa Katowice – Hel zbytnio nas nie zachęcała, bowiem sądziliśmy, iż pociąg, mimo rezerwacji miejsce będzie zapełniony. Jakże się jednak myliliśmy. Nienajgorsze warunki w przedziale, czysta i pachnąca toaleta i około 100 – 150 kibiców poprzebieranych w koszulki Barcelony (zapewne tych bez T-SHIRTA też kilku było) zadecydowało o tym, że jednak był to dobry wybór. Siedmiogodzinna podróż PKS, bądź trochę krótsza autem nie wchodziła w grę. Po pierwsze podróż swoim samochodem dla dwóch osób to duży wydatek, a po drugie każdy z nas mógł rozprostować ciało, a w drodze powrotnej zwyczajnie się przespać.
Wszystko fajnie, pięknie, ale czym że by było nasze PKP, bez opóźnień. Na stacji w Bydgoszcz Główna czekał nas blisko pół godzinny postój.
Maszynista nadrobił stracony czas i o godzinie siedemnastej byliśmy już na miejsce. Pierwsza dobra informacja była taka, iż Szybka Kolej Miejska w Gdański postarała się o przejazd kibiców i podstawiła, fajne długie pociągi osobowe, które od godziny osiemnastej, co dwadzieścia minut dowoziły ludzi na przystanek kolejowy: EXPO – PGE ARENA, czyli prościej pisząc - pod sam stadion.
My jednak nie czekaliśmy. Po zaczerpnięciu krótkiej informacji, pojechaliśmy tramwajem (numer 7 dla zainteresowanych). Motorniczy około 25 – 27 lat sprawił, iż poczuliśmy się jak na kolejce górskiej w dobrym wesołym miasteczku. Raz zarzucało, raz w prawo – grunt, że nikomu się nic nie stało. Oj wesoło było. Kibice, którzy mieli już w gaźniku kilka procent, bez wątpienia po wyjściu poczuli ulgę.
Informując nas, że my także mamy wysiąść, zrobiliśmy, to co nam zasugerował prowadzący transport i rozglądamy się na boki – stadiony ani widu, ani słychu. Spodziewaliśmy się olbrzymiego kolosa, hałasu kibiców, a tu jedynie kilka budynków.
Kibice jednak solidarnie idą w jednym kierunku, więc idziemy z nimi. Po około dziesięciominutowej przechadzce, widzimy mieniący się w blasku słońca i w odcieniu jasnej pomarańczy „Bursztyn”. Pierwsze wrażenie…..” jakże on jest mały:. Bardziej nam przypomina wielką halę, aniżeli odkryty obiekt piłkarski.
To mylne wrażenie towarzyszy nam nawet przy stadionowych parkingach. Po przekroczeniu bramy wejściowej, im bliżej obiektu tym ten co raz bardziej obiekt się powiększa i dopiero przy wejściach, oraz po wejściu do środka widać jak to jest gigant.
Po krótkim zwiedzaniu, postanowiliśmy coś zjeść. Wybraliśmy się, więc do stadionowego baru. Po obejrzeniu menu zwątpiliśmy: zapiekanka + Coca Cola 19zł. Bułka z kiełbasa + Coca Cola 24zł. Ceny jak z marsa, a patrząc u innych na to jak wyżej wymieniony posiłek wygląda „apetycznie”, zwyczajnie darowaliśmy sobie.
Kolejny etap to znalezienie wejścia na trybunę prasową. Po blisko 20 minutach i lekkich kłopotach trafiamy na kibiców, którzy wnoszą wielką flagę Blaugrana. Mężczyźni poprosili nas o pomoc , więc swoją malutką cegiełkę także do oprawy dołożyliśmy.
Wciąż jednak nie wiemy, gdzie mamy pracować. Kolejne 10 minut poszukiwań. Obsługa jest bardzo miła, ale ciągle nami kręci. Po wejściu praktycznie pod sam dach udało się. Zaskoczenie było duże, bowiem miejsca te usadowione były wysoko, ale jednak w trakcie meczu, znakomicie było widać piłkarzy i cały pojedynek (kolejne złudzenie optyczne).
Po obejrzeniu stanowisk, postanowiliśmy trochę się odprężyć i pójść na stadionowy Tor Kartinogwy. Kapitalna zabawa dla dwóch osób na długim torze (1 okrążenie to średnio 65 sekund jazdy) kosztuje 30 zł od osoby (8 minut zabawy).
Po krótkiej rozrywce i małym papierosku, szykujemy się na przyjazd autokarów z zawodnikami obu klubów. Po chwili te nadjeżdżają i robi się wielki pisk i krzyk wokół obiektu – wysiadają piłkarze Barcelony. Nam jednak nie udało się dobić do zawodników.
Na murawie już jednak mieliśmy sporo szczęścia. Znaleźliśmy znakomite miejsce do fotografowania. Po kilkunastu minutach wychodzi największy aktor tego meczu – Neymar. Człowiek ten w dniu meczu przyćmił nawet Lionela Messiego. Polska prasa była wręcz podniecona, pytaniem czy Neymarowi uda się zadebiutować w Polsce.
Dla nas to kolejne ciekawe doświadczenie. Zastanawialiśmy się jak człowiek o tak skromnych fizycznie gabarytach (chude wręcz ciało i nogi) może być tak świetnym piłkarzem, a jednak patrząc już na rozgrzewkę ocieraliśmy oczy ze zdumienia. Wesoły, rozluźniony, troszkę sprawiający wrażenie zagubionego w tłumie dziennikarzy chłopak, starał się nie zwracać uwagi na fotoreporterów, ale jednak i tej sztuki będzie się jeszcze musiał nauczyć. Jego popisy robiły ogromną furorę, w mało jeszcze licznej publiczności.
Po chwili wyszedł Messi – chłodny jak lud, twardo stąpający po ziemi, dla niego dziennikarze to już dzień powszedni.
Na rozgrzewce zobaczyliśmy także zawodników Lechii Gdańsk. Ci uśmiechnięci, a jednocześnie zdenerwowani, wydaje się, że dla większości kibiców są tylko statystami, a jednak w trakcie meczu Ultrasi Lechii nie zawiedli.
Zajęci zdobywaniem kolejnych zdjęć nie zauważyliśmy nawet w jak szybkim tempie stadion się zapełnił.
Pojedynek otworzyła piękna oprawa kibiców FC Barcelona, którzy rozwiesili piękna „sektorówkę” z napisem Tots units fem força! (Razem jesteśmy silni). Po chwili na murawę wszedł nasz jedynak NBA Marcin Gortat.
Tuż przed pierwszym gwizdkiem piłkarze uczcili pamięć o Antonim Ramalletsie, byłym, legendarnym bramkarzu klubu z Katalonii i reprezentacji Hiszpanii, który zmarł w dniu meczu w wieku 89 lat
Na ławce Barcelony zabrakło Martino. Jego miejsce chwilowo zajął Jordi Roura.
Bez Neymara, ale za to z Leo Messim , na pierwszy gwizdek z meczu wyszli Katalończycy.
Podopieczni Michała Probierza mecz rozpoczęli znakomicie. Już w 9 minucie w dobrej sytuacji strzeleckiej znalazł się Piotr Grzelczak, który ustawiony na 14 metrze po prawej stronie pola karnego, zdecydował się na strzał bramki Pinto. Zawodnik Lechii stracił jednak równowagę przy tej próbie i uderzył za wysoko.
Barcelona zlekceważyła pomorski zespół. Lechiści grali agresywnie i z dużym zaangażowaniem. Piknikowi Katalończycy nie mogli znaleźć recepty na dobrze umotywowanych Polaków.
Dobra gra Gdańszczan przyniosła rezultat w 15 minucie. Rzut rożny w wykonaniu Daisuke Matsui, dobrze głową zamyka Jarosław Bieniuk i Pinto po raz pierwszy w meczu wyciąga piłkę z siatki. Sektor Lechistów oszalał.
Lechiści bawili się z piłkarzami Barcelony. W 20 minucie Buzała ośmieszył gracza Barcelony Sergi Gomeza, jednak jego podanie na 6 metr do Matsui dobrze przeciął Sergi Roberto.
Śmiało można rzec, że Barca nie chciała się wysilać, jednak po minie i reakcji Lionela Messiego można było odnieść inne wrażenie. Argentyńczyk w ok. 20 minucie miał już dosyć tej zabawy i wziął się za swoich kolegów, co rusz ich mobilizując do lepszej gry, czasami wręcz w ordynarny sposób.
W 26 minucie goście przeprowadzają znakomitą zespołową akcję prawym skrzydłem, którą zamyka Sergi Roberto.
Pierwsza połowa kończy się wynikiem 1:1. W drugiej Michał Probierz desygnuje do gry kolejnych zawodników. Kibice Barcelony nie zawiedli, ale nikt z dziennikarzy nie spodziewał się takiego zaangażowania ze strony kibiców Lechii Gdańsk, dla których (jak nazwali redaktorzy miejscowych mediów) – Familia Match.
Trenerzy w przerwie dokonaly kilku zmian. Probierz wpuścił piątkę świeżych graczy, natomiast Barcelona zmieniła bramkarza. Pinto między słupkami zastąpił Olazabal.
Druga części gry rozpoczyna się dla Lechistów jak marzenie. Grzelczak znakomicie ograł Montoyę pociągnął kilka metrów lewą stroną i uderzeniem z ostrego kąta pokonał Olazabala
W 57 minucie kibice Barcelony ponownie mieli powody do radości. Barcelona w swoim stylu rozegrała akcję na 17 metrze, po czym Leo Messi znakomicie wykorzystał podanie Alexisa Sancheza i uderzeniem z 6 metrów umieścił piłkę w siatce. Bezradny Małowski był bez szans.
W 79 minucie kibice doczekali się wreszcie na to, na co czekali od początku tego pojedynku. Szeregi piłkarzy znajdujących się na murawie zasilił Neymar, który zmienił Alexisa. Brazylijska gwiazda nie miała życia z piłkarzami Lechii, którzy w przypadku swojej nieporadności ratowali się przewinieniami.
W trzeciej doliczonego czasu gry, Lechiści mogli wygrać to spotkanie, ale jednak żaden z graczy Lechii nie zdołał zamknąć groźnego dośrodkowania.
Lechia po znakomitym meczu remisuje z FC Barcelona 2:2. Kibice, którzy zjawili się w Gdański na brak emocji nie mogli narzekać, mimo tego, że był to tylko mecz towarzyski.
Po końcowym gwizdku ponad 30.000 ludzi w błyskawicznym tempie rozeszło się do swoich domów. My skorzystaliśmy z podstawionych pociągów Szybkich Kolei Miejskich, która w błyskawiczny sposób odwiozła nas, oraz innych kibiców na Dworzec Główny. Zadowoleni, oraz pełni wrażeń i zdjęć wracamy do domu. Polish Sport Promotion zafundowało polakom nie lada gratkę.
Lechia Gdańsk – FC Barcelona 2:2 (1:1)
1:0 - Jarosław Bieniuk 15’
1:1 - Sergi Roberto 26’
2:1 - Piotr Grzelczak 50’
2:2 - Lionel Messi 57’
Składy:
Lechia Gdańsk: Mateusz Bąk (46' Sebastian Małkowski), Luis Santos Deleu (46' Christopher Oualembo), Jarosław Bieniuk (46' Rafał Janicki), Sebastian Madera (46' Krzysztof Bąk), Adam Pazio, Przemysław Frankowski (80' Adam Duda), Paweł Dawidowicz (46' Maciej Kostrzewa), Marcin Pietrowski (9' Wojciech Zyska), Piotr Grzelczak (87' Kacper Łazaj), Daisuke Matsui (46' Bartłomiej Smuczyński, 83' Łukasz Kacprzycki), Paweł Buzała (32' Patryk Tuszyński).
FC Barcelona: Jose Manuel Pinto (46' Oier Olazabal) - Martin Montoya (63' Kiko Femenia), Sergi Gomez (63' Carles Planas), Marc Bartra (63' Frank Bagnack), Adriano Correia (63' Javier Espinosa), Alex Song (63' Sergi Samper), Jonathan Dos Santos (63' Patric), Sergi Roberto (63' Ilie Sanchez), Alexis Sanchez (79' Neymar), Lionel Messi (76' Jean Marie Dongou), Cristian Tello (22' Joan Roman)
Napisz komentarz
Komentarze