Widzę to po znajomych o liberalnych poglądach, niezainteresowanych w ogóle bądź nieaktywnych politycznie, którzy przecierają oczy ze zdumienia na wieść o kolejnych aferach, degrengoladzie, pozoranctwie, nieudolności, arogancji.
Widzę to po znajomych, którzy Platformę popierali bądź oddawali na nią swój głos, a dziś nabijają się z niej i deklarują: „nigdy więcej”.
Widać to w kolejnych sondażach, które nie sprawiają wrażenia chętnych do odwrócenia się przed „godziną zero”. Już chyba kilkanaście ich było, a dystans między dwiema największymi partiami się zwiększa.
W samej partii atmosfera jak w zderzaczu hadronów. To, co mówią Tusk, Gowin, Schetyna, Biernat, Godson, Niesiołowski, Raś sprawia nieodparte wrażenie potężnego, wielofrontowego konfliktu i krwiożerczej walki. Niezrozumiałej i niemile widzianej przez tzw. zwykłych ludzi.
Ciekawe, na jak długo zderzenie mogą odwlekać takie akcje jak wczorajsza „Wyborczej” z PO ws. finansowania partii? I czy w ogóle będą mieć one jakiekolwiek znaczenie?
W takich chwilach warto słuchać głosów tych, którzy nie boją się mówić i nie zabierają głosu dla partykularnych interesów.
W bardzo ciekawej rozmowie z Anną Sarzyńską senator PO Jan Rulewski zaskakuje tezami o „wodzusiostwie” Donalda Tuska i jego wyzbyciu się odpowiedzialności, o braku demokracji w partii, o przykrym osamotnieniu Jana Rokity i zadaniu mu ciosu przez byłych partyjnych kolegów po surowym wyroku sądu i wejściu komornika, milczącym przyzwoleniu na tak radykalne działanie.
Takich jak Rulewski jest więcej. Nie wszyscy chcą mówić. Niektórzy otwarcie wypowiadają posłuszeństwo strukturom – John Godson nie pytając nikogo o pozwolenie zapowiada start w wyborach samorządowych, by odsunąć od władzy nieudolną prezydent Łodzi z PO.
Obraz partii władzy wypełniany jest przez całą serię zdarzeń z ostatnich tygodni, które są dla PO jak kolejne ciosy któregoś z Kliczków lądujące na szczęce dowolnego rywala. Prawie zawsze kończy się tak samo – knock outem. Różnica polega na tym, że ekipa Donalda Tuska zadaje sobie ciosy sama. Trudno je już zliczyć.
Mamy bowiem Sławomira Nowaka z Cam Media i śliską sprawą zegarków.
Mamy Joannę Muchę z 6-milionową dotacją na koncert pop wydaną niezgodnie z przeznaczeniem. Mamy Hannę Gronkiewicz-Waltz z zalaną Warszawą, skandalem wokół podejrzanego przetargu śmieciowego i skąpstwem na bramce w parku.
Mamy Elbląg, Żagań, Rybnik, Podkarpacie.
Mamy arcyważną i zatrważającą kwestię energetyczną na kierunku wschodnim, gdzie widać stojących w drzwiach Rosjan.
Mamy nagrody dla urzędników każdego szczebla każdego wycinka publicznej sfery w zderzeniu z bezrobociem, katastrofalną sytuacją młodych ludzi w perspektywie ich obecności na rynku pracy i mieszkaniowym.
Wcześniej było jeszcze Amber Gold cuchnące na każdym kroku polityczno-biznesowym uwikłaniem ze służbami w tle, by nie cofać się do jednorękich bandytów, stoczni.
Mamy pozory wprowadzania ułatwień w polityce prorodzinnej i obniżanie poziomu edukacji.
Mamy milionowe wsparcia dla zaprzyjaźnionych mediów prywatnych i zabijanie mediów publicznych. Na pocieszenie premier składa nam świąteczne życzenia za, bagatela, milion złotych od nas wzięte.
Mamy tradycyjny chaos drogowo-kolejowy i bijącą kolejne rekordy znęcania się nad losem najbardziej cierpiących służbę zdrowia.
Mamy wreszcie system (nie)sprawiedliwości rozkładający parasol nad komunistycznymi zbrodniarzami i aferałami co kontrastuje z poczuciem bezradności prostego obywatela postawionego pod jakimkolwiek błahym zarzutem.
Oddzielną kategorią, zohydzaną na każdym kroku jako niegodną wspominania jest katastrofa posmoleńska.
Niech się więc władzunia cieszy, że ma jeszcze te 26%.
Niedługo.
Marek Pyza, wPolityce.pl
Napisz komentarz
Komentarze